[ Pobierz całość w formacie PDF ]
barbarzyńców kanibali zamieszkujących pełną niebezpieczeństw Przełęcz Upiorów. Znani z
niewyobrażalnego okrucieństwa i braku litości potrafili mordować i pożerać tak kobiety i dzieci,
jak i czarnych rycerzy i paladynów. Dla nich nie było różnicy. Napędzani narkotycznymi ziołami
wpadali w nieokiełznaną furię, w której nie czuli strachu, bólu, a czasem nawet, jak mówili
niektórzy, unikali szponów śmierci, wciąż walcząc na przekór wielokrotnym, śmiertelnym
ranom. Podczas rytualnego spożywania tajemniczych ziół ich skora, włosy, a nawet paznokcie i
języki przybierały barwę węgli, stąd nazwano ich Czarnymi Zmierciami.
Dziś wieczór są eliminacje, jak co roku mamy odsiać ziarna od plew. Pretendenci
zmierzą się z miejskimi gwardzistami i tylko ci, którzy zwyciężą, będą mogli wziąć udział w
zasadniczej części konkursu. Zapewne o tym wiesz.
Wiem odrzekł ogr.
Dziś o godzinie ósmej to miejsce zamieni się w ubitą, turniejową ziemię, choć może nie
uświadczysz tu rycerzy. Ale jest o co walczyć. Główna nagroda to dwieście złotych monet i nie
byle jakie towarzystwo nie byle jakich kobietek spod Błękitnej Orchidei .
Durgar uśmiechnął się promiennie. Choć daleko było jeszcze do eliminacji, o finale nie
wspominając, on oczami wyobrazni już wydawał owe złote monety, cieszył się towarzystwem
pięknych kobiet, łechtał podniebienie doskonałym różowym winem oraz pysznymi potrawami,
które były dostępne tylko dla tych z potężną sakiewką. Ach, żyć nie umierać!
Z kim mam się zmierzyć? spytał rozochocony.
Normalnie przydzieliłbym ci kogoś według standardowego losowania. Jednak, jako że
jesteś tak niezwykłą osobistością Fryc lekko się ukłonił pragnąłbym cię uhonorować godnym
przeciwnikiem, nawet jeśli to tylko eliminacje.
Obejdzie się odrzekł ogr, czując, jak grunt pali mu się pod stopami. Nie jestem
nikim szczególnym, mogę walczyć jak każdy, bez specjalnego traktowania.
Fryc ma sporo racji, ogrze zadudnił mroczny bas nieznajomego. Durgar odwrócił się i
jego spojrzenie utkwiło w okolicach klatki piersiowej ogromnego minotaura. Dziś nie jestem
przedstawicielem prawa, a ty, mimo żeś z Czarnych Zmierci, nie popełniłeś tu żadnego występku.
O to zatem się nie troskaj. Jednak nie darowałbym sobie byk nieco pochylił się nad Durgarem
gdybym nie skorzystał z takiej okazji&
Yyy, nie rozumiem& Coo taaakiego szaaanowny kapitan ma naaa myśli?
Durgarze Krull, ja Drhun Vorglath, kapitan książęcej gwardii Al Indaar-hana, rzucam ci
to eliminacyjne wycedził wyzwanie. Przyjmujesz czy& ?
Ho ho ho ! wykrzyczał Fryc. Drodzy goście i wszyscy zawodnicy, tego jeszcze nie
było! Tylko u mnie, tylko dziś wieczorem, starcie dwóch tytanów! Karczma U Kulawego Frycka
serdecznie zaprasza i gwarantuje doskonałe widowisko!
Durgar miał język jak kołek. Strach zrosił mu perlistym potem czoło, a oczy zamienił w
spodki. Pot i suchość w ustach można by jeszcze zgonić na lejący się z nieba upał, ale tych
przejętych strachem oczu już nie.
Wszyscy patrzyli na Durgara i czekali w napięciu na jego odpowiedz. Nikt więc nie
zwrócił uwagi na stojącą w tłumie postać. Pomimo nieznośnego upału nieznajomy nosił czarny,
mnisi habit, skrywający dokładnie ciało i twarz. Nikt nie widział ukrytych pod habitem
dystynkcji ani znaków. Nikt nie dostrzegł też delikatnego ruchu rąk i szeptu ledwo poruszających
się warg, które tkały pewne ciekawe zaklęcie.
Nagle Durgar przemówił, a mówił dokładnie to, co szeptem wypowiadał nieznajomy w
oddali.
Będę tu o ósmej. I lepiej dobrze się przygotuj, minotaurze, bo zmielę cię na nawóz.
Durgar przeciągnął pauzę, patrząc, jak zdziwienie, a potem gniew wzbiera w oczach gwardzisty
niczym rozszalały sztorm.
Aha, i zabierz też jakichś cyrulików, żeby od razu mogli cię opatrzyć.
Najprawdopodobniej zwichniesz sobie mocno nadgarstek. Może jak cię nauczę manier, krowo,
następnym razem nie wychylisz mordy z obory. Pogardliwie splunął, po czym odwrócił się na
pięcie do Fryca i rzekł: A te twoje kurewki lepiej niech okażą się dobre, bo jak nie, mogę
nabrać ochoty na twoją żonkę.
Tajemniczy nieznajomy zerwał więz umysłu z Durgarem, gdy ten znikał za rogiem,
zostawiając rozwścieczonego Vorglatha i Frycka wśród pohukującego rubasznie tłumu. Tak to
bard-barbarzyńca zrobił sobie dwóch największych wrogów, jakich można było mieć w tym
mieście, i to po obu stronach barykady.
*
Ciemna noc rozlała swój granatowy inkaust po zachmurzonym niebie i jedynie
trupioblady, wchodzący w nów księżyc był jego jedynym towarzyszem. Mroczna, pulsująca
runami szata zdradzała najwyższą rangę pośród kapłanów. Mogador kroczył teraz po
pogrążonym we śnie mieście. Ciężki talizman z symbolem kobry chłodził mu piersi. Dłoń
Inkwizytora, czyli magiczna rękawica lewej dłoni, służąca za soczewkę dla woli, i wyciosany z
obsydianu dwuręczny miecz, przewieszony między łopatkami, były jego jedynym, lecz
wystarczającym uzbrojeniem. Miecz ten dla innowiercy był bardzo trudnym do uniesienia,
kamiennym orężem, nieprzedstawiającym żadnej bojowej wartości. Jednakże dla ludzi wiary,
którzy życie swe poświęcili służbie ku chwale Węża, stawał się śmiertelnym narzędziem mordu.
Tym skuteczniejszym, im silniejsza była wiara tego, kto go dzierżył.
Wnętrze, do którego wszedł, tonęło w przepychu i baśniowych dodatkach. W okna
wprawiono złocone, zdobnie wyginane kraty, a pozawieszane na nich drewniane patyki i
muszelki wydzwaniały na wietrze uroczą melodię. Puszyste dywany kosztować musiały majątek,
podobnie jak porozkładane na gustownych szafeczkach kryształowe i porcelanowe bibeloty.
Centrum zajmowało łoże z jedwabną, różową pościelą, gdzie ukryta za półprzezroczystym
baldachimem klęczała najpiękniejsza kobieta, jaką kapłan kiedykolwiek widział&
Uchylił baldachim, a ona skryła pod ponętnymi rzęsami swój zawstydzony wzrok. W
czarne, opadające na ramiona włosy wpleciono jej pióra kolorowych, egzotycznych ptaków i
kilkadziesiąt połyskliwych, maluteńkich pereł. Orzechowe oczy mogły utopić każdego
patrzącego w świecie wyobrazni, a karminowe usta zepchnęłyby anioła pod wrota samego piekła.
Jej głos był ciepły jak aksamit, gdy powitała go i zaprosiła do swego łoża.
Chodz ze mną rzekł, wyciągając do niej dłoń. Usłuchała. Dlaczegóż miałaby tego nie
zrobić, był jedynym mężczyzną w jej życiu, dla którego zrobiłaby wszystko. I tak wyszli w
ciemną i pochmurną noc. Mogador Allantre i Azzrah Abbani, księżniczka Ih Surrimu, królowa
nocy, jedyna dama jego wyprutego z emocji serca, mroczna elfka z rodu władców pustyni.
Kochał ją. A może tylko była dla niego w jakiś sposób ważna, może tylko czasem
pozwalał sobie na chwile słabości, gdy leżała wtulona w niego, pachnąc kadzidłem i kwiatem
wanilii. Nieistotne. Czymże bowiem były jego osobiste uczucia i pragnienia wobec woli jego
Pana, Seta? Niczym. One po prostu nie istniały. Tak jak nie istniał on, bez miłości do Seta był
niczym. Potrafił zabić w sobie ostatnią resztkę samego siebie i czyniło go to najsilniejszym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]