[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niczego nie zauważyłem? Postanowiłaś mnie teraz ukarać?
- Przecież ci powiedziałam... - Szarpnęła się
200
GWIAZDKA MIAOZCI
gwałtownie. - Poza tym nigdy bym się do czegoś takiego nie zniżyła. To,
że tak o mnie pomyślałeś, napełnia mnie odrazą! - wycedziła przez zęby i
znów spróbowała się wyswobodzić.
- Ciekawe, czy to też napełnia cię odrazą? - Przytrzymał ją mocno, a
potem nachylił usta nad jej twarzą.
- Bren!
- Odpowiedz - zamruczał, obejmując ją ciasno, i zaczął przesuwać dłońmi
po jej plecach. - Odpowiedz... Powiesz mi teraz czy kiedy skończymy?
- Powiem ci od razu! Natychmiast przestań!
- Mam cię nie całować? - Spojrzał jej prosto w oczy, niemal dotknął
ustami jej ust. - Przykro mi, chyba nie potrafię nad sobą zapanować.
- Owszem, potrafisz. Sam powiedziałeś, że nie mógłbyś mi zrobić czegoś
takiego.
- To było zanim się dowiedziałem, co do mnie czujesz.
Wcale nie wiesz, co czuję - broniła się ostatkiem sił.
- Może więc teraz się dowiem - wyszeptał i zsunął dłoń na jej talię, biodra,
pośladki, okryte jedynie cienkim materiałem szortów. - Taka szczupła i
gładka... I taka rozgniewana. Dlaczego mnie nie zachęcisz, żebym
zachował się jeszcze gorzej?
Wyraznie ją prowokował i udało mu się wyzwolić w niej wściekłość.
Kiedy wsunął palce w jej włosy i zaczął ją całować, wpiła się w jego usta
z taką zawziętością, jakby nie był to pocałunek, lecz pojedynek zajadłych
wrogów.
201
Oderwali się od siebie, ciężko dysząc, i zmierzyli wzrokiem, w którym
gniew mieszał się z pożądaniem. Po chwili jednak znów sczepili się w
głodnym, zachłannym pocałunku.
Przerwało im dopiero natarczywe trąbienie samochodu na podjezdzie
przed domem. Brendan odsunął Merryn od siebie i uśmiechnął się z dziką
satysfakcją.
- Już coś o tobie wiem, mała. Masz szczęście, że odsiecz przyszła w samą
porę. Do licha, ty naprawdę wydoroślałaś...
Wyrwała się z jego ramion i zdążyła wsunąć bluzkę w szorty tuż przed
tym, jak Rox wpadła do kuchni.
- Jest tu kto? Przywiozłam mamę, ale nie mogę zostać nawet na chwilę.
- Jak się czuje Miranda? - Merryn zmusiła się, by jej głos brzmiał trzezwo
i spokojnie.
- To tylko atak kolki. Nic jej nie będzie. Słyszałam o waszej porannej
awanturze. - Mrugnęła okiem do Brendana. - Nie wiedziałeś, że Michelle
mianowała się strażniczką etykiety i dobrych obyczajów w naszej
rodzinie? - Brendan zaklął pod nosem, a Rox zwróciła się do Merryn: - A
ty nie bierz sobie jej słów za bardzo do serca. Pamiętasz, jak Michelle
zadurzyła się w naszym żonatym sąsiedzie? Polowała na niego w roz-
maitych miejscach, a potem udawała, że to przypadkowe spotkania.
Tylko dlaczego zawsze była wtedy umalowana jak na pokaz i wystrojona
w najbardziej seksowne ciuchy?
- Dzięki, Rox. Zapamiętam to sobie - odrzekła
202
GWIAZDKA MIAOZCI
Merryn dziwnie zduszonym głosem. - Leć już do Mirandy. Pomogę Soni
wejść na górę.
Kolacja była cicha, pełna napięcia, lecz Sonia zdawała się tego nie
zauważać. W ostatnich dniach większość jej uwagi pochłaniał wystrój
dziecinnego domku i podczas posiłków rozmawiała głównie na ten temat.
Kiedy Brendan w pewnym momencie oznajmił niedbale, że zamierza
wyjść wieczorem, obie były równie zadowolone, choć oczywiście z
różnych powodów.
- Bardzo dobrze, mój drogi - ucieszyła się Sonia. - Z kim się umówiłeś?
- Ze starymi przyjaciółmi, których ściągnęłyście do Michelle na
przyjęcie. Pogramy w tenisa. Jak widzisz, mamo, twoje wysiłki nie poszły
na marne.
- Wspaniale. A może wezmiesz ze sobą Merryn? Po takim dniu, jak
dzisiejszy, przyda jej się trochę rozrywki.
Brendan i Merryn zmierzyli się wzrokiem. Od kiedy Rox przerwała im
pocałunek, ani przez chwilę nie byli sami. I dobrze, bo bez świadków
mogłaby mu powiedzieć wiele nieprzyjemnych rzeczy. Skoro jedynym
komentarzem, na jaki zdobył się po ich pocałunku, było stwierdzenie, że
wydoroślała - Merryn była gotowa go znienawidzić.
- Ależ oczywiście - zapewnił Brendan. - Jeśli tylko ma ochotę na moje
towarzystwo. Pojedziesz ze mną, Merryn?
- Przykro mi, ale mam na ten wieczór inne plany.
203
- Naprawdę? - dopytywała się naiwnie Sonia. -Nic wcześniej nie
mówiłaś.
Merryn z trudem się powstrzymała, żeby nie wybuchnąć gniewem.
- Nie pamiętasz? Mamy dzisiaj przybrać świąteczny tort.
- Ach, o to chodzi! Sama dam sobie radę.
- Nic podobnego. Nie wolno ci stać tyle czasu w jednym miejscu.
- W takim razie zrobimy to jutro rano.
- Aatwiej przybierać tort, kiedy jest chłodno.
- Nie chciałbym burzyć niczyich planów - wtrącił Brendan. - A zwłaszcza
planów Merryrr. Poza tym, kochana mamo, powinnaś chyba pojąć, o co
jej chodzi. Merryn po prostu nie ma ochoty na moje towarzystwo. Cóż, jej
prawo - dodał i spojrzał na nią z zaczepnym błyskiem.
- Masz całkowitą rację - szybko przytaknęła mu Merryn, po czym wstała i
zaczęła zbierać talerze. Idąc do kuchni, usłyszała jeszcze, jak Sonia
wyznaje Bren-danowi swoją obawę, że święta nie zapowiadają się zbyt
przyjemnie, skoro tyle jest napięcia między członkami rodziny, i jak
Brendan zapewnia matkę, że nie powinna się niczym martwić.
- Skończone! - Merryn cofnęła się i spojrzała na tort, pyszniący się na
kuchennym stole. Był przybrany białym kremem, srebrnymi wzorami i
złotymi dzwoneczkami. W jednym rogu stał miniaturowy Zwięty Mikołaj
z zaprzęgniętymi do sań reniferami, w drugim
204
GWIAZDKA MIAOZCI
leżała gałązka jemioły. Artystycznie wykonany napis życzył wszystkim
Wesołych Zwiąt!", całość zaś otoczona była czerwono-zielonymi
wstążkami.
- Wspaniały - stwierdziła Sonia. - Mogłybyśmy otworzyć cukiernię.
- Nie za bardzo pstrokaty?
- Dzieci lubią, żeby było kolorowo. A właśnie, ciekawe, jak się czuje
Miranda.
Merryn spojrzała na nią z troską.
- Jeśli chcesz, zaraz zadzwonię do Rox.
- Och, nie. Niepotrzebnie robię tyle zamieszania. - Sonia przeciągnęła się
i ziewnęła. - Tak mi przykro z powodu tej porannej awantury.
- Nic nie szkodzi. To nie była twoja wina.
- Wiem, ale boleję nad tym, że wasze stosunki z Brendanem się
skomplikowały.
- Brendan chyba tak nie uważa - zauważyła z iro-jaią Merryn.
- W każdym razie był bardzo zaskoczony, kiedy Michelle go zapewniała,
że ty... no...
- %7łe się w nim podkochiwałam? - Merryn postarała się, by zabrzmiało to
odpowiednio lekko i beztrosko. - Podobno ty też tak sądzisz.
Sonia westchnęła.
- Niezupełnie tak - odparła z zakłopotaniem. - Nigdy nie uważałam, że się
w nim kochasz. Wiedziałam natomiast, że Brendan znaczy dla ciebie
więcej, niż ktokolwiek inny. Przyznasz, że to jest pewna różnica.
Merryn myślała przez chwilę, potem wzruszyła ramionami.
205
- Może?
- Czy to się zmieniło?
- Tak, teraz jest całkiem inaczej. Udało mu się w końcu mnie przekonać,
że ja... że to tylko strata czasu.
Sonia uniosła brwi.
- O tym właśnie cię przekonał? Miałam wrażenie, że wcale tak nie uważa.
- Może więc powinien. - Uśmiechnęła się do starszej kobiety i pogłaskała
ją po dłoni. - Dajmy już temu spokój, Soniu. Wstawmy tort do lodówki i
chodzmy spać. Czy nie masz nic przeciwko temu, żebym zniknęła z domu
na cały jutrzejszy dzień? Chciałabym przed świętami odwiedzić kilka
znajomych osób.
Sonia wyglądała tak, jakby miała ochotę się sprzeciwić, kiedy jednak
spostrzegła pełne rezerwy spojrzenie Merryn, postanowiła nie
protestować.
- Ależ oczywiście, moja droga. Już całkiem dobrze daję sobie radę sama.
Nie musisz całymi dniami wokół mnie skakać.
Następnego ranka Merryn opuściła po cichu dom Greyów i pojechała do
swojego mieszkania. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, poczuła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]