[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po tym, jak w poniedziałek posłała Charliemu liścik, przez cały tydzień z nim nie
rozmawiała. Ten kretyński liścik! Po co w ogóle go napisała? I dlaczego musiał odpowiedzieć
w tak wstrętny sposób?
Oczywiście widzieli się w szkole, ale nie zwracali na siebie uwagi. To nawet lepiej,
stwierdziła. Pewnie i tak skończyłoby się na kłótniach.
Jak wytrzymają ze sobą przez całe popołudnie? - zastanawiała się Lilly, odgarniając z
twarzy włosy, które roziewał lekki wiosenny wietrzyk. Może kuzyn i jego narzeczona
uciekli? Przecież tak się czasami zdarza.
Tak, tylko że przy jej szczęściu to raczej niemożliwe.
Najpierw usłyszała odgłos silnika, a dopiero po chwili zauważyła ogromną ciężarówkę
wjeżdżającą zza zakrętu na jej ulicę. O nie! - jęknęła w duchu.
Zdezelowany czerwony samochód pomocy drogowej z białym napisem Roark
Autonaprawa zatrzymał się przed jej domem. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć,
otworzyły się drzwi od strony pasażera.
- Jesteś gotowa?
Charlie dobrze się prezentował w czarnej kurtce, białej koszuli, czarnych spodniach,
kolorowym krawacie i - jakże by inaczej - tenisówkach. Na szczęście tym razem zamiast
swoich ulubionych, fioletowych, założył czarne. Lilly zastanawiała się, czy to tenisówki na
specjalne okazje, W odświętnym ubraniu był bardzo przystojny. Choć raz jego ciemnoblond
włosy nie były związane W kucyk, ale starannie rozczesane opadały na kołnierz kurtki.
Wyglądał jak facet ze zdjęcia w piśmie o męskiej modzie.
Wsiadając do samochodu, Lilly przydeptała sobie sukienkę i omal się nie przewróciła.
- Fajna bryka - zauważyła z sarkazmem, zamykając drzwi. Strzepnęła z siedzenia
okruchy.
- Mam dziś dyżur. Tak to już jest z tymi rodzinnymi interesami. Zawsze podczas
rodzinnych uroczystości ktoś musi cierpieć - wyjaśnił Charlie, zerkając do bocznego lusterka.
- Dziś ja mam pecha.
- Hm - westchnęła Lilly, która doskonale wiedziała, jak się czuł. Ona też nie miała
dziś szczęścia. - Dyżur, jak lekarz?
Charlie zjechał z krawężnika, dodał gazu i gwałtownie zawrócił samochód. Stojąca na
desce rozdzielczej butelka z sokiem warzywnym przewróciła się i prawie spadła na kolana
Lilly. Choć złapała ją w locie, kilka kropli spadło jej na sukienkę.
- Zwietnie - mruknęła, spoglądając z niechęcią na Charliego. - Cała jestem w soku
pomidorowym.
- Przepraszam. - W głosie chłopaka nie było słychać żalu. - Tam z tyłu, za siedzeniem,
powinien być jakiś ręcznik.
Lilly odwróciła się i po chwili poszukiwań wyciągnęła spod siedzenia duży biały
ręcznik, cały poplamiony olejem i smarem.
- Bardzo mi to pomoże.
- Przepraszam.
Ciekawe, czy to wszystko, co będzie miał dziś do powiedzenia? Lilly uważała
Charliego za wygadanego chłopaka. Jeszcze nie zdarzyła się taka sytuacja, żeby nie wiedział,
co powiedzieć. Zdaje się, że była to ich jedyna wspólna cecha. Tak, na pewno jedyna. Wyjęła
z torebki paczkę chusteczek higienicznych i delikatnie wytarła z sukienki plamy. Na szczęście
sok na zdążył wsiąknąć w materiał. Wprawdzie nie znała nikogo z weselnych gości, ale i tak
nie chciała, żeby uznano ją za niechluja.
Charlie skręcił w boczną ulicę równie gwałtownie jak przed chwilą, kiedy zawracał
samochód. Jechał dwa razy szybciej, niż zrobiłaby to Lilly. Kiedy podjeżdżali do
skrzyżowania, zapaliło się czerwone światło. Charlie czekał zatrzymaniem ciężarówki aż do
ostatniej chwili, a gdy zmieniło się światło, ostro ruszył. I kto tu jest beznadziejnym
kierowcą? - pomyślała Lilly, krzywiąc się. Na wszelki wypadek trzymała butelkę z sokiem
przed sobą.
- Musisz się tak spieszyć? Czy przypadkiem w ten sposób nie zużywasz zbyt dużo
paliwa?
- Kto jak kto, ale ty na pewno nie powinnaś mi udzielać rad, jak prowadzić samochód
- powiedział chłodno Charlie, - Jadę tak szybko, bo inaczej się spóznimy.
- No cóż, to chyba nie moja wina - zauważyła Lilly. - Byłam gotowa na czas,
czekałam na ciebie piętnaście minut.
- Coś mi wypadło. - Najwyrazniej był zdenerwowany, więc Lilly postanowiła dać
spokój dyskusjom. Miał podły nastrój, tak samo jak i ona. Może nawet gorszy. Przynajmniej
nie twierdził, że to jej wina.
Charlie pochylił się i włączył radio. Silnik głośno ryczał, więc nie było nic słychać, ale
Lilly wiedziała, że cokolwiek nadawali, nienawidziła tej piosenki. Siedziała jak oklapnięta na
fotelu i patrzyła przez okno. Na razie wszystko przebiegało dokładnie tak, jak się
spodziewała. Gorzej być nie mogło.
Piętnaście minut pózniej zajechali przed kościół. Charlie był już na schodach, kiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]