[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odwracając oczy z wysiłkiem, dostrzegł swe ramię na poręczy. Przekonał się, co go tak
trzyma. A więc nie nosi gorsetu na złamany kręgosłup. Nie przebywa w szpitalu. Ktoś
go porwał.
Zdawało mu się, że słyszy kroki w pomieszczeniu nad sobą, ale równie dobrze mogło to
być bicie jego serca.
Próbował zebrać myśli. Skoncentrować się za wszelką cenę.
Uspokój się i myśl! wyszeptał. Uspokój się i myśl. Zaskrzypiały schody. To
Dolarhyde schodził na parter. Przy każdym kroku Lounds czuł jego wagę. A pózniej
obecność za plecami.
Dopiero po kilku słowach udało mu się wpaść we właściwy ton.
Nie widziałem pana twarzy. Nie mógłbym pana rozpoznać. Nie wiem, jak pan
wygląda. Tattler" ja pracuję dla National Tattler" wypłaci za mnie okup... duży
okup. Pół miliona, może nawet milion. Milion dolarów.
Cisza. Wreszcie skrzypienie sprężyn kanapy. Widocznie tamten usiadł.
I co pan myśli, panie Lounds?
Zapomnij o bólu i strachu i myśl. Myśl! Przez cały czas. %7łeby zyskać na czasie. Zyskać
lata. On nie chce mnie zabić. Nie pokazał mi swojej twarzy.
I co pan myśli, panie Lounds?
Nie wiem, co mi się przytrafiło.
Czy domyśla się pan, kim jestem?
Nie. I nie chcę wiedzieć, proszę mi wierzyć.
Według pana jestem zdeprawowanym, perwersyjnym maniakiem seksualnym.
Zwierzęciem, jak pan się wyraził. Prawdopodobnie uniknąłem szpitala dla umysłowo
chorych dzięki dobrotliwości sędziego. W normalnych warunkach Dolarhyde unikałby
głoski s". Ale tu, przed publicznością jak najdalszą od śmiechu, nie musiał się kryć.
Teraz już pan wie?
Nie kłam. Myśl szybko.
Tak.
Dlaczego pan wypisuje kłamstwa, panie Lounds? Dlaczego twierdzi pan, że jestem
nienormalny? Słucham.
Kiedy... kiedy ktoś postępuje w sposób niezrozumiały dla większości ludzi, nazywają
go...
Wariatem.
Tak samo nazywali braci Wright. Od zarania dziejów...
Dzieje. Historia. Czy pan rozumie to, co robię, panie Lounds?
Czy rozumiem. Więc o to chodzi. Masz szansę. Postaraj
się. Nie, ale chyba teraz mam okazję zrozumieć, a wtedy zrozumieją to także
wszyscy moi czytelnicy.
Czuje się pan uprzywilejowany?
Bo to jest przywilej. Ale tak między nami mężczyznami muszę wyznać, że trochę się
boję. W takim stanie trudno się skupić. Jeżeli ma pan wspaniały pomysł, to nie musi
mnie pan straszyć, żebym go w pełni docenił.
Między nami mężczyznami. Mężczyznami. W ten sposób chce pan podkreślić swoją
szczerość. Doceniam to, panie Lounds, ale widzi pan, ja nie jestem mężczyzną.
Urodziłem się człowiekiem, ale łasce Boga i swojej woli zawdzięczam to, że
przeistoczyłem się w istotę nadludzką. Powiada pan, że pan się boi. Czy według pana
Bóg jest tu z nami?
Nie wiem.
Modli się pan teraz do niego?
Czasami się modlę. Przyznam się, że głównie wtedy, jak się boję.
I Bóg panu pomaga?
Nie wiem. Po fakcie nie zastanawiam się nad tym. Choć może powinienem.
Powinien pan. Uhm. Powinien pan zrozumieć bardzo wiele rzeczy. Wkrótce panu w
tym pomogę. Pozwoli pan, że odejdę na chwilę?
Ależ oczywiście.
Kroki wychodzące z pokoju. Wysuwanie szuflady w kuchni, brzęk. Lounds wielokrotnie
relacjonował sprawy morderstw popełnionych w kuchni, gdzie zawsze jest pod ręką tyle
rozmaitych narzędzi. Raporty policyjne raz na zawsze potrafią zmienić pogląd człowieka
na kuchnię. Oho, teraz leci woda.
Lounds sądził, że jest noc. Crawford i Graham pewnie się już niepokoją. Musieli
zorientować się, że zniknął. Do jego strachu dołączył bezbrzeżny smutek.
Czyjś oddech za plecami, biały błysk dostrzeżony kątem oka. Dłoń, mocna i blada. A w
niej filiżanka herbaty z miodem. Lounds popijał przez słomkę.
Napiszę wielki, uczciwy artykuł powiedział w przerwach między łykami.
Wszystko, co tylko pan zechce. Opiszę pana, jak pan sobie tylko zażyczy, ewentualnie
nie opiszę, pańska wola.
Ciii! Palec postukał Loundsa w czubek głowy. Rozbłysły dodatkowe światła i fotel
zaczął się obracać.
Nie. Nie chcę pana oglądać.
Pan mnie musi obejrzeć, panie Lounds. Jest pan przecież dziennikarzem. Musi pan
zdać czytelnikom relację. Gdy pana odwrócę, ma pan otworzyć oczy i spojrzeć na mnie.
Jeżeli sam pan tego nie zrobi, to przytwierdzę panu powieki do czoła zszywaczem.
Jakieś cmoknięcie, szczęk i fotel odwrócił się. Lounds siedział teraz twarzą do pokoju, z
zaciśniętymi oczami. Palec postukał go natarczywie w pierś. Dotknięcie powieki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]