[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Uroczo. Naprawdę uroczo. - W wazonie stała piękna róża. Dotknęła jej delikatnie i
powąchała. - Dzięki, cudownie. - Była wyraznie wzruszona.
Wciągnął przez głowę sweter.
- Powiedziałaś kiedyś, że chciałabyś być rozpieszczana.
Dlaczego, zamiast skakać z radości, zbierało się jej na płacz?
- Muszę się ubrać - szepnęła przez ściśnięte gardło.
- Nie. Wyglądasz ślicznie.
Wreszcie zaczęła odzyskiwać grunt pod nogami.
- To potrwa tylko chwilę. Gdy chciała odejść, zawrócił ją.
- A to co takiego? - Koniuszkiem palca dotknął łzy, która zawisła na jej rzęsach.
- To nic. Czuję się... głupio. Daj mi choć chwilkę. Otarł kciukiem kolejną łzę.
- Po co?
Wprost zalewała się łzami. Stała się taka krucha i słodka zarazem... Był głęboko
poruszony.
- Dawid, proszę...
- Czy zawsze płaczesz, kiedy mężczyzna proponuje ci miłą, kameralną kolację?
- Nie... ale nie spodziewałam się, że zrobisz coś takiego.
Podniósł jej rękę do ust i z uśmiechem ucałował palce.
- Co z tego, że jestem producentem? Nawet ktoś taki potrafi się odpowiednio
zachować, choć wy, agenci, macie o nas całkiem inne zdanie.
Podniosła na niego oczy. Przegrywała. Czuła, jak mięknie jej serce, słabnie jej wola,
wzrastają oczekiwania. To, co się wydarzyło przed chwilą, ten dziwny i szalony seks, kiedy to
stała się bezbronną kochanką, całkiem zależną od swojego mężczyzny... Czyżby w głębi
duszy o tym właśnie marzyła? By bez reszty do kogoś należeć? By należeć do Dawida?
I by on bez reszty należał do niej?
Samotność jest zwodniczym doradcą. Już wiedziała o tym.
- Spraw, żebym zbyt wiele nie chciała - szepnęła.
Rozumiał to. Jeśli pragnie się zbyt wiele, wtedy zbyt mocno się odczuwa. Sam tego
unikał... aż do pewnego popołudnia na plaży.
- Czy naprawdę sądzisz, że jesteśmy w stanie to zatrzymać?
ROZDZIAA 9
Jak zawsze, także i ten dzień pracy wypełniony był po brzegi. Gdy wreszcie A. J.
znalazła się sama w swoim gabinecie, zadumała się. Co się z nią dzieje? Dlaczego tak trudno
jest się jej skoncentrować?
Przepracowana? - zastanowiła się, patrząc na trzymany w ręku plik dokumentów. To
wybieg; uwielbia przepracowanie. yle spała. Sama. W zasadzie jedno z drugim nie ma nic
wspólnego, utwierdzała siebie w przekonaniu, przekładając z miejsca na miejsce dokumenty.
Jest zbyt samodzielną i samowystarczalną osobą, żeby zapadać w dziwne stany tylko dlatego,
że Dawid Brady wyjechał na parę dni z miasta.
Ale tęskniła za nim. Złapała ołówek, żeby popracować, a skończyło się na tym, że
zaczęła go obracać w palcach. Czy to zbrodnia, że za nim tęskni? Przecież to wcale nie
znaczy, że jest od niego uzależniona. Po prostu przyzwyczaiła się do jego towarzystwa.
Zaczęła pracować ze zdwojoną energią. Przez dziesięć minut.
Stopniowo personel zaczął opuszczać biuro. Na koniec zajrzał jeszcze Abe i - jako że
szykował się długi weekend - zaprosił ją na wielkie grillowanie u niego w ogrodzie.
Odmówiła grzecznie.
Została sama i postanowiła ponownie zająć się pracą.
Od paru chwil stał w drzwiach i obserwował ją. Zmiejąc się, trzaskając drzwiami,
wszyscy pospiesznie opuścili budynek, tylko ona - skupiona i kompetentna - siedziała za
biurkiem. Staranna fryzura, obciągnięty, wygładzony na ramionach żakiet. Pisała szybko, w
rytmicznych kadencjach. W niskim wazonie na biurku stały margerytki, które jej posłał przed
wyjazdem. Był to jedyny nieprofesjonalny akcent w jej biurze. Patrząc na nie, uśmiechnął się.
Patrząc na nią, zapragnął jej, nawet już sobie wyobraził, jak ją bierze w tym wymuskanym,
zorganizowanym biurze, jak z niej zdziera nieskazitelny kostium i dociera do delikatnej,
koronkowej bielizny.
A. J. kontynuowała pisanie, koncentrując się, ilekroć jej myśli zaczynały się
rozbiegać. To nie w porządku, mówiła sobie, żeby jej organizm tak się burzył i buntował bez
powodu. Potarła kark. Mogłaby przysiąc, że w powietrzu unosi się jakieś napięcie. Ale
przecież to śmieszne.
Po chwili już wiedziała. Nie musiał mówić, nie musiał jej dotykać. Powoli podniosła
głowę i popatrzyła do góry.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]