[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miał przypaść właśnie jej.
Maria nie miała pojęcia, że zagroda wciąż znajduje się w posiadaniu rodziny. Bywała tam w dzieciństwie,
jeszcze za życia matki, w odwiedzinach u babci i dziadka. Wraz ze śmiercią matki tak wiele się zmieniło,
kontakty ze staruszkami się urwały.
A teraz adwokat oświadczył, że Maria odziedziczyła zagrodę, i to już dawno temu, w chwili śmierci
dziadków!
Ojciec utrzymywał to w tajemnicy. A przecież ona tak zle się czuła w wielkim mieście.
Tak, ojciec zawsze lubił gromadzić pieniądze i nieruchomości, chociaż wcale z nich nie korzystał.
W jego ostatniej woli nie było wzmianki o zagrodzie, nie on pozostawił ją Marii.
To adwokat znalazł w stosach dokumentów aptekarza stary, sporządzony przez dziadków testament na jej
rzecz.
Fakt, że ojciec tak zdecydowanie się od niej odcinał, był dla Marii niczym zimny prysznic. Czy naprawdę
było między nimi aż tak zle?
Spokojnie przyjęła wiadomość, że jej prawa przechodziły na trzecie pokolenie, niczego innego się nie
spodziewała.
Natomiast fakt, że przez tyle lat przemilczał prawdę o leśnej zagrodzie, był znacznie trudniejszy do
przełknięcia.
Zaraz jednak podniosła głowę. Zagroda oznaczała dla niej ratunek! Miała teraz gdzie mieszkać, to
najważniejsze. Daleko od ludzi. To dobrze. Nikt tam jej nie zna. Pracy się nie bała, to bezdomność spędzała jej sen
z powiek.
" Teraz ten problem się rozwiązał.
27
Rozmyślania Marii przerwał wybuch wzburzonej gospodyni. Krzyczała piskliwie:
- Co takiego? Ale chyba ten dom będzie mój?
- Przykro mi - chłodno odparł adwokat. - Wkrótce dojdziemy także do pani, Sofio Andersdotter.
Dom wraz z apteką przypadł tajemniczej zawoalowa-nej damie, która na tę wieść ledwie skinęła głową,
jakby o wszystkim już wcześniej wiedziała.
Mojej wieloletniej przyjaciółce, pani Dorothei Ro senberg'', przeczytał adwokat. .
- Co takiego? Pani Rosenberg? - krzyknęła gospody ni. - Nie słyszałam, żeby świętej pamięci aptekarz bo
daj raz wspomniał o takim nazwisku.
- My... nigdy nie spotykaliśmy się tutaj - dobiegł stłu miony głos zza woalki.
Maria usiłowała sięgnąć pamięcią wstecz. Owszem, pani Rosenberg istniała w jej przeszłości. Kilkakrotnie
widziała, jak ojciec podczas spacerów po mieście zdejmował kapelusz na widok tej pani, zatrzymywał się i
zamieniał z nią kilka słów. Teraz, po namyśle, Maria musiała przyznać, że właściwie rozmawiali dość długo.
Czasami wspólnie udawali się na przechadzkę, kiedy indziej każde odchodziło w swoją stronę, lecz przede
wszystkim Marii w pamięci utkwiły ich ciepłe, świadczące o bliższej znajomości uśmiechy.
Wówczas wcale się nad tym nie zastanawiała. Teraz dotarło do niej, że ojciec miał trwający przez wiele lat
romans.
Aptekarz cieszył się powszechnym szacunkiem. O pani Rosenberg Maria nie wiedziała nic, ojciec jednak nie
uznał za stosowne utrzymywać z nią oficjalnych stosunków czy też ją poślubić. W ich małym miasteczku z
mieszkańcami o wąskich horyzontach umysłowych status wdowca był zawsze wyższy niż kogoś, kto ożenił się
powtórnie.
Dla Marii nie miał większego znaczenia fakt, że dom przechodził w obce ręce, zwłaszcza teraz, kiedy ona
sama miała gdzie zamieszkać. Na chwilę tylko trochę zrobiło się jej żal gospodyni, która nie potrafiła nad sobą
zapanować.
- A co ze mną? - wołała. - Czy to ma znaczyć, że tak się mordowałam dla tego zrzędy za nic? I to podczas
gdy on zadawał się z chciwymi, rozwiązłymi kobietami?
Adwokat musiał się bardzo starać, aby uspokoić obie rozsierdzone panie.
Kiedy wreszcie jakoś się mu to udało, powiedział:
- Sofio Andersdotter, zakładam, że otrzymywała pa ni od zmarłego odpowiednie wynagrodzenie?
- Owszem, ale...
- Proszę pamiętać, że wcale nie pani najbardziej ucierpiała na tym zapisie!
- Ja sobie poradzę - szepnęła Maria. - Niczego więcej nie oczekiwałam, prawdę mówiąc, jestem wręcz
pozytywnie zaskoczona. Majątek mego ojca przeszedł na właściwe osoby, na nic się nie skarżę.
Adwokat przyglądał się jej długo, badawczo. Chyba niedawno zjawił się w mieście, pewnie niewiele o niej
wiedział.
- A teraz pani, Sofio Andersdotter... Gospodyni wyprostowała się na krześle jak struna,
usta zacisnęła w wąską kreskę.
Mojej starej wiernej gospodyni..."
Określenie stara" nie przypadło jej do gustu, ale otrzymała niewielką sumkę, nie więcej niż potrzeba, by najadać
się do syta jeszcze przez kilka lat.
Ojciec Marii zawsze był skąpy. Sofia Andersdotter otarła oczy chusteczką.
Kiedy się rozstawali, adwokat po cichu zwrócił się do Marii:
- Przykro mi, że została pani wykluczona w testa mencie.
- Wszystko w porządku - odparła krótko. - Popełni łam kiedyś głupstwo, błąd, który pózniej przerodził się w
tragedię i skandal.
Ponieważ nic więcej nie wyjaśniła, prawnik dodał:
- Proszę, aby przyszła pani jutro do mojego biura, jeśli tylko pani może. Chodzi o spadek po pani matce, powi nien
już dawno zostać wypłacony, lecz nie mogliśmy usta lić pani miejsca pobytu. To odrębna sprawa spadkowa.
- Spadek po... po matce? Nie wiedziałam...
- Nie jest to wielki majątek, ale pozwoli pani na pew ną niezależność.
Maria na moment oniemiała.
- Dziękuję - powiedziała wreszcie. - Przyjdę jutro.
Niewiele spano w Theresenhof w te dni i noce, kiedy odczytywano księgę, świętą księgę Lemurów.
Służbę powiadomiono, że rodzina życzy sobie mieć spokój w jadalni Nie było z tym kłopotu, wszyscy
bowiem, którzy mieszkali i pracowali w Theresenhof, bardzo dobrze się rozumieli i poważali nawzajem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]