[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w lepszej formie niż wtedy, gdy przybyli na wyspę, wciąż
jednak pozostawali jeńcami. Tullio zacisnął usta. Obowią
zek wiązał go przede wszystkim z tymi, którzy odrzucili
ucieczkę. Musiał chronić ich życie.
- Jak dawno uciekli?
- Wyszli, gdy burza szalała i strażnicy zajęci byli czym
innym. Pewnie teraz czają się w pobliżu portu i czekają
sposobnej chwili, by porwać łódz.
Tullio przeciągnął ręką po włosach. Bardzo pragnął
235
uwierzyć, że Kwintus zmienił zdanie i zrezygnował z sa
mobójczej próby ucieczki. Nie miał żadnych wątpliwości,
że piraci pochwycą ich i poddadzą strasznym torturom, ta
kim, podczas których ludzie modlą się już tylko o jedno,
o śmierć.
- Jeśli zaraz nie wróci, niech bogowie mają go w swojej
opiece, bo ja nie będę mógł dłużej go chronić.
Czy to było tylko złudzenie, czy też moja twarz napraw
dę się zmieniła? - zastanawiała się Helena, patrząc na swo
je odbicie w małym lusterku z brązu. Siedziała na stołku
przy toaletce zastawionej naczyniami pełnymi kosmety
ków do malowania twarzy i olejków zapachowych, które
stały w równych rzędach. Wszystko było na swoim miejscu,
wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak poprzedniego
dnia. Nic się nie zmieniło - oprócz niej samej.
Ale czy naprawdę się zmieniła? Z odbicia patrzyła na nią
znajoma twarz o zielonych oczach i zbyt dużych ustach.
Rozmowa z wujem była krótka i pozostawiła w Hele
nie niemiłe wrażenie. Ciotka Zenobia nie odstępowała jej
na krok. Wuj na przemian odzyskiwał i tracił przytom
ność. Gdy Helena pochyliła się nad nim, lekko uścisnął jej
dłoń kruchymi palcami. Potem na skinienie Zenobii wy
szła z komnaty.
Jej obawy, że zostanie pod byle pretekstem uwięziona
w domu wuja, okazały się płonne. Androceles coś knuł, to
pewne, ale nie zdecydował się na odseparowanie pomocni
cy sybilli od świątyni, co dałoby mu dużą przewagę.
Z głośnym stuknięciem odłożyła lusterko na bok. Nikt
236
chyba nie odgadł, co łączyło ją z Tulliem. W chłodnym bla
sku poranka żałowała tego, co zdarzyło się w jaskini. Nie po
winna była poddać się pokusie. Tullio w niczym się nie różnił
od któregokolwiek z piratów, a tak naprawdę, jako Rzymia
nin, był jeszcze gorszy od nich. Serce wciąż jej szeptało, że
powinna mu zaufać, on jednak ani słowem nie wspomniał
o przyszłości. Helena wiedziała, że gdy przypłynie okup, try
bun opuści wyspę wraz ze swymi żołnierzami.
A jednak to, co wydarzyło się ostatniej nocy, było dla
niej ważne. Poza tym sybille też miewały kochanków, dla
czego więc ona, kapłanka niższego szczebla, miałaby się
pozbawiać tej przyjemności? Nie złożyła jeszcze ostatecz
nych ślubów i gdyby postanowiła odejść ze świątyni, ani
Kybele, ani nikt z ludzi nie mógłby jej przed tym powstrzy
mać czy potępić za tę decyzję.
Naraz te myśli wydały jej się dziwnie odległe od rzeczy
wistości. Jakie to uczucie być żoną rzymskiego patrycju-
sza? Nic bardziej niewiarygodnego nie mogło jej przyjść
do głowy...
Usłyszała jakiś ruch za zasłoną. Powinna się cieszyć, że
wyrwano ją z bezsensownych rozmyślań, ale zamiast tego
poczuła irytację. Podniosła się i poprawiła szal.
Za progiem stał Tullio. Zmienił już tunikę. Ta, którą
miał na sobie, była większa, jakby należała do potężniej
szego mężczyzny. Słońce odbijało się od brązowych medali
zawieszonych przy pasie. Serce Heleny zadrżało, choć żad
nym gestem nie okazał, że myśli o minionej nocy. Wpa
trywała się w niego tak intensywnie, jakby nie widziała go
od kilku dni, choć rozstali się tak niedawno. Teraz już była
237
pewna, że nie zdradziła Kybele, tylko wybrała inną drogę,
do czego miała prawo. Ich więz była czymś znacznie moc
niejszym niż więzy łączące ją ze świątynią: była związkiem
mężczyzny i kobiety.
- Tullio! Cóż za przyjemna niespodzianka - zawołała
z radością.
Linie wokół jego ust wyostrzyły się, a między brwiami
pojawiła się zmarszczka. W jego ruchach dostrzegała de
terminację. Oczy miał poważne, strapione.
Helena natychmiast spoważniała.
- Co się stało?
- Chciałem tylko sprawdzić, czy wróciłaś bezpiecznie
z wizyty u wuja.
- Wuj Lichas czuje się lepiej, niż to wynikało ze słów
Androcelesa. Wuj jest prawdziwym przyjacielem świątyni,
bardzo szanuje sybillę i jej proroctwa. Zostawiłam go pod
opieką żony, a potem zdążyłam jeszcze obejrzeć świątynię.
Nie ma poważniejszych szkód. Nic, do czego twoi ludzie
byliby niezbędni.
To ostatnie zdanie wywołało wyrazną konsternację Tul-
lia. Helena zastanawiała się, co takiego mogło się stać. Po
chwili jednak upomniała się w myślach. To musiała być tyl
ko jej wybujała wyobraznia, zdaniem ciotki Flawii jedna
z najgorszych jej wad. Musiała przestać doszukiwać się we
wszystkim ukrytych znaczeń.
Przysunęła się do Tullia, lecz nie próbował jej objąć, po
deszła więc do toaletki i zajęła się porządkowaniem grze
bieni. Nadal milczał. Coś jednak musiało się stać, wyczu
wała to instynktownie.
238
- Tullio, czy jest jakiś problem? Czy któryś z twoich żoł
nierzy zachorował albo został ranny w czasie burzy? Jeśli
tak, nie musisz pytać, po prostu zabierz go do szpitala.
- Czy koniecznie muszę mieć jakiś powód, by się z to
bą zobaczyć? - Uśmiechnął się krzywo, wesoły błysk na
krótką chwilę znów pojawił się w jego oczach. - Mówiłem
już, po prostu chciałem cię zobaczyć i sprawdzić, czy jesteś
bezpieczna.
- Dlaczego nie miałabym być bezpieczna w świątyni? -
Zaśmiała się, przyjemnie poruszona jego troską.
- Zdaje się, że Androceles znowu miał ochotę umieścić
tu swoich strażników.
- To był jego pomysł, nie mój. Ten żeglarz zawsze działa
w pokrętny sposób.
- Też stosujesz różne wybiegi. Przecież to twoja sztucz
ka z lustrami przekonała jego żołnierzy, że masz wystar
czająco dużo strażników, by poradzić sobie ze wszystkimi
problemami.
Poczuła na plecach zimny dreszcz. Tullio w zawoalo
wany sposób ostrzegał ją przed czymś. Musiało stać się
coś złego, za co pewni ludzie... na przykład Androceles...
mogliby obwinić świątynię i zyskać pretekst do interwen
cji. Odetchnęła głęboko, starając się nie poddać panice i za
chować zdrowy rozsądek.
- Dałeś mi słowo, że będziecie przestrzegać zasad goś
cinności. - Szukała na jego twarzy jakiegoś znaku, ale je
go rysy nie wyrażały niczego. Ukrywał wszystkie uczucia
tak starannie, że przypominał kamienny posąg. Helena
opuściła wzrok i zauważyła pobielałe kostki jego zaciśnię-
239
tej prawej ręki. Czy to jej wizyta u wuja tak go zaniepoko
iła? - Nie jesteśmy bezbronni. Nie ma żadnego powodu,
bym musiała się martwić.
Zmarszczka na czole Tullia pogłębiła się.
- Heleno, może wydarzyć się coś, co piratom da pretekst
do działania.
- Mój wuj boi się siostry, więc na pewno nie wystąpi
przeciwko świątyni, a ma wielki mir wśród żeglarzy. Mó
wiono mi, że zawsze czuł przed Flawią wielki respekt, a od
kiedy została sybillą, to się jeszcze zwiększyło. Na doda
tek sprawdziło się moje proroctwo. Kiedy wuj przybijał do
brzegu, przystań była pogrążona w czarnej mgle. Upadają
cy maszt złamał mu nogę. - Wciąż zastanawiała się, z ja
kiej przyczyny Tullio jest w takim nastroju. Jeśli ma jakieś
kłopoty, dlaczego nie powie o nich wprost? - Niepotrzeb
nie się martwiłam. Możliwe, że mimo wszystko mam ja
kiÅ› dar.
- Być może, ale wolałbym, byś nie sprawdzała tego zbyt
często. - Wreszcie ją objął.
Oparła głowę o jego pierś z wrażeniem, jakby po długiej
podróży dotarła w końcu do portu przeznaczenia. Tullio
[ Pobierz całość w formacie PDF ]