[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byli ludzie z jego eskorty.
- Nie ruszajcie się stąd, panie, zaraz wrócę - powiedział i przesadziwszy parapet
okna znalazł się na balkonie obiegającym piętro. Doszedł do krawędzi ściany i ostrożnie
wychylił głowę. Przed nim znajdowała się ulica, do której przylegał fronton zajazdu. Pod
budynkami, obok schodów, za porzuconym wozem - wszędzie kryli się Indianie. Ciarki
przeszły Eatonowi po plecach, pot zrosił czoło. Czerwonoskórzy zapalali wiązki chrustu.
Zatętniły nagle kopyta nadbiegających jezdzców i zatrzeszczały jelenie grzechotki
zagrzewając Indian do szturmu. Wybuchła strzelanina. Języki ognia objęły chrust i wiązki
ciśnięte wprawnymi rękami spadały pod budynki lub przez puste ramy okienne do wnętrza
domów. Wojownicy tomahawkami rąbali drzwi usiłując wedrzeć się do środka.
Kilku z nich czujnie wspinało się po schodach, wiodących na balkon. Eaton wysunął
lufę sztucera. Strzał. Czerwonoskóry zwalił się w dół. John sięgnął po pistolet. Znowu
nacisnął cyngiel. Indianin chwycił się za pierś i usiadł na stopniach. Inni zawahali się na
moment.
Eaton nabił pistolet i ponownie strzelił, po czym zawrócił. Zziajany przesadziwszy
parapet rozglądał się dookoła. Nie było czym zabarykadować okna.
- Uciekajmy! - krzyknął do kobiet.
Wbiegli do sąsiedniego pomieszczenia. Ciężką komodą zatarasował drzwi i wyjrzał
oknem. Wychodziło na podwórze, gdzie po przeciwnej stronie znajdowały się stajnie.
Gładka ściana opadała w dół, nie było balkonu. Odetchnął z ulgą, obcierając mokre czoło...
Peggy patrzyła na niego z wdzięcznością pomieszaną z przerażeniem. Jej matka ze
strachu załamywała ręce.
- Spokój! - szepnął John. - Może jakoś przetrwamy.
Załadował sztucer i pistolet, bo wcześniej nie miał kiedy tego zrobić. Zauważywszy
ciężką kotarę osłaniającą drzwi, spytał:
- Dokąd prowadzą?
- Na klatkę schodową i na podwórze przed stajnią.
- Otwarte? - nacisnął klamkę, ustąpiła odsłaniając ciemny korytarz.
- Na dole zamknięte. Są klucze - powiedziała Peggy.
- Gdzie?
- Wiszą na ścianie - wskazała ręką.
Eaton zdjął je z gwozdzia.
- Wiesz, które do jakich drzwi służą?
- Tak.
- Trzymaj, będą nam potrzebne - zaczął mówić do niej przez ty .
Uśmiechnęła się do niego z zaufaniem.
- Uwaga! - szepnął podnosząc sztucer.
Usłyszeli rumor przewracanych sprzętów w sąsiednim pokoju. Ktoś próbował
otworzyć do nich drzwi. Wstrzymali oddechy, serca im załomotały jak młoty.
- To mąż... - odezwała się z nadzieją O Neillowa.
Eaton pokręcił głową.
- Nie, to Indianie. Zaraz tu wejdą. Ta komoda nie będzie długo bronić dostępu.
Chodzcie!
Weszli w mroczny korytarz. Peggy przekręciła w zamku klucz. Na samym dble obie
kobiety usiadły na stopniach, a John ze strzelbą stanął przy drzwiach. Wsłuchiwali się w
grzechot wystrzałów, w wycie czerwono-skórych, w tupot nóg, w nawoływania ludzi...
Ostra woń dymu poczęła przenikać do wnętrza ich kryjówki. Robiło się coraz
duszniej i goręcej, a jakiś dziwny szelest i szum rozlewał się wokół. Bitewna wrzawa -
zdawało się - odpływała gdzieś dalej.
Eaton co chwila rękawem wycierał twarz. Czuł, jak upał w pomieszczeniu wzrasta,
a dym wżera się w oczy i płuca. Kobiety z trudem tłumiły kaszel.
- Pali się dom - powiedział. - Nie wytrzymamy tu długo.
Nie odpowiedziały. Usłyszał jedynie w ciemności ich szloch.
- Spróbuję wyjrzeć. Daj, Peggy, klucz.
Ostrożnie otwierał drzwi, pózniej uchyliwszy je powoli wysunął głowę na zewnątrz.
Nie było nikogo. Szczyt budynku płonął, szeleszcząc i strzelając iskrami. Z palcem na
spuście sztucera wyszedł. Ulicę po obu stronach trawił pożar. Długie wachlarze płomieni
lizały już stajnię - jedyną budowlę nie opanowaną jeszcze przez ogień.
Nagle dziwny głos rozległ się w pobliżu. Eaton odwrócił się błyskawicznie.
- Co to? - przemknęło mu przez myśl.
Znowu niespokojne, niesamowite kwiczenie. Odgadł. Nie miał wątpliwości. To
konie zamknięte w stajni. Jak one tu ocalały?
- Wychodzcie! - zawołał do kobiet. - Szybko!
Wyminęli ciała paru poległych Indian zatrzymując się pod stajnią. Wrota nie
ustąpiły. Wewnątrz trwożnie odzywały się zwierzęta. Eaton naparł na drzwi ramieniem. Na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]