[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kosmiczne potwory pilnowały swojej maszyny, trzy pozostałe nawiązywały kontakt z ludnością.
Nauczyciel matematyki rysował kredą na kocich łbach twierdzenie Pitagorasa. Rysował je
tak już piąty raz, coraz to dalej, usiłując przemieścić istotę z przestrzeni z nierównego środka
rynku na nieco równiejszy chodnik, co wyglądało trochę tak, jakby wabił kurę. Istota posłusznie
człapała za rysunkiem, za nią lazły dwie następne. Dotarłszy wreszcie do płyt chodnikowych,
nauczyciel rozpoczął właściwy eksperyment. Do dwóch boków trójkąta dorysował kwadraty,
spojrzał pytająco i zachęcającym gestem wyciągnął rękę z kredą. Trzy potwory, z trudem zgięte
ku przodowi, przez chwilę wpatrywały się w chodnik, po czym zbliżyły ku sobie baniaste łby.
- Co on chce, żeby zrobić? - spytał niespokojnie socjolog głosem, na wszelki wypadek,
zniżonym.
- Twierdzenie Pitagorasa - odparł również z niepokojem doradca do spraw technicznych. -
Trzeba dorysować trzeci kwadrat. Tyle to ja umiem, ale jeśli przejdzie do matematyki wyższej...
- Niech pan na razie dorysuje ten kwadrat!
- Jak? Przecież się nie schylę!
- No wez to - mówił łagodnie nauczyciel. - No wez to. Nie bój się...
Wszystkie oczy zwrócone były na scenę, rozgrywającą się pomiędzy pedagogiem a
przybyszem z kosmosu. Zemocjonowany tłum dzielił się uwagami, po większej części
szeptanymi, żeby nie zagłuszać możliwych zaziemskich dzwięków.
- Aażą jak pokraki...
- Niewzwyczajone. Może być, że u siebie nie na łapach chodzą, tylko czym jeżdżą.
- Wysportowane to nie są - ocenił krytycznie miejscowy bramkarz.
- Ale przyleciały, nie...?
- Po rusku z nimi ktoś próbował?
- Panie, po rusku, po angielsku, po niemiecku, fryzjer nawet po francusku zagajał,
wszystko na nic. Słuchają jak głąby i nic!
- Kierownik apteki po łacinie do nich mówił!
- A co mówił?
- Różne lekarstwa wymieniał, bo więcej nie umie, ale też na nic...
- Może trzeba po chińsku...?
- Panie, co pan...? Rany boskie!
- Ludzie, zobaczcie, czy oni aby nie żółte tam w środku...!
- Sama pani sobie zobacz!
- To już prędzej po japońsku, bo te kitajce ostatnio różne takie rzeczy robią...
- Kierownik gieesu był w Wietnamie! Niech kto skoczy po niego!
- Na nic, panie, oni w ogóle po ludzku nie mówią...
- Patrz pan! On coś robi!
Potwór z pewnym wysiłkiem wyjął srebrną łapą kredę z ręki nauczyciela, zbliżył się do
ściany budynku, narysował na niej skośną kreskę, odpowiadającą trzeciemu bokowi trójkąta, po
czym dorysował do niej resztę kwadratu. W tłumie rozległy się oklaski. Nauczyciela dopadł
nagle szaleńczo przejęty historyk.
- Operują skrótami myślowymi - mówił gorączkowo. - Wyższa inteligencja! Trzeba im
narysować układ słoneczny i w ogóle galaktykę, może pokażą, skąd przylecieli. To może być
myśl zamieniona w energię! Niech pan rysuje!
- Układ słoneczny mogę, ale reszty na pamięć nie umiem - odparł zakłopotany nauczyciel.
- Wolałbym matematycznie...
Wyciągnął z kieszeni drugi kawałek kredy i przystąpił do pisania po ścianie.
- Zachowują się jak krowy - powiedział z irytacją pozostały przy pojezdzie satyryk do
pilota. - Ludzie klaszczą, a oni nic. Debile!
- A co powinni zrobić? - zaciekawił się pilot. - Kłaniać się?
- Pan też chyba zgłupiał. Przeciwnie, przestraszyć! No niech pan sobie wyobrazi, poleciał
pan na jakieś tam Alfa Centauri, nawiązuje pan stosunki pozornie przyjacielskie, a tu nagle za
panem obce dzwięki. Zgrzyty, kwiki, albo co. Przynajmniej by się pan zaniepokoił!
- Popatrzyłbym - zgodził się pilot. - Jaki mają wyraz twarzy...
- A może oni w przypływie życzliwości warczą i szczerzą zęby? Albo plują? Nie musi
pan oceniać prawidłowo!
Pilot zrozumiał problem.
- Cholera. Ma pan rację. Ale może dać im do zrozumienia, że ich znamy, bo już tu
byliśmy potajemnie. Wiemy, że klaskanie to aprobata...
- Niby można, tylko jak...?
Pilot w zakłopotaniu bezwiednie poruszył podwoziem samochodu, przejechał kawałek
tam i z powrotem i zagrzechotał.
- Podejść kawałek i powiedzieć im? Ta nasza akustyka ma zasięg piętnaście metrów.
- Zaraz, tu mamy obowiązki...
Ksiądz umoczył kropidło w wodzie święconej, niesionej przez ministranta, i uroczyście
zbliżył się do srebrnego pojazdu. Pilnujące go potwory nie protestowały, jeden z nich tylko
wysunął przed siebie niewielki błyszczący przyrząd, który zaterkotał głośno i zamilkł. Ksiądz
cofnął się nieco, po czym zamaszystym i zdeterminowanym gestem pokropił srebrzystą maszynę,
Marsjan i ludzi wokół. Kilkanaście osób w tłumie poklękało i zaczęło się żegnać.
Sekretarz redakcji z mikrofonem w ręku i błogim szczęściem w duszy tkliwie obserwował
scenę wyświęcania z bliskiej odległości. Za łokieć chwycił go nagle jakiś facet.
- Pan jest może dziennikarzem? - spytał pośpiesznie i nie czekając na odpowiedz, ciągnął
dalej: - Wszystko jedno zresztą, pan ma mikrofon, proszę pana, to trzeba nagrać!
- Które? - spytał sekretarz redakcji, odrobinę zdezorientowany.
- Ten terkot. Słyszał pan? Ta maszyna wydaje jakieś dzwięki! To może coś oznaczać, to
może być ich mowa, to trzeba zbadać! Niech pan idzie!
Sekretarz redakcji gwałtownie zaprotestował, usiłując mu się wyrwać.
- Ależ co pan, panie...! Na nierównościach grzechocze... Na co to komu...
- Niechże pan nie stawia przeszkód! - upierał się z naganą facet, ciągnąc sekretarza
redakcji w kierunku Marsjanina. - Pan utrudnia postęp nauki! On się zaraz poruszy... Niżej,
niżej... No...!
Potwór z kosmosu przesunął lśniący przyrząd z głośnym grzechotem. Zaskoczony i nieco
ogłupiały sekretarz redakcji, szarpany przez podnieconego osobnika, zbliżył mikrofon do
przyrządu. Potwór uprzejmie przysunął przyrząd do mikrofonu.
Sekretarz redakcji, niezdolny oprzeć się presji, starannie nagrywał na taśmę terkot
podwozia dziecinnego samochodu...
Nauczyciel napisał na murze budynku wzór matematyczny i odwrócił się wyczekująco.
Doradca do spraw technicznych zbliżył dłoń ku ścianie. Stojący obok grafik gwałtownie pochylił
się ku niemu i wyrżnął hełmem w jego banię.
- O rany! - jęknął doradca do spraw technicznych. - Co robisz, ogłuszyłeś mnie!
- Co ty chcesz zrobić? - spytał grafik ostrzegawczo.
- Napisać mu byle jaki inny wzór...
- Zwariowałeś?! Przecież nie znamy tego alfabetu! Rysuj coś, nie pisz! I niech ci nie
strzeli do głowy greckim, też go nie znamy!
- Kiedy nie wiem, co rysować. Tales odwalony, ja już nie pamiętam więcej tej geometrii...
- To mu narysuj budowę atomu...
Doradca do spraw technicznych zastanowił się, kiwnął banią, zbliżył się znów do muru i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]