[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawsze czułabym się zagrożona. Ja i Nicki. Nie miałam żadnych
powodów, by zostać w Hartford. Musiałam tam być do porodu, gdyż
pozostawałam pod opieką znajomego lekarza, lecz od samego
początku wiedziałam, że prędzej czy pózniej wyjadę. Michael jedynie
ułatwił mi decyzję.
Quist lekko pogładził ją po ramieniu.
- Dlaczego wybrałaś Quebec?
- Nie wiem.
- Znasz tam kogoś?
Potrząsnęła głową.
- Słyszałam, że jest tam dosyć spokojnie. Jeśli mi się nie
spodoba, pojadę gdzieś dalej. Jestem wykwalifikowaną sekretarką i
pracowałam w dużym biurze prawnym. Chyba znajdę jakieś zajęcie.
- A co z Nicki? Głośno przełknęła ślinę.
- Będę zmuszona zostawiać ją pod czyjąś opieką.
- Chcesz tego?
- Nie! - zawołała. - Za nic w świecie! Ale jakie mam wyjście?
Nie należę do rodziny Jarroda. Nie mam szerokich kontaktów. Moi
rodzice byli zwykłymi, uczciwymi ludzmi, którzy aż do śmierci
134
RS
ciężko pracowali. - Wzięła głęboki oddech i dodała: - Kiedyś
myślałam, że moje życie będzie inne.
- Dlatego wyszłaś za mąż za Jarroda? - spytał Quist, lecz
zaprzeczyła stanowczo, nim skończył mówić.
- Kochałam go. A przynajmniej myślałam, że go kocham. Byłam
przekonana, że stanowimy doskonałą parę. Mówił, że umiem
pohamować jego wybuchowy temperament. Wierzyłam mu.
Myślałam, że potrafię zrozumieć jego nagłe zmiany nastroju i że mam
dość rozumu, by wyczuć jego potrzeby. Nie brałam pod uwagę
dzielących nas różnic. Myślałam, że będziemy mieli dom, samochód,
dzieci i psa. - Zadygotała. - Moje marzenia okazały się beznadziejnie
naiwne.
Zatrzepotała powiekami, by strząsnąć łzy, które zamigotały jej w
kącikach oczu. Quist rozumiał jej ból, lecz zanim zdążył powiedzieć
kilka słów pocieszenia, dodała szeptem:
- Chciałam... chciałam po prostu być dobrą żoną. Nie
potrzebowałam sławy i popularności w kręgach jego przyjaciół. Nie
myślałam o karierze. Nie chciałam wejść do zarządu którejś z jego
spółek. Chciałam prowadzić dom, być przykładną żoną i dobrą matką.
Czy to zbyt wiele?
Quist przyciągnął ją do siebie i wziął w ramiona. Nie płakała,
lecz mocno przywarła do niego, drżąc na całym ciele. Zdawała się
czerpać siłę z tego dotyku. Potrzebowała go. Chciała zyskać
świadomość, że nadal jest warta męskiego zainteresowania. Zbyt
długo cierpiała w samotności. Potrzebowała przyjaciela.
135
RS
Nigdy dotąd nie zaznała prawdziwej przyjazni. Nie miała
powiernika. Nie spotkała kogoś, kto zapewniłby jej poczucie
bezpieczeństwa, ofiarował zrozumienie, współczucie. Kto dałby jej
odczuć, że jest kruchą, delikatną istotą potrzebującą opieki ze strony
mężczyzny.
Zbyt wiele uczuć, zbyt wiele emocji. Oszołomionym wzrokiem
popatrzyła Quistowi prosto w twarz. Odchylił głowę i odpowiedział
jej poważnym spojrzeniem. Jego zrenice jak zawsze pozostały ciemne
i nieodgadnione, lecz w oczach Lily zapaliły się iskry. Bez trudu
odgadła mowę jego ciała. Poczuła pulsowanie krwi w żyłach. Lekko
przesunęła językiem po ustach. Nawet nie zauważyła, kiedy Quist
pochylił się i zbliżył wargi do jej twarzy. Wiedziała tylko, że ponad
wszystko pragnie jego pocałunku.
136
RS
Rozdział 6
Poczuła wargi Quista na swoich ustach. Lekkie, przelotne
dotknięcie, które domagało się powtórzenia. Drugie... trzecie...
Wszystkie smakowały tak samo. Delikatne, niosące ulgę.
Ulgę... Ale komu? Quist musiał zadać sobie to pytanie. Nie
potrafił znalezć wyraznej granicy między przyjemnością, a
pożądaniem. Wiedział, że Lily przyjęła jego ofertę, gdyż poczuł, jak
ulatuje z niej napięcie wywołane nieprzyjemnymi wspomnieniami. A
on? On, przeciwnie, z każdą chwilą stawał się coraz bardziej
niespokojny. Czy pożądanie mogło sprawiać ulgę? To zależy...
Namiętność pomału brała górę nad rozsądkiem. Kolejny
pocałunek był o wiele bardziej gwałtowny... i napotkał na opór. Quist
zmienił taktykę, ograniczył się do delikatnych pieszczot, aż w końcu
usłyszał ciche, przyzwalające westchnienie.
Nie miał zamiaru pytać dwukrotnie. Wsunął język między
rozchylone wargi Lily, poczuł jej oddech na swoich ustach...
Lily myślała tylko o nim. Zapomniała o szalejącej śnieżycy, o
chacie, nawet o dziecku. Czuła siłę bijącą z męskiego ciała i ciepły
dotyk, który rozpalał ogień w jej wnętrzu. Chciała zapomnieć o całym
świecie.
Chciała czuć się kobietą. Była wdzięczna Quistowi, że na nowo
obudził w niej nadzieję.
Może właśnie dlatego nie uczyniła następnego kroku. Choć jej
całe ciało drżało, jęknęła cicho i oderwała wargi od ust mężczyzny.
137
RS
Nadal obejmowała go w pasie, gdyż nie była pewna, czy zdoła o
własnych siłach utrzymać się na nogach. Oparła czoło o potężnie
sklepioną pierś Quista i próbowała zapanować nad nerwami.
Kowboj pogładził ją po włosach. Oddychał ciężko. Trwało
chwilę, nim odezwał się sztucznie spokojnym tonem:
- Lily?
- Wszystko w porządku - odpowiedziała, nie unosząc głowy.
- Nie będę przepraszał.
- Nie musisz. - Umilkła, po czym spytała ostrożnie: - To byłam
ja?
Nie zrozumiał.
- Ty?
- Ja czy ktoś inny?
- Nie ma tu nikogo innego.
- W twoim życiu.
- O czym ty mówisz?
Wydała ciche, stłumione westchnienie.
- Kiedy ostatni raz byłeś z kobietą?
- Trochę czasu już minęło - przyznał.
- Och...
Ze zdziwieniem stwierdził, że w głosie Lily brzmiało
rozczarowanie. Przecież powinna być zadowolona. Ujął ją pod brodę i
zmusił, by spojrzała mu prosto w oczy. Miała zaróżowione policzki.
Chciał ją pocałować, lecz nie wiedział, jak zareaguje.
- Co ci chodzi po głowie?
138
RS
- Jesteś spragniony seksu.
To było oczywiste, zwłaszcza że nie zdołał zapanować nad
naturalną reakcją swego ciała.
- Mężczyzni nie potrafią ukrywać swych uczuć tak dobrze, jak
kobiety.
- Lecz u ciebie wynika to z prostego faktu, że już od dawna nie
miałeś żadnej kobiety. Nie chodzi ci o mnie. Byłbyś zadowolony z
każdej innej. To wszystko.
Pomału zaczynał pojmować jej tok myślenia. Wciąż czuła się
zagrożona, a wziąwszy pod uwagę to, co powiedziała o swym
małżeństwie, nie mógł jej winić. Już na samym początku przyznała, że
nie ufa mężczyznom. Wtedy było mu to obojętne.
Objął ją mocniej i powiedział:
- Przez cały czas obracam się wśród kobiet. To, że jestem
kowbojem, wcale nie znaczy, iż pół roku spędzam na pustkowiu. Dwa
lub trzy razy w tygodniu przyjeżdżam do miasta, a przynajmniej raz w
miesiącu jadę w dłuższą podróż. Jeśli od dawna nie byłem związany z
żadną kobietą, to wyłącznie z własnego wyboru. A teraz wybrałem
właśnie ciebie. - Popatrzył na jej usta. - Wciąż czuję na wargach smak
twoich pocałunków - mruknął przez zęby. Nagle zmienił ton. - Nawet
nie próbuj sugerować, że jestem zdolny wziąć każdą kobietę. Cenię
szczerość. Nie potrafię kochać się zjedna, a myśleć o innej. I nie
kocham się z taką, której nie pożądam. Złagodniał nagle. - Już ci
mówiłem, co do ciebie czuję. Musisz mi wierzyć.
139
RS
Chciała... lecz nie potrafiła. Prawdę powiedziawszy, gdy
zastanowiła się nieco głębiej, nie potrafiła nawet uwierzyć, że taka
sytuacja jest możliwa. Nie chciała wiązać się z Quistem w żaden
sposób. Jej życie było mocno skomplikowane i bez niego.
- Potrzebuję przyjaciela - szepnęła - nie kochanka.
Zmarszczył krzaczaste brwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]