[ Pobierz całość w formacie PDF ]
patrząc na fantastyczne czasem kształty skalnych bałwanów zaczęli wymyślać różne legendy
- bo to, czego nie widziało oko, dopowiadała wyobraznia... Wprawdzie pod tym względem
Beskidom daleko jest do Karkonoszy, ale działa tu dokładnie ten sam mechanizm: zmęczenie
wejściem czy zejściem po stromym i trudnym stoku, (a Szczebel jest jedną z najbardziej
stromych gór w Beskidach w ogóle!), rozigrana wyobraznia, podniecenie przygodą,
specyficzne warunki świetlne... To wystarczy, by człowiek zaczął widzieć coś niezwykłego w
każdej kupie kamieni.
Z drugiej strony, te kupy kamieni wcale nie muszą być dziełem przypadku i istnieje
możliwość, że w tych górach znajdują się jaskinie, tunele, korytarze i przejścia podziemne, o
których nie wie nawet miejscowa ludność, a jeżeli nawet, to nie kwapi się do dzielenia się tą
wiedzą z ceprami, bo i z jakiej racji... A zatem opowiadanie pana Bzowskiego m o ż e być
prawdziwe, chociaż po części. Skąd miałyby się wziąć te tunele? Nie wierzę za bardzo w
relacje powołane przez prof. Pająka, jakoby mieli je zrobić Kosmici czy inne wszechmocne
49
stwory z głębin naszej planety. Osobiście najbardziej trafia do mnie hipoteza o istniejącej
przed nami jakiejś Supercywilizacji sprzed 20.000 lat, której budowle - a raczej to, co z nich
pozostało po Wielkim Konflikcie Bogów-Astronautów - mamy jeszcze przed oczami, ale
traktujemy je jak coś normalnego, bo patrzymy na nie od urodzenia... I dlatego tak trudno jest
to nam przyjąć do wiadomości! Tunelu wprawdzie nie znalazłem, ale pewności do końca nie
mam, czy nie ma go w innym miejscu...
To tylko cząstka tego, co czeka nas w Beskidach i innych miejscach naszego kraju.
Bieda w tym, że zachłysnęliśmy się światem i nie dostrzegamy tego, co mamy za progiem. A
największe tajemnice zazwyczaj znajdują się na wyciągnięcie ręki...
Robertowi udało się znalezć w Jordanowie człowieka, który pamięta tamte czasy, to
90-letni sierżant Armii Krajowej Józef Durek, który w latach 1942-45 walczył w szeregach
oddziału dowodzonego przez kpt. Lamparta na terenie Beskidów i Gorców.
W dniu 5 czerwca 2002 roku przeprowadził z nim wywiad na temat tego, co się działo
na Jordanowszczyznie w ostatnie dni wojny i tuż po wkroczeniu wojsk sowieckich. Wywiad
ten jest o tyle ciekawy, że rzuca pewne światło na wydarzenia w okolicach Jordanowa w
ostatnie dni panowania III Rzeszy na tych terenach:
Pytanie: Czy wie Pan coś na temat tego tajemniczego tunelu z opowiadania pana
Bzowskiego?
Odpowiedz: Nie, nic nie wiem. Przeczytałem to, ale nic na ten temat nie mogę Panu
powiedzieć. Nie znam tej sprawy, kompletnie nie znam... Nic mi na ten temat nie wiadomo.
P.: A wie Pan coś na temat tego czołgu czy czołgów?
O.: Też nic. Ja pełniłem w obozie (bazie partyzantów oddziału Lamparta ) funkcję
szefa naszej 10. kompanii. Brałem udział w wyprawach na Słowację, Biała, Frydman, walka
o Ochotnicę, większa potyczka w Rdzawce, gdzie Janik był ciężko ranny. No i moja praca
jako szefa kompanii na miejscu, służba wartownicza, itd., no i ćwiczenia z młodzieżą, która
pierwszy raz się zetknęła z bronią. To było w listopadzie, jak się znalazłem na tym terenie.
Odnowiło mi się serduszko, ostry gościec stawowy i to był koniec mojej wojaczki. Musiałem
się wycofać z tamtego terenu. Potem była demobilizacja pułku, a wciąż wzrastała grozba ze
strony partyzantki radzieckiej z oddziału Zołotara.
P.: Co to byli za ludzie, ci Rosjanie?
O.: Najpierw to był Alosza Petrow, który prowadził tą grupę, a potem, we wrześniu
został zrzucony Zołotar. Zołotar to był członek NKWD, który pracował na terenach polskich,
jak Sowieci szli, on działał przy likwidacji Akowców, z 27. Dywizji AK na Wołyniu i tu został
zrzucony w tym samym celu. W pierwszych dniach, tośmy razem współpracowali - wspólne
wypady na wroga i walki o Ochotnicę. Ale w miarę posuwania się Armii Czerwonej ta
współpraca nabierała innych kolorów. Nasz dowódca Borowy zabronił im dokonywania
rabunków na naszej ludności polskiej, miejscowej, i nasze dowództwo się zobowiązało
dostarczyć im żywność. I wiele razy ją otrzymali. Raz dostali aż 5 sztuk bydła z zajętego przez
nich magazynu żywności. Ale to było wszystko niewystarczające. Zresztą potem, w trakcie
pewnej akcji w Mszanie Dolnej, został przez sowiecką grupę zaatakowany sam Borowy z
grupą swoją, ranny... Stąd taka to robota była. [...]
P.: Chciałbym wiedzieć, czy w czasie wojny i krótko po niej Rosjanie czegoś tutaj
poszukiwali, w latach 1945-1947?
O.: Nie, nasze UB na terenie tutejszym poszukiwało dowódcy 3. PSP Harnasi . I
wszędzie ich szukali.
P.: Czy Rosjanie po wojnie poszukiwali niemieckich specjalistów zajmujących się
tajnymi broniami?
O.: Nie, nie.
P.: Pytam dlatego, że w czasie wojny były prowadzone przez Niemców badania nad
tajnymi broniami - np. strzelano z Krowiarek w Tatry z dział V-3, zaś w Grzechyni
50
zbudowano pasmo bunkrów, które nie wiadomo, czego miały bronić...
O.: Oczywiście, że takie próby były! A u nas za stacją kolejową w Jordanowie, tam,
gdzie dzisiaj znajdują się Krakowskie Zakłady Armatury były przygotowania do produkcji
broni atomowej... I ta wiadomość została opublikowana w RWE i tą droga to do nas doszło. I
tam jeszcze powiedziano, kto z naszych ludzi z Jordanowa tam pracuje, żeby się ich
wystrzegać. To RWE dała taką wiadomość.
P.: Kiedy to było?
O.: To było w latach 50. na pewno lub w 60.
P.: Tam były jakieś magazyny wojskowe? Przynajmniej tak mówili mi rodzice, no i
sam to pamiętam, jeszcze jak byłem mały.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]