[ Pobierz całość w formacie PDF ]
możliwe.
- Niewiele - odparłam ostrożnie. - Mama pochodzi z Tennessee, jej oboje rodzice zginęli w
wypadku samochodowym, kiedy miała dwadzieścia lat...
- Nie o tej stronie rodziny miałyśmy rozmawiać - przerwała mi pani Casnoff. - Co wiesz o
krewnych ze strony ojca?
Nie usiłowała już nawet kryć zaciekawienia. Poczułam się nagle tak, jakby od mojej
odpowiedzi zależało coś bardzo ważnego.
- Wiem tyle, że ojciec jest czarnoksiężnikiem i nazywa się James Atherton. Mama poznała go
w Anglii, powiedział jej, że tam się wychował, ale ona nie była pewna, czy to prawda.
Pani Casnoff odstawiła z westchnieniem filiżankę i zaczęła przeglądać zawartość teczki^,'
- Zobaczmy, dopiero co widziałam tu... - mamrotała pod nosem, zsunąwszy okulary z czubka
głowy na oczy. -O, jest.
Wyciągnęła coś z teczki i nagle zatrzymała się w pół ruchu, patrząc mi prosto w oczy.
- Sophio, to bardzo ważne, żeby wszystko, o czym teraz będziemy rozmawiać, pozostało
między nami. Twój ojciec poprosił mnie, żebym podzieliła się z tobą tą wiedzą, kiedy uznam,
że nadszedł czas. Wydaje mi się, że właśnie tak się stało.
Potaknęłam. Co więcej można powiedzieć na coś takiego?
Najwyrazniej jej to wystarczyło, ponieważ podała mi czarno-białe zdjęcie, z którego
spoglądała na mnie młoda kobieta. Była może o kilka lat ode mnie starsza, a sądząc po jej
ciuchach, zakładałam, że zdjęcie pochodzi z lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Miała
na sobie ciemną sukienkę, która powiewała wokół jej łydek, jakby poruszana przez łagodny
wiatr. Jej twarz okalały jasne włosy, blond albo rude.
Tuż za nią widać było frontową werandę Hekate Hall. Okiennice były wówczas białe.
Dziewczyna uśmiechała się, ale wyglądało to na wymuszony uśmiech. I te jej oczy. Wielkie,
szeroko rozstawione, bardzo jasne. I bardzo znajome.
Podobne oczy widziałam tylko raz: na jedynym zdjęciu ojca, które posiadałam.
- Kto... - Głos załamał mi się lekko. - Kto to jest? Spojrzałam na przyglądającą mi się uważnie
panią Cas-
noff.
- To - powiedziała, nalewając sobie kolejną filiżankę herbaty - jest twoja babcia, Lucy Barrow
Atherton.
Moja babcia. Przez długą chwilę miałam wrażenie, że nie złapię oddechu. Wpatrywałam się
w jej twarz, rozpaczliwie usiłując odnalezć w niej swoje rysy.
Nie byłam w stanie. Miała wystające kości policzkowe, podczas gdy ja mam twarz raczej
okrągłą. Jej nos był zbyt długi, by przypominać mój, a usta za wąskie.
Wbiłam wzrok w tę twarz, która pomimo uśmiechu wyglądała bardzo smutno.
- Ona tu była? - zapytałam.
Pani Casnoff uniosła z powrotem okulary na czubek głowy i potaknęła.
- Lucy właściwie wychowała się w Hekate, oczywiście zanim powstała tu szkoła. Myślę, że to
zdjęcie pochodzi z czasów krótko przed urodzeniem się twojego ojca.
- Czy pani... czy pani ją znała? Pokręciła przecząco głową.
- To było, zanim ja się tu pojawiłam. Ale większość Pro-digium oczywiście o niej słyszało.
Jej dzieje są wyjątkowe.
Przez kilka lat zastanawiałam się, kim właściwie jestem, skąd pochodzę. I oto odpowiedz
znajdowała się w zasięgu ręki.
- Dlaczego?
- Kiedy tu przyjechałaś, opowiedziałam ci o pochodzeniu Prodigium, pamiętasz?
To było raptem dwa tygodnie temu, pomyślałam. Oczywiście, że pamiętam. Postanowiłam
jednak dać sobie spokój z sarkazmem.
- Jasne. Aniołowie. Wojna z Bogiem - odpowiedziałam.
- Zgadza się. A jednak w twoim przypadku nikt w rodzinie nie objawiał zdolności aż do roku
1939, kiedy twoja prababka Alice miała szesnaście lat.
- Myślałam, że czarownicą trzeba się urodzić. Mama mówiła, że tylko wampiry zaczynają
jako ludzie.
Pani Casnoff potaknęła.
- Zazwyczaj tak właśnie jest. Niemniej zawsze trafi się jakiś człowiek, który postanowi
odmienić swój los. Znajdzie księgę zaklęć albo odkryje specjalną inkantację, co pozwoli mu
napełnić się pierwiastkiem boskim, mistycznym. Mało kto jest w stanie przeżyć taki
eksperyment. Twoja prababcia była jedną z nielicznych.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, pociągnęłam spory łyk herbaty. Była chłodna, a rozmokły
cukier osiadł na dnie filiżanki.
- Jak się jej to udało? - spytałam w końcu. Pani Casnoff westchnęła.
- Sama chciałabym wiedzieć. Jeśli nawet Alice zwierzała się komukolwiek, to nie zachowały
się na ten temat żadne dokumenty. Wiem tylko to, co udało się wyszperać tu i ówdzie.
Wygląda na to, że zadawała się z wyjątkowo nieprzyjemną czarownicą, która usiłowała
zwiększyć własną moc dzięki czarnej magii - czyli magii, która została zakazana przez Radę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]