[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Poczekaj tylko! Niech go dorwę! Co za bezczelność! - wykrzykiwała Kirsten,
mijając Kena i pędząc dalej korytarzem. - Czy on myśli, że może zarządzać moim
szpitalem? Ja mu...!
- Ja bym się tak bardzo nie spieszył - powiedział przymilnie Ken, chwytając ją za
ramię. - Większość żołnierzy jest teraz na wałach, ale kilku wciąż kręci się w obozie.
Kirsten spojrzała na siebie. Poplamione dżinsy i bluzka koloru khaki, która służyła
jej za ścierkę do kurzu. W dodatku tak krzywo zapięta, że jedna pierś była niemal
odsłonięta. Chyłkiem czmychnęła do swojego pokoju, znalazła porządniejszy strój i
ruszyła do łazienki na piętrze. Traf chciał, że Harry Graham właśnie schodził ze schodów.
Kurczowo przycisnęła do piersi ręcznik i ubranie na zmianę.
- Chcę pózniej zamienić z panem słowo - warknęła.
54
S
R
Jej wściekłość wcale go nie uraziła. Miał nawet czelność się uśmiechnąć.
- W sprawie Petera? - zapytał niewinnie. - Wygrzebałem jakieś materiały dotyczące
rekrutacji i dałem mu je do poczytania.
Powinna nawrzeszczeć na niego za ten budzik, a jednocześnie podziękować za
pamięć o Peterze. Rozbroił ją zupełnie i nie wiedziała, co powiedzieć. Major oddalił się,
zanim zdołała cokolwiek z siebie wydusić. Nie natknęła się na niego ponownie w ciągu
całego popołudnia.
W dzień przed dotarciem szczytowej fali powodziowej uzupełniała notatki w swym
pokoju. Wszystko przebiegało pomyślnie. Stan zdrowia pana Grahama zdecydowanie się
poprawił, Cathy i dziecko - mały Robert junior - wyglądali kwitnąco, Chipper zachowywał
się normalnie, nawet Moira miała dobry dzień. Mimo to Kirsten była przygnębiona.
- To cisza przed burzą - powiedziała do Peggy, która stanęła w drzwiach z tacą z
herbatą i kanapkami.
Bella przygotowała jej lunch, by nie musiała schodzić do kuchni.
- Nonsens - odrzekła Peggy. - Po prostu świetnie kierujesz szpitalem i dlatego
wszystko tak dobrze się układa. Poza tym, odkąd wojsko jest tutaj, nie musisz już
zamartwiać się o mieszkańców.
Kirsten podziękowała za posiłek, lecz nie podzielała opinii, że wojsko w jakiś
cudowny sposób wpływało na pacjentów. Poza jednym. Dzisiejszego ranka zastała Petera
Phelpsa siedzącego na łóżku i zajętego bynajmniej nie liczeniem spinaczy, ale
zaznaczającego budynki wzdłuż głównej ulicy na konturowej mapie Murrawarry.
- Najpierw uporam się z tym, a potem jeszcze mam pokolorować posiadłości, w
których są ludzie, tak żeby major wiedział, kto gdzie jest - poinformował Peter z dumą. -
Kiedy dowódca opracuje plan ewakuacji, będę dzwonić w te miejsca i powiadamiać
mieszkańców.
Brzmiało to logicznie, ale Harry na pewno mógł znalezć kogoś odpowiedniejszego
do tej pracy wśród swoich żołnierzy. Musiała przyznać mu punkty za współpracę z jej
pacjentami. Szybko ich sobie zjednał.
Pozbywszy się zmartwień, Kirsten postanowiła zatelefonować do szpitala w
Veretonie, by dowiedzieć się, czy Jim Thompson został dowieziony na operację. Po
55
S
R
rozmowie na temat samopoczucia innych pacjentów i mieszkańców Murrawarry chciała
odłożyć słuchawkę, kiedy dyżurujący pielęgniarz dodał:
- Dyrektor ma do pani sprawę. Już łączę.
Serce Kirsten zamarło i mogłaby przysiąc, że w tym momencie niebo zasnuło się
ciemnymi chmurami. Hal Burton spełniał w jej życiu rolę złowróżbnego cienia.
- Cześć, Hal! Co u ciebie? - zapytała z udaną radością, żałując, że nie jest tak dobra
w strategii jak Harry Graham.
Po wzajemnej wymianie uprzejmości Hal przeszedł do sedna.
- Twoje roszczenie o przyznanie ubezpieczenia jest wbrew regulaminowi - oznajmił
z irytującą bezczelnością.
- Nonsens! - zaprzeczyła. - Zniszczony budynek należy do zarządu szpitala, więc
mamy prawo domagać się ubezpieczenia.
- Od wielu lat jesteście pod nadzorem gminy - przypomniał jej.
- Tak, szpital tak, ale mówimy o budynku.
- Ten budynek jest przecież szpitalem. Bez niego szpital nie istnieje, a aktualnie nie
macie pomieszczenia nadającego się na przychodnię.
Musiała zacisnąć zęby, żeby zapanować nad głosem.
- To jest idealne miejsce. Dużo lepsze niż poprzednie. I mówiłam ci już, że dla mnie
szpital to nie tylko budynek, ale przede wszystkim opieka medyczna, jaką otacza się po-
trzebujących pacjentów, a takich tutaj mam.
Usłyszała ciche pukanie i drzwi uchyliły się. Ukazała się w nich głowa Harry'ego.
- Jest pani zajęta? Przyjdę pózniej - przeprosił major, ale
Kirsten uświadomiła sobie, że to dobra okazja i skinieniem ręki zaprosiła go do
środka.
Przez swą chwilową nieuwagę nie dosłyszała słów Hala, ale była pewna, że by się
jej nie spodobały, więc nie prosiła o powtórzenie. Usłyszała tylko:
- Zatem nie spodziewaj się przelewu pieniędzy!
- Muszę wypłacić pensje pracownikom! - zaprotestowała. - A pacjenci? Nie możesz
tego zrobić!
- Czyżby? - powiedział i Kirsten wyobraziła sobie uśmieszek samozadowolenia na
jego twarzy.
56
S
R
Rzuciła słuchawkę i wytarła spocone dłonie o spodnie.
- Drań! - warknęła, nie odrywając wzroku od telefonu, jakby jakimś cudem mógł
przesłać tę obelgę Halowi Burtonowi.
- Kłopoty? - zagadnął Harry, sadowiąc się na biurku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]