[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do templariuszy, jako do osób godnych zaufania i kompetentnych w tej dziedzinie. W roku
1164 król Francji Ludwik VII upoważnił rycerza zakonu templariuszy Galfryda Fouchera,
który miał właśnie udać się do Syrii, aby poświęcił jego pierścień, ocierając go o napotkane
po drodze świątynie. W roku 1247 patriarcha Jerozolimy zapragnął przekazać do Europy
ampułkę zawierającą cząstkę Najcenniejszej Krwi, aby powierzyć ją królowi angielskiemu
Henrykowi III: Wielki Mistrz Zwiątyni Wilhelm z Sonnac i najwyższy przełożony
szpitalników Wilhelm z Chateauneuf zostali wezwani, aby osobiście podpisać certyfikat
autentyczności relikwii. Trzy lata pózniej Wielki Mistrz templariuszy Tomasz Berard i
niektórzy chrześcijanie z Ziemi Zwiętej wysłali do Anglii kilka cząsteczek z drzewa
Prawdziwego Krzyża wraz z relikwiami świętych Filipa, Heleny, Szczepana, Wawrzyńca,
Eufemii i Barbary, a ponadto fragment stołu używanego przez Jezusa. Dla potwierdzenia ich
autentyczności wezwano arcybiskupa Tyru oraz biskupa Uberto di Banyasa, który był
templariuszem.
Przed upadkiem Jerozolimy grupa najważniejszych relikwii była z dużym
prawdopodobieństwem przechowywana w domu macierzystym w Zwiętym Mieście,
znajdującym się pośród ruin Zwiątyni Pana. Kiedy Jerozolima ponownie dostała się w ręce
muzułmanów, wszystkie skarby templariuszy przetransportowano do głównej dzielnicy Akki,
która stała się punktem odniesienia dla Bliskiego Wschodu. Kiedy w roku 1291 upadła także
Akka, zbiór relikwii i inne rzeczy większej wartości znalazły swą siedzibę na Cyprze, w
kościele głównego domu w Nikozji. Nieustanne ryzyko powodowało, że wiele relikwii
przewieziono na Zachód i rzeczywiście istnieją świadectwa wielu takich przenosin do Italii,
Anglii i z dużym prawdopodobieństwem także do Francji, do głównej dzielnicy Paryża.
Obraz zrekonstruowany przez Tommasiego doskonale pasuje do zeznań procesowych Jakuba
z Molay: skarbiec relikwii i sprzętów liturgicznych, który ozdabiał kościoły templariuszy,
przewyższał znacznie stan posiadania innych zakonów i był porównywalny jedynie z tym, co
kryły w swoich murach katedry.
Dwie relikwie z tych najważniejszych, czyli ciało świętej Eufemii i cierń z Korony,
pochodziły z pewnością z tego zbioru, który był chlubą cesarzy bizantyjskich. Tam
przechowywano również misę używaną przez Jezusa do obmywania stóp podczas Ostatniej
Wieczerzy. Są to relikwie, które, wraz z innymi, przepadły podczas grabieży
Konstantynopola, choć w chwili obecnej nie jesteśmy w stanie pojąć, w jaki sposób
templariusze weszli w ich posiadanie. Chciałabym wspomnieć o jeszcze jednej interesującej
zbieżności: według relacji Antoniego, biskupa Nowogrodu, który przebywał w
Konstantynopolu zaledwie kilka lat przed straszliwą grabieżą, w bazylice Hagia Sophia
przechowywano dwie płytki kamienne pochodzące ze Zwiętego Grobu. Podczas procesu
przeciw templariuszom w Anglii wezwano do złożenia zeznań starca posługującego przez
dwadzieścia lat w domu w Sumford, który opisał relikwię niezwykle podobną do tych małych
płytek kamiennych.
Starzec ten oświadczył, że nie ma nic złego do powiedzenia na temat braci zakonu
templariuszy z wyjątkiem pewnego dziwactwa, które widział i które zawsze budziło w nim
wielkie zdumienie. Kiedy bracia z tego domu mieli do wykonania jakieś absorbujące i ważne
zadania, mieli zwyczaj wstawać bardzo wcześnie rano i udawać się do kaplicy w ich kościele.
Następnie podchodzili do ołtarza i z płyty ołtarza wyciągali inną płytkę kamienną, o wiele
mniejszą i przyciętą tak cienko, że można było ją położyć na ołtarzu w taki sposób, by nikt z
obcych nie zauważył jej obecności. Po umieszczeniu kamiennej tabliczki tak, aby mogła stać
pionowo na ołtarzu, wszyscy klękali i oddawali jej cześć, upadłszy na ziemię. Do tej kaplicy
nie pozwalano wchodzić nikomu, kto nie był templariuszem albo osobą blisko związaną z
zakonem.
Do tego trzeba dodać, że templariusze posiadali cenną ikonę pokrytą złotem i srebrem,
która przedstawiała oblicze Chrystusa, coś podobnego do wizerunków na odwrocie pieczęci
należących do Mistrzów z Niemiec i do oblicza na desce w Templecombe.
Nie dziwi więc, że w podsumowaniu tego długiego excursus Francesco Tommasi
wypowiada się bardziej optymistycznie - w porównaniu ze swymi kolegami zza Alp - na
temat hipotezy przejścia całunu w posiadanie zakonu Zwiątyni:
W istocie jest całkiem możliwe, że templariuszom był znany wizerunek człowieka z
całunu bez konieczności zakładania, że byli oni depozytariuszami relikwii. Z drugiej strony
nie sposób zaprzeczyć uderzającemu podobieństwu między obliczem Chrystusa
(pozbawionego tradycyjnego nimbu), jak widać to na obrazie na drewnianej desce odkrytym
w 1951 w Templecombe (Somerset), wówczas siedziby wspólnoty templariuszy, a obliczem
na Całunie [...] Pomimo to jednak istnieją w całościowym spojrzeniu wystarczające motywy,
aby uważać za nieuzasadnioną hipotezę Wilsona; zatem wydaje mi się, że absolutnie nie
należy odrzucać hipotezy specjalnego miejsca, zauważalnego w praktykach pobożnościowych
i w symbologii Zwiątyni nawiązującej do ikonografii Chrystusa wzorowanej na wizerunku na
całunie.
Na podstawie nowych danych rekonstrukcja lana Wilsona obecnie jawi się jako
propozycja, która jest najbardziej prawdopodobna; wyważona opinia Tommasiego jest nad
wyraz przekonująca i niewykluczone, że można wykazać więcej. Oczywiście, nie wszystkie
świadectwa templariuszy na temat wizerunku dotyczyły kultu Zwiętego Oblicza i - co więcej -
mamy prawo sądzić, że wielu mówiło na ten temat pod wpływem tortur albo innych form
przemocy. Jest jednak faktem, że w zakonie znajdowały się i były czczone wizerunki oblicza
Chrystusa przedstawionego w sposób niecodzienny, bez aureoli i bez szyi, czyli dokładnie
tak, jak widać to na Całunie Turyńskim i w tradycji bizantyjskiej mandylionu.
Ostatnie badania na temat templariuszy potwierdzają, że w niektórych domach na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]