[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nad losami buduaru. Będę musiała powiedzieć o nim Celii, a ona
zapewne zapyta, jak zdobyłam dostęp do innego mieszka nia w
tym samym budynku. Przypuszczalnie powie o tym moim
rodzicom, to zaś doprowadzi do dalszych kłopotliwych pytań. Nie
chcę też jednak kłamać.
Wtem dzwoni mój telefon, więc pośpiesznie odbieram, z na-
dzieją że to Dominic. Ale odzywa się James.
Witaj, skarbie. Przepraszam, że cię niepokoję w weekend,
lecz zdarzyło się coś, o czym, jak sądzę, powinnaś się
dowiedzieć. Czy możemy się spotkać?
Tak... Czy wszystko w porządku?
Jak najbardziej, ale chciałbym się z tobą zobaczyć, jeśli
można. Spotkajmy się w Patisserie Valerie przy Piccadilly za
godzinę.
Wychodzę z parasolką i brnąc przez mokre ulice, przedzieram się
do Piccadilly. To zaledwie kilka minut spaceru, ale i tak mam
okazję cieszyć się wiszącą w powietrzu wyrazną niedzielną
atmosferą Na ulicach panuje wprawdzie ruch, lecz nie ma takiego
szaleńczego pędu jak zazwyczaj w dni robocze.
James czeka już na mnie - gdy przybywam, siedzi z nosem
utkwionym w gazecie, a przed nim łagodnie paruje espresso.
Kiedy podchodzę, podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się.
A, jesteś. Znakomicie. Pozwól, że ci zamówię kawę.
Po chwili siedzę nad swoim latte i francuskim zawijańcem z
czekoladą, a on zagaja:
- Wiem, że to dziwne, ale po prostu musiałem się z tobą
zobaczyć Miałem dziś w porze śniadania spotkanie ze
szczególnie interesującym klientem. Nazywa się Mark Palliscr i
tak się składa że jest osobistym marszandem naprawdę bogatego
człowieka. Miałem z nim do omówienia sprawy, a jest to bardzo
zajęty człowiek który czasami wydaje w mojej galerii mnóstwo
pieniędzy, więc naturalnie znalazłem dla niego czas mimo
niedzieli.
Zanurzam moje francuskie ciastko w kawie i skubię je,
pozwalając by rozpływało się na języku. Jak na razie nie za
bardzo rozumiem, co to wszystko ma wspólnego ze mną.
- Zjedliśmy czarujące śniadanie w jego domu w Belgravii.
Mark, jak się można spodziewać, ma wyjątkowy gust. Napomknął
że szuka asystentki, a ja mu wspomniałem o tobie. Byłby
znakomitym szefem, wiele byś się od niego nauczyła.
- Naprawdę? - To interesujące. Możliwość znalezienia pracy,
wspaniała wiadomość. Ale czy to dlatego chciał mnie zobaczyć
już teraz? Nie mógł z tym poczekać do poniedziałku?
James ciągnie dalej:
Omawialiśmy biznesowe sprawy, gdy zjawił się inny gość i
Mark poprosił, żebym zaczekał chwilę w sąsiednim salonie. Ten
salon jest połączony z pokojem śniadaniowym pięknym
otwartym łukiem, widziałem więc, kim jest ta osoba, i
słyszałem, o czym mówiono. - Patrzy wprost na mnie. To był
Dominic.
Dech mi zapiera.
Dominic? Ale to niemożliwe... on wyjechał. Poleciał do Rosji.
- Jeszcze nie mówi James. - Zdaje się, że wylatuje dziś
wieczorem Zabiera go prywatny odrzutowiec. Z tego, o czym
rozmawiali z Markiem, wynika, że zostanie tam jakiś czas.
Serce mi uderza mocno i oddech przyśpiesza.
- Myślałam, że już go nie ma. Tak mi powiedziała Vanessa.
- Właśnie się zastanawiałem, czy wiesz. Otaczająca go tego
ranka aura przygnębienia kazała mi żywić przeczucie, że pewnie
nic ci o tym nie wiadomo. - James uśmiecha się do mnie. - Beth,
długo i intensywnie nad tym myślałem, zanim postanowiłem ci
powiedzieć. Wiesz, że mam obiekcje co do tego, jak Dominic
stosuje się do zasad BDSM. Ale wiem także, że to nie do mnie
należy decyzja o tym, co powinnaś zrobić, a czego nie. Kochasz
go, widzę to, i muszę powiedzieć, że moim zdaniem nie można cię
pozbawić możliwości wyboru. Ale i tak chcę, żebyś na siebie
uważała. Rozumiesz?
- Oczywiście, że będę uważać i bardzo dziękuję, że mi
powiedziałeś Ogromnie doceniam twoją troskę. Ale czy on cię nie
widział?
James potrząsa głową.
- Nie sądzę. Chyba nawet nie wiedział, że ktoś jest w drugim
pokoju, a poza tym oddzielał nas ogromny chiński wazon, akurat
na linii jego wzroku. No, przynajmniej starałem się, żeby mnie
przesłaniał.
Biorę głęboki wdech, otwieram szeroko oczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]