[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie miałam okazji się nauczyć wyjaśniła poważnie.
A zatem, kochanie powiedział ociężale Al ta część zabawy
skończona. Chodzmy lepiej do baru.
Phillida pochyliła głowę. Bary, luksusowe czy też nie, nie pociągały
jej. Ku jej radości Grant natychmiast zareagował.
Chyba już pójdziemy. Nie będziesz miał nic przeciwko temu, Al?
Phillida jest już zmęczona. A poza tym ma jutro sporo roboty z
przepisywaniem.
yle. Ale nie możemy naszej miłej pani pozbawiać upiększającego
snu, nie? Do jutra więc. Druga trzydzieści, u was.
Dziękuję bardzo za kolację powiedziała grzecznie. To był
naprawdę uroczy wieczór.
Starają się tu, czyż nie? Dlatego zawsze tu przesiaduję. No, nie
zwlekaj, idz zażyj trochę snu.
Powieki Phillidy były ciężkie od wina. Kiedy wsiadła do taksówki, z
ulgą złożyła głowę na oparciu. Zamknęła oczy pozwalając, by ulice Paryża
umykały nie oglądane. Musiała się zdrzemnąć, gdyż następną rzeczą, którą
dostrzegła był Grant pochylający się, by otworzyć drzwi.
65
RS
Na wpół śpiąca drgnęła gwałtownie. Jego fizyczna bliskość
podziałała na nią jak wstrząs elektryczny. Pragnienie wzięło górę, jej ręce
podniosły się nieświadomie do jego twarzy, palce dotknęły gładkiej,
niedawno ogolonej skóry.
Grant! wyszeptała.
Grant zastygł. Po chwili pocałował jej dłoń pieszczącą jego twarz.
Wysiadł, pomagając jej wydostać się z taksówki, zapłacił. Phillida
wciąż była w transie, gdy wprowadził ją do hotelu. Przyglądał się jej
sennej twarzy. Sam był zamyślony.
Chodz ze mną miękko skierował ją ku sali dancingowej i
poprowadził na parkiet. W pomieszczeniu było gorąco, panowała dziwna
atmosfera.
Nauczę cię tańczyć zaszeptał. Jego oczy kusiły ją. Wziął ją
delikatnie w ramiona i pociągnął na środek wirującej sali.
Phillida podążyła za nim nie protestując. Przeniosła się myślami w
dawne dni, kiedy tak często tańczyli razem.
Wolny, zmysłowy rytm wywierał na nią nieodparty czar. Grant
wykorzystał w pełni nastrój i gdy melodia dobiegła końca, przycisnął ją
mocno do siebie. Nie próbowała nawet się ruszyć.
W uścisku czekali na następny taniec. Po sambie przyszło tango, po
walcu fokstrot. Ale tempo było bez znaczenia. Wirowali razem po
posadzce, poruszając się do rytmu we własnym, intymnym tańcu miłości.
Godzina minęła niepostrzeżenie. Grant zniżywszy głos wyszeptał jej
do ucha:
Chodzmy na górę.
Wciąż oszołomiona Phillida poszła do jego pokoju.
66
RS
Gdy zdejmował z niej szal, jej ciało przebiegł delikatny dreszcz. W
chwilę pózniej już cała drżała w oczekiwaniu. Grant czułymi palcami
masował skórę jej szyi i ramion.
Oczy zapłonęły mu pożądaniem. Phillida czekała na spełnienie
obietnicy, którą zawarł w każdym swoim słowie, spojrzeniu i ruchu. Przez
ostatnią godzinę uwodził ją. Zdawała sobie z tego sprawę, ale brakowało
jej woli, aby się przeciwstawić.
Oddech stał się szybszy. Grant powoli masował ją coraz delikatniej.
Zanurzył dłonie w jej gęstych włosach. Głęboko oddychał. Pochylił się, by
złożyć pocałunek na jej wargach. Była to już delikatna, wymagająca
odpowiedzi pieszczota,
Wiesz, że pragnę ciebie, Phillido wyszeptał przerywanym
głosem. Ale jeśli zrobimy to teraz, oboje będziemy rano żałować. Ty,
ponieważ w gruncie rzeczy nie chcesz mnie, a ja dlatego, że
wykorzystałbym twoje zmęczenie i to, że trochę za dużo wypiłaś. Więc
idz! Dziękuję za ostatnią godzinę, moje kochanie.
Przepchnął ją delikatnie przez wspólne drzwi i zamknął je. Phillida
potknęła się i upadła na łóżko. Azy spłynęły jej po policzkach. Ona go nie
chce! Jak mało wiedział. Ciało dziewczyny w dalszym ciągu drżało.
** *
Następnego dnia Phillida zachowywała się z rezerwą. Dobrze
kontrolowała swoje emocje. Grant również zdawał się niewiele sobie
przypominać z wydarzeń poprzedniego wieczoru.
Zabrano dokumenty z hotelowego sejfu. Gdy nie korzystano z nich,
znajdowały się pod kluczem, niedostępne wścibskim oczom.
67
RS
Phillidę zaskoczyła waga tajemnicy dyskutowanej podczas
konferencji. Każdy z jej uczestników zobowiązany był strzec jej, jak
swego życia. Ona również. Przeszedł ją lekki dreszcz. Napawał to
drobnym lękiem, ale nie było już odwrotu.
Prawie przez cały dzień, zastanawiała się, co zrobić z Jean-Pierre'm.
Nie bardzo miała ochotę na spotkanie, ale w pewnym sensie był on obroną
przed Grantem. Jeśli nie zobaczy się z Jean-Pierre'm, Grant będzie chciał,
by z nim spędziła wieczór, a ona bała się tego.
W czasie obiadu wyjęła z torebki karteczkę z numerem telefonu
Jean-Pierre'a, położyła ją przy aparacie. Powinna zadzwonić, czy też nie?
Kładąc rękę na słuchawce, zdecydowała się jeszcze chwilę poczekać.
Wciąż był czas na podjęcie decyzji.
Popołudniowa konferencja skończyła się wcześniej. Właśnie
porządkowała notatki dla Granta, gdy rozległ się dzwonek telefonu. Grant
szybko odebrał.
Chwileczkę powiedział. Phillido, to do ciebie.
Do mnie? Kto? zdziwiła się.
Telefon z Anglii.
Anglia!
Rzuciła się do słuchawki.
Tak? Kto mówi? Powiedziała z niepokojem. Kilka trzasków,
bełkot recepcjonistki w łamanej angielszczyznie, dopiero po chwili czysto
brzmiący głos jej ojca.
Phillido, kochanie? Tu ojciec.
Co się stało?
68
RS
Spokojnie, moja droga, nic poważnego, ale myśleliśmy, że trzeba
ci powiedzieć. Andy.
Phillidzie zrobiło się słabo. Usiadła ciężko na fotelu, była mokra od
potu.
Co się stało?! Zapytała ze strachem. czy to coś poważnego?
Miał wypadek podczas konnej jazdy. Spadł z konia i złamał nogę.
Lekarz podejrzewa lekki wstrząs mózgu. Andy jest teraz w Szpitalu
Okręgowym.
O, ojcze! Lamentowała. Dlaczego to się musiało stać akurat
teraz?
Nie martw się. Twoja matka jest z nim.
Biedna mama! Wracam do domu. Oczekuj mnie dziś wieczorem.
Właściwie to nie ma potrzeby, żebyś wracała... zaprotestował.
Nic nie mów, tato. Wracam. Do zobaczenia. Podniosła głowę i
spotkała zaniepokojone, pytające spojrzenie Granta.
Kłopoty w domu?
Tak. Muszę wracać do Anglii głos drżał jej z niepokoju.
Wybacz, Grant. Czy dasz sobie sam radę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]