[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na pewno nie chcesz złamać przy tym kciuka. Pamiętaj, co ci powiedziałam. Celuj w
nos. Chrząstki w nosie łatwo się łamią i nie uszkodzisz sobie kostek tak jak wtedy,
gdybyś uderzył, powiedzmy, w usta. Nigdy nie wal w usta.
- Nie ma obawy - powiedział Lionel - naprawdę nie wydaje mi się, żebym
kiedyś...
- Dobrze, dobra. - Poklepałam go po ramieniu. - Teraz zmiataj do klasy, bo się
spóznisz.
Lionel pobiegł, ściskając futerał na flet i przyglądając się nieufnie własnej
pięści. Z drugiej strony korytarza rozległy się oklaski. Stała tam Ruth w towarzystwie
Scotta, Dave, no i jakżeby inaczej, Karen Sue Hanky.
- Oto, jak radzić sobie w delikatnej sytuacji - stwierdziła Ruth sarkastycznie.
- Taak - dodał Scott, rechocząc radośnie. - Uczyć dzieci ciosów pięścią.
Dave zmarszczył brwi, udając głęboki namysł.
- Dziwne, nie mogę sobie przypomnieć, żeby na szkoleniu uczono nas tej
szczególnej metody rozwiązywania konfliktów.
Naturalnie żartowali. W przeciwieństwie do Karen Sue, śmiertelnie poważnej,
jak zwykle.
- Uważam, że to niegodne - powiedziała. - Uczysz małego chłopca, żeby
rozwiązywał swoje problemy przy użyciu siły. Powinnaś się wstydzić.
Popatrzyłam na nią, otwierając szeroko oczy.
- Nad tobą nikt się nigdy nie znęcał, co? Karen Sue dumnie podniosła głowę.
- Nie, ponieważ uczono mnie, aby nieporozumienia wyjaśniać pokojowymi
sposobami, a nie siłą.
- Inaczej mówiąc, nikt się nigdy nad tobą nie znęcał. Ruth parsknęła
śmiechem, a Scott i Dave zakryli usta dłońmi, żeby ukryć rozbawienie.
- Może to dlatego, że nie staram się nikogo drażnić tak jak ty, Jess - odgryzła
się Karen.
- O, jak miło - odparłam. - Oskarżyć ofiarę, czemu nie? Scott i Dave odwrócili
się teraz do ściany, krztusząc się ze śmiechu. Ruth, naturalnie, nie przejmowała się
niczym i rechotała bez skrępowania.
Czubki uszu Karen Sue zaróżowiły się. Zwróciłam na to uwagę, ponieważ
miała na głowie niebieską opaskę - pasującą do niebieskich szortów, które pasowały
do niebieskiego futerału na flet - i dzięki tej opasce jej włosy nie zasłaniały uszu,
tylko opadały perfekcyjnymi lokami na ramiona. Och, i jeszcze można było
podziwiać perłowe klipsy.
Czy wspominałam już, że Karen Sue Hanky jest bardzo dziewczęca?
- No cóż - powiedziała wyniośle. - Jeśli nie macie nic przeciwko temu, pójdę
do domku, aby odłożyć flet. Mam nadzieję, że spodoba ci się lekcja z profesorem Le
Blanc. Powiedział, że moja gra jest wyjątkowa.
- Owszem - mruknęłam. - Wyjątkowo nie do wytrzymania. Ruth dzgnęła mnie
łokciem.
- Och, wybacz - powiedziałam. - Jej flet nie ma przecież otworów. Jak można
grać na czymś takim?
Nawiasem mówiąc, Karen Sue zdążyła już się oddalić. W żaden sposób nie
mogła mnie usłyszeć. Scott, wciąż chichocząc, powiedział:
- Słuchaj, Jess. Dave i ja wpadliśmy na pewien pomysł. Wiesz, z tymi
historiami o duchach. Może byśmy weszli do spółki? Co ty na to?
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Nie rozumiem.
- Nasze grupy mogłyby się spotkać po ognisku, a ty byś im opowiedziała tę
swoją historyjkę o duchach. Wiesz, taką jak dzisiaj w nocy.
- Możemy przyprowadzić nasze dzieciaki - wtrącił Dave - koło wpół do
dziesiątej.
- Taak - powiedział Scott, spoglądając nieśmiało w stronę Ruth. - Może twoje
dziewczynki, Ruth, chciałyby dołączyć?
Ruth wydawała się zaskoczona - ale i uradowana - propozycją. Jednak obawa
przed narażeniem dziewczynek na wybryki takich typów jak Shane przeważyła nad
perspektywą pięknych chwil w towarzystwie Scotta.
- O, nie - powiedziała. - Nie dopuszczę żadnej z moich dziewczynek w pobliże
tego małego potwora.
- Może Shane nie będzie rozrabiał - zauważyłam - jeśli znajdzie się w
damskim towarzystwie.
Podobnego eksperymentu dokonano podczas odsiadki w Liceum im. Ernesta
Pyle'a. Wynik okazał się niejednoznaczny.
- O, nie - powtórzyła Ruth. - Wiesz, co ten dzieciak zrobił dziś przed
południem podczas próby całego obozu?
- Co takiego?
- Pryskał śliną z ustnika trąbki na Makowe Panienki. Skrzywiłam się. Nie tak
zle, jak się obawiałam... ale też nic dobrego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]