[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zem pojedziemy do Argentyny.
Mam kompletny zamęt wgłowie. Zastanawiam się
nad wszystkim, co usłyszałam, i wyławiam najbardziej
intrygującą mnie informację.
Nie chcesz się ze mną rozstawać, tak? po-
wtarzam jego słowa. Potem patrząc mu prosto w twarz,
pytam: Dlaczego?
GR śmieje się. Serce zaczyna mi bić jak oszalałe,
wstrzymuję oddech.
Bo cię kocham, Hillary. Myślałem, że wiesz
o tym!
A skąd mam wiedzieć? wybucham. Telepa-
tia? Może ty potrafisz czytać moje myśli, ale ja nie
umiem odgadywać twoich.
GR przerywa mi pocałunkiem. Potem knykciami
palcówgładzi mnie po policzku. Zagląda mi głęboko
w oczy i lekko się czerwieniąc, odzywa się:
Nie mówiłem ci tego? Nie powiedziałem, jak
bardzo stałaś się dla mnie ważna? Jak tęsknię, żeby
146 MEREDITH WEBBER
spotkać cię każdego ranka, usłyszeć twój głos, zoba-
czyć błyski w oczach, kiedy cię czymś zirytuję?
Kocham cię, Hillary, tak głęboko, że czasami mnie to
samego przeraża, a czasami chcę biegać i krzyczeć
twoje imię na cztery strony świata. GR? Biegać
i krzyczeć? Hillary szepce. Widzisz, potrafię
wymówić twoje imię, chociaż wolę mówić na ciebie
Ruda, bo w myślach zawsze cię tak nazywam.
Jego głos jest tak pełen uczucia, że ciarki prze-
chodzą mi po plecach. Gregor obejmuje mnie i przyga-
rnia do siebie, całuje, szepce o swojej miłości. Kocha
się ze mną.
Dziwne mówi znacznie pózniej, gdy gwiazdy
niczym diamenty świecą nad naszymi głowami. Za-
wsze wierzyłem, że miłość istnieje, ale że jak przyjazń
rodzi się powoli, albo że przypomina ognisko, które
zajmuje się od pierwszej iskierki, aż dopiero po pew-
nym czasie przemienia się w kulę ognia emanującą
ciepło. Nie spodziewałem się komety, która wtargnie
w moje życie. To nie był płomyczek zapałki, zapalają-
cy ognisko, lecz pożoga. Instynkt samozachowawczy
przestrzegał mnie, włączyły się wszystkie mechani-
zmy obronne, ale kometa okazała się potężniejsza.
Pokochałem cię!
Wśrodku nocy wracamy na ranczo, ale nie idziemy
do osobnych sypialni. Czas, by wszyscy się dowiedzieli
o naszej miłości. Miłość jednak nie jest lekarstwem na
zmartwienia, wręcz przeciwnie, rodzi nowe problemy.
Leżąc obok mężczyzny, którego mam poślubić, zaczy-
nam się martwić onaszeprzyszłedzieci. Jeśli będziemy
nadal pracować jako dwuosobowy zespół, latać jednym
samolotem, to co z nimi, gdyby stało się najgorsze?
PODNIEBNI LEKARZE 147
Oczywiście, gdybym rzuciła pracę, GR miałby
jeszcze jeden argument na poparcie swojej hipotezy,
więc to rozwiązanie od razu odpada.
Bilbarra i okolica jest na tyle duża, że można
rozwinąć prywatną praktykę odzywa się głos w ciem-
ności.
Gregor unosi się, obejmuje mnie, przytula. Z głową
na jego piersi, pytam:
O czym ty mówisz?
Jak może czytać moje myśli przez sen!
O twojej karierze specjalisty ginekologa mówi
i wiem, że się przy tym uśmiecha. Domyślam się, że
się tym martwisz, ale jesteś zbyt dobrą lekarką, żeby
rzucić pracę. Tak więc, kiedy założymy rodzinę, mo-
żesz przejąć moją praktykę prywatną tu w Bilbarze.
Będziesz przyjmować kilka dni w tygodniu, a ja będę
nadal latał.
Zgadza się, potrafi czytać w moich myślach nawet
przez sen. No dobrze, ale zróbmy jeszcze jeden teścik...
Pod warunkiem, że... mówię, zawieszam głos
i czekam na jego reakcję.
GR całuje mnie długo i namiętnie, i w końcu
zgaduje:
Pod warunkiem, że wydział zdrowia będzie przy-
syłał na staż tylko lekarzy mężczyzn.
Oboje wybuchamy śmiechem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]