[ Pobierz całość w formacie PDF ]
człowieka.
- Nie potrzebuje mnie pan łudzić i pocieszać. Doskonale zdaję sobie
sprawę z mojego położenia. W tej chwili
o nominacji nie może nawet być mowy. Ten haczyk" w życiorysie może
się zamienić w skałę, o którą rozbije się cała moja kariera. Do Płocka nie
pojadę, w Warszawie trzymać mnie nie będą. Zresztą w jakim charakterze?
Jestem przecież już po egzaminie. Próbować aplikantury adwokackiej i
znowu tracić dwa albo trzy lata? Wątpię nawet, żeby mnie w tej chwili
chcieli przyjąć do adwokatury i czy minister zatwierdziłby listę bez
wykreślenia z niej mojego nazwiska. Pozostaje posada gdzieś w
administracji. Mogę dostać tylko marną, zle płatną pracę w jakiejś dziurze.
Przecież każdy personalny, nawet bez zasięgania o mnie opinii, stwierdzi
prosty fakt: po odbyciu aplikacji sądowej
i po zdaniu egzaminu z bardzo dobrym wynikiem - nie przyjęty do
sądownictwa. To wystarczy!
- Trochę pan przesadza, młody człowieku, ale rzeczywiście położenie
pańskie nie jest wesołe - mówił wolno major - dlatego też liczę, że pomoże
pan nam w śledztwie.
- Naturalnie - głos aplikanta był już spokojny - jeśli moja osoba i moja
pomoc może się panu na coś przydać, proszę mną rozporządzać. Właśnie
dlatego wróciłem tak szybko do pracy, żeby możliwie przyczynić się do
zatarcia skutków mojego czynu.
- Nie o tym myślałem.
- Nie rozumiem pana majora.
- A szkoda!
Major otworzył teczkę, którą miał w ręku. Wyjął z niej kilka kartek
zapisanych na maszynie i podał Kalinkow-skiemu.
- To jest formalny protokół przesłuchania pana, spisany na podstawie
naszej rozmowy w szpitalu. Proszę przejrzeć.
Aplikant czytał uważnie kartkę po kartce. W paru miejscach trzymanym w
ręku piórem postawił przecinki, widocznie opuszczone przez maszynistkę.
Gdzieniegdzie poprawił słabo dobitą literę.
- Wszystko w porządku - rzekł po przeczytaniu.
I już chciał podpisać protokół na dole, w przeznaczonej na to rubryczce,
gdy w tej chwili major szybko usunął kartkę protokołu. Pióro z rozpędu
zrobiło jakiś zygzak na blacie biurka.
- Co pan robi? - zdziwił się Kalinkowski.
- Spośród wielu pańskich kłopotów chcę mu zaoszczędzić jeszcze jednego:
procesu o fałszywe zeznania - odpowiedział chłodno major, chowając
niepodpisany protokół do teczki.
Kalinkowski zerwał się zza biurka, odsuwając z hałasem krzesło, na
którym siedział. Major również powstał ze swojego miejsca. Chwilę
mierzyli się oczyma, wreszcie aplikant, wzruszając ramionami,
powiedział:
- Nie rozumiem pańskich insynuacji, majorze.
- A ja jestem pewny, że rozumie je pan doskonale.
- Zeznałem wszystko, co mi było wiadome. Nie mam nic do dodania.
!,()
51
- Jak pan uważa - odpowiedział major. - Powinienem nic nie mówiąc
poczekać, aż pan podpisze protokół, i natychmiast pana zaaresztować. Nie
zrobiłem tego, bo wolno mi, ze względu na charakter sprawy, postępować
z pewnymi odchyleniami od przepisów. Ale to już ostatnie ostrzeżenie.
Wziął teczkę i skierował się w stronę drzwi.
- Jak się pan namyśli, to radzę przyjść do mnie. Będę czekał.
- Powiedziałem już, że nie mam nic do dodania.
- Radzę się zastanowić - odpowiedział major zamykając drzwi.
Po wyjściu majora Kalinkowski jeszcze chwilę stał, wreszcie usiadł, wziął
pióro i usiłował dalej pracować, ale nie mógł. Pióro zbyt mu drżało w
ręku, uniemożliwiając pisanie. Odłożył je i siedział bez ruchu, wpatrując
się w jakiś nieokreślony punkt na ścianie. W końcu zdjął słuchawkę z
widełek, nakręcił numer i powiedział:
- Chciałbym się z tobą jak najszybciej zobaczyć.
7
. Na Nadbrzeżu Polskim w Gdyni stał szwedzki statek s/s Upsala". Gęsty
dym buchający z komina wskazywał, że palacz właśnie podrzucił sporą
porcję węgla pod kotły i że statek gotów jest do odjazdu. Co do ładunku,
to cały śródpokład zawalony był piękną białą kantówką. Ostatni robotnicy
i funkcjonariusze WOP schodzili z pokładu. Na pokładzie Upsali"
wyciągnięto już trap. Starszy, siwawy marynarz, z dystynkcjami kapitana
na mundurze, stanął przy kole sterowym. Marynarze szwedzcy zwolnili z
wind grube, manilskie liny.
Polacy na nadbrzeżu rozluzowali nieco pętle, i po chwili zdjęte z
pachołków cumy uderzyły głucho o nadburcie statku. Marynarze zaczęli je
od razu ściągać windami. Statek stał jeszcze przy nadbrzeżu, ale już nic go
nie łączyło z portem.
Z tyłu za rufą zakłębiło się. To nieruchoma dotychczas śruba drgnęła i
zaczęła się obracać coraz szybciej. Statek
jeszcze chwilę stał spokojnie, potem zakołysał się i powoli ruszył naprzód.
Robotnicy, stojący na nadbrzeżu, machali rękoma. Szwedzi odpowiadali
im pozdrowieniami. Ktoś krzyknął szczęśliwej drogi", ktoś po prostu
powiedział do widzenia". Zwykłe pożegnania, gdy statek wyrusza w
daleki rejs.
Kapitan Olaf Atterbom pewną ręką prowadził swój statek. Wyszedł już na
środek basenu i lekkim łukiem sterował Upsalę" w stronę widniejących z
dala latarni wyjściowych gdyńskiego portu.
Upsala" po raz ostatni pozdrowiła rykiem swojej syreny port i wzięła kurs
na pławę kierunkową Helu. Kapitan zakomenderował całą naprzód",
oddał ster bosmanowi, a sam poszedł do kabiny dla zrobienia
odpowiednich zapisków w księdze okrętowej. Morze było spokojne,
podróż zapowiadała się pomyślnie.
Wtem do kabiny wszedł jeden z marynarzy.
- Kapitanie, mamy blinda" na pokładzie.
- Co? Jak?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]