[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się to nie podobało. Jeśli nie jestem Reardenem, Nalana Gęba będzie chciał na-
tychmiast wiedzieć, czy ktoś się mną zainteresuje, jeśli naprawdę przepadnę. To
piekielnie istotne, kiedy planuje się kogoś zaciukać. Czy jestem kimś ważnym?
Czy mam koneksje? Dla kogo pracuję i dlaczego pracuję? Nalana Gęba chciał
odpowiedzi na te właśnie pytania.
No, a poza tym był zbyt pewny siebie, zbyt pewnie twierdził, że nie nazywam
się Rearden. Przyznaję, trochę mnie to niepokoiło.
Westchnąłem głęboko.
Nazywam się Joseph Rearden. Z tego, co mówił Cosgrove, wiem, że prze-
nicowaliście mnie na wylot, kiedy jeszcze kiblowałem. Skąd taka nagła zmiana,
Nalana Gębo? Usiłujesz wykręcić się ze swoich zobowiązań?
Nie nazywaj mnie Nalaną Gębą warknął. I na dowód, że nie jesteś
Rearden, nie potrzeba mi odcisków twoich paluchów. Dopiero co sam to udowod-
niłeś. Tam, w holu, mijałeś parę starszych ludzi. Ci ludzie to państwo Reardenowie
z Brakpanu w RPA. To co, spotykasz w holu swego kochanego tatuśka i najdroż-
szą mamuśkę i nie rozpoznajesz ich, skurwysynu?! Co więcej, oni ciebie też nie
rozpoznają?! No to jak to z wami jest?!
Niewiele mogłem tu wymyślić, więc milczałem, ale żołądek prze wracał mi
się do góry nogami.
Nalana Gęba wyszczerzył zęby w krwiożerczym uśmiechu.
Powiedziałem, że wszystko się wydało i tak naprawdę jest. Wiemy o Mac-
kintoshu i nie upieraj się, że go nie znasz. Wiemy o waszym chytrym planie, więc
lepiej będzie, jak dla odmiany powiesz nam prawdę.
Tym razem przeżyłem wstrząs. I to dość paskudny. Czułem się tak, jakbym
nagle chwycił w rękę drut pod napięciem. Miałem nadzieję, że twarz mnie nie
zdradziła. To, że szlag trafił moją przykrywkę, mogło oznaczać wiele rzeczy, ale
że wsypa sięgnęła aż Mackintosha. . . ? Sprawa zaczynała wyglądać diabelnie se-
rio.
Na litość Boską! zawołałem. A kim jest ten Mackintosh?
Strasznie śmieszne rzekł lodowato Nalana Gęba. Spojrzał na zegarek.
Widzę, że będziemy musieli sięgnąć po mocniejsze środki. Niestety, teraz jestem
umówiony i nie mam czasu. Daję ci jeszcze dwie godziny. Pomyśl sobie o tych
środkach. Zapewniam cię, będą okropnie nieprzyjemne.
Mimo całego przygnębienia omal nie roześmiałem mu się w twarz. Nalana
Gęba zachowywał się jak czarny charakter z kiepskie go filmu. Nigdzie nie był
umówiony, a dwie godziny dawał mi na to, bym się załamał, rozmyślając o czeka-
jących mnie torturach. I wcale nie zamierzał wychodzić. Zjawi się u mnie już za
godzinę, albo lepiej za trzy zabieg obliczony na spotęgowanie mojej niepew-
111
ności. Nalana Gęba okazał się być amatorem, amatorem czerpiącym pomysły z
telewizji! Myślę, że miał za miękkie serduszko, by mnie torturować, że w cicho-
ści ducha żywił nadzieję, iż poddam się mniej czy bardziej dobrowolnie.
Dobra jest rzuciłem. Jeśli chcesz, żebym ci wymyślił jakąś bajeczkę,
to ją wymyślę. Zajmie mi to ze dwie godziny.
Nie chcemy bajeczek. Chcemy prawdy.
Cholera jasna, przecież ją macie!
Wzruszył tylko ramionami i kiwnął na faceta za mną. Facet zaprowadził mnie
na górę. Państwo Reardenowie jeśli to naprawdę byli oni zdążyli już zniknąć
z holu. Przyszło mi do głowy, że w tym punkcie Nalana Gęba może spokojnie
blefować. W sprawie Reardenów tak, ale wiedział i o Mackintoshu. . .
Zamknięty na klucz w pokoju, zabrałem się do swojej roboty. Ogoliłem się
szybko, a maszynkę wraz z resztą rzeczy schowałem do kieszeni płaszcza. Ubra-
łem się, nałożyłem tweedową sportową kurtkę, chwyciłem nabitą skarpetę i trzy-
mając w ręku koniec zaimprowizowanego sznurka, zająłem pozycję za drzwiami.
Czekałem długo, zdawało mi się, że całe godziny, ale musiałem wytrwać na
posterunku, bowiem w rozgrywce tego typu trafić we właściwy moment to prze-
sądzić sprawę na swoją korzyść. Rozejrzałem się po sypialni i sprawdziłem, czy
wszystko gra. Grało. Drzwi do łazienki były uchylone, lecz wyglądały, jakby by-
ły zamknięte. Sznur pod ścianami pokoju nie rzucał się w oczy i trudno go było
dostrzec. Pozostało mi tylko sterczeć za drzwiami i czekać.
Choć zdawało się, że minęły wieki, zjawił się już po godzinie. Moje prze-
widywania się sprawdziły. Za drzwiami usłyszałem pomruk głosów i zacisnąłem
palce na sznurze. Z chwilą, gdy usłyszałem w zamku klucz, począłem ciągnąć,
wywierając stale rosnący nacisk na zatyczkę w rezerwuarze.
W momencie, gdy drzwi się otworzyły, w sedesie głośno spłynęła woda.
Nalana Gęba wszedł do pokoju sam. Wszedł bardzo ostrożnie, ale kiedy usły-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]