[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kokardkami. Usłyszawszy dzwonek odczekała chwilę
i wolno podeszła do frontowych drzwi.
Miles, ubrany oficjalnie w jasnoszary garnitur,
tryskał dobrym humorem. Z powodu gorącego,
letniego wieczoru i dlatego, że to domowa kolacja,
nie założył krawata, a bladoniebieska koszula była
rozpięta pod szyją.
- To dla ciebie. - Wręczył jej szampana i paczuszkę.
- Co za ekstrawagancja - mruknęła spoglądając
na etykietkę. - Nie oczekiwałam Dom Perignon
- pochyliła głowę i przeniosła wzrok na upominek.
- A to po co?
- Z podziękowaniami za wspaniały posiłek, którego
się spodziewam. Wiem, że zwykle wręcza się kwiaty
lub czekoladki, ale chciałem ofiarować ci coś, co
zachowasz dłużej.
Uśmiechając się przeszła do salonu. Paczuszka
była lekka, więc pomyślała, że to coś z biżuterii. Czy
kupił to dla niej, czy też ma pod ręką zapas prezentów
dla swoich dziewczyn? Pospiesznie odgoniła tę niemiłą
myśl.
- Nie otworzysz? - zapytał.
- Najpierw włożę szampana do lodówki.
- Jest zupełnie zimny.
- Tak jak ja - uśmiechnęła się. - Mam nadzieję, że
nie planujesz tego zmieniać.
- Odrzuć te podejrzenia - odparł, zręcznie otwierając
szampana i napełniając przygotowane przez nią kielisz
ki. - Jestem tutaj z powodu kolacji i nie mam ochoty na
nic więcej - podniósł kieliszek.
Cassie spróbowała szampana i wydała pomruk
aprobaty. Postawiła kieliszek obok prezentu. Spod
opakowania wyłoniło się czyste, białe pudełko. Uniosła
wieczko i zobaczyła przepięknie malowaną szklaną
buteleczkę z malusieńką łyżeczką z kości słoniowej,
przymocowaną do wewnętrznej strony korka. Myślała,
że to na perfumy, ale łyżeczka zbiła ją z tropu.
Zdecydowała zagrać ostrożnie w nadziei, że sam to
wyjaśni.
- To jest cudowne, Miles. Absolutnie cudowne.
- Powiedziałaś, że nie stać cię na kolekcjonowanie
tabakierek, więc uznałem, że to dobry pomysł, byś
zaczęła od tej.
To wyjaśniało wszystko! Malusieńka łyżeczka była
po to, by wyciągać tabakę z buteleczki. Całość zdobiły
chińskie motywy: drzewa i kwiaty w cienistej, błękit-
nozielonej i koralowej tonacji.
- Gdzie to zdobyłeś?
- Zadzwoniłem do działu chińskiego w Victoria
i Albert Museum, a tam powiedzieli mi, gdzie szukać.
Trudno było nie docenić fatygi, jaką sobie zadał.
Tylko po co, zastanawiała się. A może nie było
żadnego powodu, a ona doszukiwała się niepotrzebnie
dziury w całym?
- Wspaniała, Miles. Postawię ją na honorowym
miejscu, by każdy mógł podziwiać - położyła butelecz
kę na środkowej półce biblioteczki. - Przeproszę cię
na chwilę i sprawdzę, co z kolacją.
- Co za delicje przyrządziłaś?
- To niespodzianka.
Poszedł za nią do kuchni i przypatrywał się, jak
kończyła przygotowywać zieloną sałatę: jedyną rzecz,
jaką zrobiła sama.
- Czy możesz to zabrać? - poprosiła. - A ja wezmę
przystawki.
Jedli przy małym stoliku na końcu salonu. Zwiece
migotały w srebrnych lichtarzach, a kryształowe
kieliszki odbijały maleńkie punkty światła.
- Wyśmienite - stwierdził Miles, przełykając ostatni,
wyłowiony z szafranowego sosu kęs langusty. - Mu
siałaś przyrządzać to cały dzień.
- To jest prostsze, niż na to wygląda - odparła
skromnie.
Główne danie, filety z jagnięcia z pietruszką i sosem
czosnkowym, wywołało jeszcze większy zachwyt, deser
z malin został przyjęty z entuzjazmem.
- Lepszego posiłku nie mielibyśmy w Le Gavroche'u
- oświadczył, odpoczywając na kanapie z filiżanką
kawy.
- Dziękuję, ale chyba przesadzasz.
- Mogłabyś otworzyć restaurację. Nigdy o tym nie
myślałaś?
- Nigdy - powiedziała to tak pewnie, że spojrzał
na nią ze zdziwieniem. - Ja... Mnie na to nie stać.
- Z chęcią bym ci pomógł.
Czy faktycznie tak myślał, czy schlebiał, by ją
rozbroić? Cassie przygryzła nerwowo wargę. Może
lepiej by zrobiła zamawiając kolację w chińskim barze?
- Boję się odpowiedzialności - powiedziała. - Zresz
tą lubię moją pracę. A propos: jak poznałeś Henry'ego
Barlowa?
- Otrzymał honorowy stopień naukowy na uniwer
sytecie, gdzie wykładałem. Po ceremonii ucięliśmy
sobie pogawędkę, a potem zaproponował mi wyjazd
do Londynu i pracę. Reszta, jak mawiają, to już
historia.
- Czy w twojej rodzinie wszyscy osiągnęli takie
sukcesy?
- Trzy siostry zdecydowały się poświecić wycho
waniu dzieci. Mam jedenaścioro siostrzenic i siost
rzeńców, więc kiedy zbiorą się razem, panuje kom
pletny chaos. Na szczęście nie zdarza się to zbyt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]