[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z karczmarzem. Sprowadza ubrania z dziwnego, miękkiego
materiału, a także inne przedmioty, które wy... hm, które
jerzy wysoko sobie cenią, a które pochodzą z krain leżących
daleko na wschodzie. Wozy z nimi muszą pokonać ogromne
odległości. My zagwarantowałyśmy im bezpieczny przejazd,
w zamian za beczki wina, które przysyła nam od czasu do
czasu. Ponieważ niekiedy chcemy z nim porozmawiać, więc
na dachu swego drewnianego pudełka zrobił drzwi, którymi
możemy dostać się do środka. To tędy właśnie dostałyśmy
się teraz.
- A nie wysłał wam przypadkiem wiadomości, że was
potrzebuje? - zapytał Jim. - Nie powiedział, abyście
przybyły dziś?
- Zrobił tak - przyznał po chwili wahania największy
z francuskich smoków. - Przekazał nam, że być może jest
tu angielski smok, który przybył bez paszportu.
- Wie aż tak dużo o smokach? - dopytywał się
Jim. - Nawet o tym, że smok z Anglii potrzebuje paszpor-
tu, aby odwiedzić Francję?
- Tak, Magu - rzekł rozmówca i pospiesznie dodał: -
Ale nie wie dokładnie, co jest tym paszportem. Byliśmy
zbyt sprytni, aby go o tym poinformować.
Jim doszedł do wniosku, że jeśli dotychczas nie rozniosła
się wieść, iż smoki tworzą "paszporty" z klejnotów należą-
cych do ich skarbów, to rasa ludzka wiedziała o nich
znacznie mniej, niż przypuszczał.
- Rozumiem - stwierdził. - Cóż, teraz, kiedy wiecie,
że przybyłem tu jako ambasador wszystkich angielskich
smoków z ostrzeżeniem dla całej smoczej społeczności
Francji, muszę natychmiast rozmawiać z waszymi przy-
wódcami.
- Magu, wiesz, że nie mamy żadnych przywódców -
rzekł największy smok. - Ale możesz powiedzieć to nam.
Reprezentujemy różne części Francji. Ja nazywam się
Lethane i przybyłem tu w imieniu pobratymców z północnej
i północno-zachodniej Francji, aż do morza. Iren, ten po
mojej lewej stronie, jest przedstawicielem południowego
wybrzeża i południa Francji. A Reall to rzecznik całej reszty.
- A wiec dobrze, uczynię to! - oznajmił Jim tonem,
który nie wróżył nic dobrego. - Niewiele wiecie o wężach
morskich, ponieważ Francja ze względu na swe położenie
nie interesowała ich tak jak nasz kraj.
- Węże morskie mają na tyle rozumu, że nie wchodzą
nam, smokom, w drogę - stwierdził Lethane.
- Nie bądz tego taki pewny. Wiesz równie dobrze jak
ja o śmiertelnej nienawiści węży morskich do wszystkich
smoków. Posiadacie też skarby, które są obiektem ich
pożądania. Lepiej będzie, jeśli uświadomicie sobie, że całe
ich plemię, ze wszystkich mórz świata, planuje was wytępić
i zrabować skarby.
Francuskie smoki milczały przez chwilę. Wreszcie ponow-
nie odezwał się Lethane, a jego głos brzmiał twardo:
- Jesteśmy francuskimi smokami! Rzeczywiście, niewiel-
kie mamy doświadczenie z tymi wężami. Ale przecież żaden
z nich nigdy nie wypełzł daleko od brzegu. Tak, wiemy, że
nas nienawidzą. My także ich nienawidzimy. Mówisz nam
o zagrożeniu, Magu, ale skąd mamy wiedzieć, że to prawda?
Upór smoków, o czym Jim dobrze wiedział, był trudny
do pokonania - wszelkie argumentacje trafiały do nich
z dużymi oporami. Lethane wydawał się zaś bardziej
twardogłowy niż cała reszta jego braci.
- Czy wręczyłbym wam taki paszport, jeżeli niebez-
pieczeństwo nie byłoby poważne? - zapytał.
- Cóż - zaczął Lethane niechętnie - może i masz
rację. Węże mogą gromadzić się, aby zagrozić twojej wyspie,
ale nie wyobrażam sobie, by ośmieliły się zaatakować
Francję!
- Wiesz, że stać je na wszystko. Liczebnie górują nad
wszystkimi smokami na świecie, co najmniej w stosunku
dwadzieścia do jednego.
Były to liczby wyssane z palca, ale przecież francuski
smok także nie znał prawdziwych danych.
- Jeśli ruszą na Anglię, podczas gdy wasi jerzy będą
zajęci naszymi, znajdą, dopadną i zabiją tam każdego
smoka. Upojone zwycięstwem i bogactwem, na pewno
zechcą stać się jeszcze bogatsze. Natychmiast zwrócą się ku
Francji, żeby ją także splądrować.
- Może jednak nie? - odezwał się po raz pierwszy
Reall.
- A wy poprzestałybyście na tym, gdybyście zaatako-
wały węże i wytępiły je na jakimś obszarze? - zapytał Jim.
Trzy pary oczu zabłysły czerwienią. Oczywiście smoki
także ruszyłyby dalej.
- Poza tym, jak długo będą zwyciężać, tak długo będą
i atakować. Poczynając od Anglii, zechcą opanować cały
świat. W końcu, ponieważ jest ich tak wiele w porównaniu
z nami, ponieważ są większe i silniejsze, nie zostanie przy
życiu ani jeden smok.
- Ale Magu... - zaczął Lethane i urwał, ponieważ
najwidoczniej zabrakło mu słów.
- Pomyślcie o tym - powiedział Jim.
Myślały. Z pewnością to robiły. Stały patrząc na siebie,
przymykając powieki, wywracając oczami i znów obser-
wując się nawzajem. Także debatowanie było wśród smo-
ków niezwykle popularne. Niebezpieczeństwo jednak pole-
gało na tym, iż mogły dumać tak długo, aż było już zbyt
pózno na podjęcie działania.
- W tym wypadku nie mamy wiele czasu - poinfor-
mował je Jim. - Wasz jerzy, król Jean, zamierza wkrótce
wyruszyć na Anglię, zaś węże morskie uderzą równocześnie.
Powinnyście natychmiast wysłać wiadomość swym rodakom
i polecić im przygotowania. Możecie też przekazać, że
!
mam plan, który pozwoli na zawrócenie węży morskich
bez rozlewu choćby jednej kropli smoczej krwi. Ale, aby go
zrealizować, francuskie smoki będą musiały przylecieć do
Anglii i dołączyć do tamtejszych, jednocząc się przeciw
wężom.
- Och, nie możemy tego zrobić! - wykrzyknął Reall
i popatrzył na Lethane'a.
Ale on i Iren milczeli.
Wahali się przez dłuższy czas, aż wreszcie największy
ponownie zabrał głos:
-- Magu, nie sądzę, abyśmy mogły przekazać wszystkim
tę wiadomość, zebrać się i przylecieć do Anglii w ciągu
kilku tygodni. Nie jesteśmy takimi smokami, jak angielskie,
sam o tym wiesz. Nie żyjemy w większych skupiskach.
Jesteśmy rozproszone po całym kraju, choć oczywiście
możemy się zebrać na wezwanie. Musimy jednak choćby
z grubsza zapoznać je z twoim planem.
- Nie! - zaoponował Jim. - Przedstawię im mój plan
tylko wówczas, gdy zdecydują się przybyć do Anglii. Będą
jednak musiały zwrócić równowartość mego paszportu,
powiększonego nie o jeden, ale co najmniej o pięć najlep-
szych klejnotów ze skarbu każdego z waszych smoków.
- P-pięć? - wyjąkał Lethane. Dwa pozostałe smoki
zdrętwiały jak słupy soli, z oczami utkwionymi w Jimie.
- Słyszałyście przecież.
- Ale... ale to niemożliwe! - jęknął największy ze
smoków. - Nie mógłbym... żaden z nas nie mógłby
rozstać się z pięcioma najlepszymi klejnotami i jeszcze
ryzykować własne życie.
- Więc zostańcie tu. Pozostawcie angielskie smoki,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]