[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zabieram Megan do parku, na wypadek, gdybyście zamierzali
kontynuować te poufne negocjacje - poinformowała pracodawczynię.
- Skąd pani wie? - spytał z ciekawością. W ogóle nie hałasowali, a kiedy
wrócili, było już przecież stosunkowo pózno. Był przekonany, Theresa
zresztą też, że gospodyni śpi.
- Cecilia lubi myśleć, że wie wszystko. Czasem nawet udaje jej się
zgadnąć. - T.J. wymownie popatrzyła na Cecilię. - Ale nie tym razem. Nie
będzie już negocjacji - poinformowała Cecilię, jednak unikała patrzenia jej
w oczy. Wolała nie widzieć tego sceptycznego uśmieszku. - Załatwiliśmy
już nasze sprawy, ku obopólnej satysfakcji. - Nie zwracając uwagi na
śmiech Cecilii, popatrzyła na Christophera. - O której Emmett ma cię
odwiezć na lotnisko?
- Nie wspominałem ci jeszcze? - Uśmiechnął się do niej. Doskonale
wiedział, że nie. To miała być niespodzianka, dopiero co wpadł na ten
pomysł. Poczynił odpowiednie przygotowania, podczas gdy ona brała
prysznic w łazience. - Postanowiłem zostać tu jeszcze przez kilka dni.
ROZDZIAA ÓSMY
T.J. wpatrywała się w milczeniu w mężczyznę siedzącego po przeciwnej
stronie stołu. Mężczyznę, który sprawił, że jej ciało poznało, czym jest
rozkosz. Mężczyznę, który miał wyjechać, zanim zdołałby odkryć, że
kochał się z niewłaściwą kobietą.
Musiała dwukrotnie odchrząknąć, zanim zdołała wydobyć z siebie głos.
- Słucham? - zapytała.
Christopher liczył na nieco bardziej radosną reakcję.
- Postanowiłem zostać tu jeszcze przez kilka dni - powtórzył.
64
%7łeby być z tobą, od razu dodał w myślach. Był bliski powiedzenia tych
słów na głos, ale powstrzymał się. Jeszcze nie. Nie może jej do siebie
zrazić. Musi dać jej czas.
- Ale dlaczego...? - wyjąkała.
Hm, naprawdę myślał, że choć trochę się ucieszy. Ona jednak patrzyła na
niego tak, jak gdyby oznajmił jej, że wynajął w nocy jej mieszkanie Armii
Zbawienia.
- No... - zająknął się. - Chciałbym odwiedzić twoje biuro. Popracować
nad tÄ… walentynkowÄ… promocjÄ…...
Był to zaledwie ułamek prawdy. Najważniejsze bowiem było to, że tego
ranka uświadomił sobie, że pragnie na zawsze stać się częścią jej życia.
Czuł podniecenie, radość płynącą z tego nowego, nie znanego dotąd
uczucia. Podobnie muszą się czuć dzieci wypatrujące Zwiąt Bożego
Narodzenia. Czekał na coś, nie wiedział na co, lecz przekonany był, że
niespodzianki, które jeszcze go spotkają, będą tylko przyjemne.
Theresa Cohran była kobietą stworzoną dla niego. Był tego pewien.
Mimo to nie mógł zupełnie wyzbyć się ostrożności. To nie leżało w jego
naturze. Będzie musiał spędzić z nią jeszcze trochę czasu, zanim pozna
ostateczną prawdę na temat ich ewentualnego związku. Nie był też ani tak
naiwny, ani zarozumiały, aby sądzić, że ta cudowna kobieta po prostu
rzuci mu się w ramiona. Nawet po upojnej nocy miłosnej. W jej życiu byli
przecież także inni, choć z reguły jedynie przelotnie. Zresztą, zapewne
nadal są. On, Christopher, chciał doprowadzić do sytuacji, w której
Theresa Cohran sama zapragnie stworzyć prawdziwy dom, a to zajmie z
pewnością trochę czasu. Kilka dni - to minimum.
- Do biura? - powtórzyła tępo, wciąż nie spuszczając z niego wzroku.
Ogłupienie powoli ustępowało miejsca panice. - Ale... myślałam, że
musisz wracać.
Zerknęła na Cecilię, błagając ją wzrokiem o pomoc. Niestety - wyraz
oczu gosposi wyjaśnił jej, że nie ma na co liczyć. Cecilia była wręcz
rozbawiona nieoczekiwanym obrotem spraw. Ale przecież Cecilia
usiłowałaby wyswatać ją nawet z listonoszem, gdyby tylko po
dostarczeniu poczty zechciał zostać odrobinę dłużej.
CzujÄ…c siÄ™ niczym pierwszy oficer na tonÄ…cym Titanicu , T.J. znowu
spojrzała na Christophera. Może tylko żartował?
- Fakt, muszę wracać - powiedział. Już miała odetchnąć z ulgą, kiedy
usłyszała: - Kiedy jednak brałaś prysznic, zadzwoniłem do Abramsa -
ciągnął. Abrams był wiceprezesem w jego firmie, T.J. rozmawiała z nim
kiedyÅ› przez telefon.
65
- Powiedziałem mu, że będę parę dni pózniej, gdyż mamy świetny plan
nowej kampanii.
Ciekawe, co to dla niego znaczy parę dni , zastanawiała się T.J., usiłując
zebrać niespokojne myśli.
Kiedy wpatrywała się w pustą kartkę papieru lub w ekran komputera,
obmyślając strategię dla jakiejś firmy, pomysły pojawiały się jak na
zawołanie. Teraz zaś, kiedy naprawdę musiała coś wymyślić, wyobraznia
ją zawodziła. Jedyna wymówka, która jej przyszła do głowy, była
wyjÄ…tkowo nieprzekonujÄ…ca.
- Właściwie to zazwyczaj nikt nie zagląda nam przez ramię, gdy
pracujemy...
Christopher żachnął się. Ze zdumieniem spostrzegł, że po raz kolejny
Theresa zachowuje się bojazliwie. Ale może był po prostu
przewrażliwiony. Nic dziwnego - jeszcze nigdy nie znalazł się w podobnej
sytuacji: na każdym kroku starać się, by jej nie urazić, nie zniechęcić, nie
przestraszyć.
Podniósł do ust tost i zaczął go pałaszować z apetytem głodomora.
- Obiecuję, że nie będę się wtrącał - przyrzekł. No nic, trudno, pomyślała
T.J. Zdaje się, że on naprawdę zostaje i nie ma na to rady. Będzie musiała
się z tym jakoś pogodzić. Jeżeli wszystko miało się udać, należało teraz
wykonać kilka taktycznych posunięć.
- W porządku, pozwól więc, że ja wykonam kilka telefonów -
powiedziała.
Złapał ją za przegub, zanim zdążyła wstać.
- Poczekaj, przecież jest niedziela - zaprotestował. Nawet on nie pracował
w niedzielę. Zazwyczaj. Delikatnie uwolniła przegub z uścisku.
- Twój wiceprezes to nie jedyna osoba, do której można dzwonić w
niedzielę. - Starała się, aby jej głos brzmiał swobodnie, zwyczajnie. Nie
było to proste ze względu na ściśnięte gardło. - Proszę. - Podsunęła mu
swój talerzyk z nie tkniętym tostem. - Zjedz to. Ja prawie nie jem rano.
Kolejne kłamstwo. T.J. zawsze budziła się głodna i pochłaniała
olbrzymie śniadania. Jednak tego ranka nie byłaby w stanie przełknąć ani
kęsa.
Pozostawiwszy Christophera w kuchni, poszła prosto do gabinetu. Po
drodze spotkała Cecilię i Megan, które szykowały się właśnie do wyjścia.
T.J. gorąco uściskała córeczkę, gdy zaś za małą i gospodynią zamknęły się
drzwi, odetchnęła z ulgą. Jedno zmartwienie mniej, przynajmniej na jakiś
czas.
A setki zmartwień wciąż przed nią.
66
Kiedy wybierała znajomy numer, jej dłonie drżały. Dlaczego wszystko, w
co zamieszana była Theresa, zawsze było takie pogmatwane?
Po czterech dzwonkach włączyła się automatyczna sekretarka. T.J.
słuchała niskiego, zmysłowego głosu kuzynki, który przepraszał
dzwoniących za jej nieobecność.
- No, proszę. Proszę, Theresa, odezwij się. Wiem, że tam jesteś. Odbierz
ten cholerny telefon!
Kiedy T.J. miała już zrezygnować i zostawić wiadomość, usłyszała po
drugiej stronie cichy trzask podnoszonej słuchawki.
- Wiedziałam, że coś jest nie tak. - Theresa nie zadała sobie nawet trudu,
żeby się z nią przywitać. - Straciłyśmy go, tak? Przejrzał cię i domyślił się,
że nie jesteś mną. Boże drogi, gdybyś nie była taką głupią gęsią.
T.J. powstrzymała się od komentarza. Nie miała zbyt wiele czasu.
Christopher w każdej chwili mógł zacząć jej szukać.
- Thereso, czy mogłabyś jutro nie przychodzić do biura? - zapytała
wprost.
- Dlaczego? - Kuzynka była mocno zaskoczona. T.J. westchnęła głęboko
i oparła się o krzesło.
- Bo będzie tam on, Christopher - wyjaśniła. - Chce się rozejrzeć,
zobaczyć, gdzie pracuję... To znaczy, gdzie ty pracujesz.
- Christopher?
T.J. niecierpliwie zabębniła palcami o blat biurka. Czyżby Theresa nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]