[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oskarżona o czary, spotykamy się z bardzo różnymi reakcjami. Wielu uważa nas za osoby,
które niejako genetycznie" obcują z mocami nie z tego świata, co wywołuje bądz skrajne
potępienie i wysyłanie nas do piekła, bądz ślepe ubóstwienie. Obie postawy są równie
*
Pod koniec siedemnastego wieku w Salem (obecnie stan Massachusetts), odbyła się seria procesów o
czary, w wyniku których stracono ponad dwadzieścia osób, a dużo więcej uwięziono i poddano torturom. Do
dzisiaj Salem jest symbolem religijnego fanatyzmu i ciemnoty. (Przyp. red.)
fanatyczne i równie niebezpieczne. Do tego dochodzi tak zwany fanatyzm oświecony,
reprezentowany przez ortodoksyjnych racjonalistów. Ci potępiają Clarissę, a zdarzało się, że
również mnie, za obrazę rozumu, hochsztaplerstwo, sianie ciemnoty.
Weszli do windy.
- A ty starasz się chronić matkę przed tymi skrajnościami.
- Właśnie.
- A co z tobą? Czy dlatego utrzymujesz w tajemnicy swoje pokrewieństwo z Clarissa,
by chronić siebie?
- Sprawa jest bardziej banalna. Ukrywając fakt, że jest moją matką, wiele zyskałam w
sensie zawodowym. Szczególnie było to ważne na samym początku, gdy była moją pierwszą i
jedyną klientką. To, że autorka bestsellerów, która dla swych nadzwyczajnych zdolności
ściąga tłumy na spotkania, korzystała z moich usług, ogromnie przyspieszyło moją karierę.
Gdyby jednak stało się powszechnie wiadome, że chodzi o moją matkę, sprawa wyglądałaby
inaczej. Córka nieudacznica holowana przez troskliwą mamuśkę, i tyle.
- Jak zawsze jesteś logiczna, A. J.
To chyba nie jest komplement, pomyślała.
- Zostawiłeś samochód na parkingu?
- Nie, stoi przed nami.
- Nie widzę... - Nagle dostrzegła ogromną popielatą limuzynę. - No, no - mruknęła.
Szofer otworzył im drzwi.
Jezdziła limuzynami wiele razy, towarzysząc klientom, podwożąc ich albo odbierając
z lotniska, ale nigdy nie traktowała takiego rozkosznego komfortu jako czegoś oczywistego.
Teraz było jej całkiem przyjemnie, gdy patrzyła, jak Dawid wyjmuje butelkę z lodu.
- Kwiaty, limuzyna, a teraz szampan. To miłe, Brady, ale...
- Zamierzasz to zepsuć - dokończył, wyciągając korek. - Nie zapominaj, że
sprawdzamy teorię o moich kumpelskich walorach. - Podał jej kieliszek. - I jak wypadam?
- Na razie niezle. - Wysączyła odrobinkę, doceniając wysoką klasę trunku. -
Stwierdzam jednak z ubolewaniem, że łatwiej mi rozpieszczać innych, niż być rozpieszczaną.
- No i jak się czujesz po drugiej stronie?
- Za dobrze. - Zsunęła pantofle i zatopiła stopy w puszystej wykładzinie. - Mogłabym
tak siedzieć i jechać w nieskończoność.
- Nie ma sprawy. - Musnął palcami jej szyję. - Darujemy sobie kino?
Zbyt mocno reagowała na jego dotyk! I tak bardzo brakowało jej doświadczenia,
zwłaszcza z takimi mężczyznami jak Brady.
- Raczej nie. - Wysączyła kieliszek, a on zaraz napełnił go powtórnie. - Często bywasz
na premierach?
- Nie. To zbyt hollywoodzkie.
- Och. - Z błyskiem w oku rozglądała się po limuzynie. - Rozumiem.
- Za to ty, jako agentka tylu gwiazd, wciąż chodzisz na takie imprezy.
- Rzadko. Nie znoszę tego.
- To po co tam jedziemy?
- W ramach eksperymentu, zapomniałeś?
Gdy samochód zatrzymał się, natychmiast zbiegli się dziennikarze i rozbłysły flesze,
rozległy się oklaski. Fakt, że z limuzyny wysiadła para o nieznanych twarzach, nie miał
większego znaczenia. To było Hollywood. Premiera. Pełny blichtr. Paparazzi wprost szaleli,
by złapać dobre ujęcie. Potem sprawdzą, kto znalazł się na fotkach, i może da się to sprzedać?
Na przykład żonaty milioner z kochanką lub europejska księżniczka z amerykańskim
chłoptasiem...
- Niesamowicie, prawda? - mruknął Dawid, kierując ją do wejścia.
- W takich chwilach dziękuję Bogu, że zostałam agentką, a nie aktorką. Znajdzmy
jakiś ciemny kąt.
- Zgadzam się. Roześmiała się.
- Niesamowite, król uparciuchów, Dawid Brady, na coś się zgadza!
- Ot, monarszy kaprys.
Wciąż witając się z ludzmi z branży, wreszcie dotarli do sali i zajęli miejsca w
bocznym rzędzie, blisko wyjścia.
- Nie wiedziałem, że jesteś w tym taka dobra - zauważył z ironią Dawid. - Czujesz się
w tym towarzystwie jak ryba w wodzie.
- To należy do mojej pracy - odparła, zatapiając się w fotelu. Niczego tak nie
uwielbiała, jak wieczór w kinie. - A teraz bądz cicho. Już się zaczyna, a ja nie daruję sobie,
jeśli nie obejrzę czołówki.
Gdy pogasły ostatnie światła, a publiczność zamilkła, A. J. całą uwagę skoncentrowała
na filmie. Od dziecka dzięki wielkiemu ekranowi ulatywała w inną rzeczywistość, stało się
tak również teraz.
Zwietnie znała aktora grającego główną rolę, wspierała go podczas dwóch rozwodów,
podnosiła na duchu, gdy wątpił w swój talent, bo taką miała pracę.
Ale w tej chwili był facetem, który błąkał się po mrocznym domu w Connecticut, a w
powietrzu wisiało morderstwo. A. J. chwyciła Dawida za ramię i ze strachu wbiła się w fotel.
Natychmiast otoczył ją ramieniem.
Zastanawiał się, kiedy ostatnio siedział w kinie i obejmował dziewczynę, z którą
umówił się na randkę? Chyba z dwadzieścia lat temu. A wiele stracił. Próbował skupić się na
filmie, ale rozpraszał go jej zapach. Jak zawsze delikatny, ledwo wyczuwalny, ale tak bardzo
działający na zmysły. Tymczasem A. J. wstrzymała oddech i przysunęła się bliżej...
Gdy zapłonęły światła, był niepocieszony.
- Dobre, prawda? - Z jej oczu biło zadowolenie. - To było naprawdę bardzo dobre.
- Bardzo dobre - przyznał, choć niewiele zarejestrował z filmu. - Słyszysz te oklaski?
Prawdziwy sukces.
- Dzięki Bogu. Namówiłam go na tę rolę i gdyby nie wypaliło, wszystko spadłoby na
mnie. Co byś powiedział, gdybyśmy po cichu stąd zniknęli?
- Zwietny pomysł. Ruszyli do wyjścia.
- Dokąd to? Już uciekasz? - Hastings Reed, bohater wieczoru, wyrósł jak spod ziemi.
Promieniał sukcesem, a zarazem był zdenerwowany. Dopiero za kilka dni, po pierwszych
recenzjach, okaże się, czy może liczyć na Oscara, czy też powinien kupić antydepresyjne leki.
- Nie spodobało ci się?
- Skądże, film był cudowny. - A. J. wspięła się na palce i musnęła go w policzek. - I ty
byłeś cudowny. Jak nigdy dotąd.
Odwzajemnił komplement, miażdżąc ją w uścisku.
- Trzeba poczekać na jutrzejsze gazety...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]