[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy możesz przynajmniej na mnie spojrzeć? Widziała, jak powoli podnosi głowę i
spogląda w jej stronę, i nagle podrywa się z brudnego słomianego posłania i wbija w nią
wzrok, jakby była aniołem, który właśnie spadł z nieba.
Po czym odwraca się tyłem i przykłada dłonie do uszu.
- %7ładnych targów. Nawet o tym nie wspominaj. Odejdz. Coraz lepiej ci wychodzą te
sztuczki, ale wciąż jesteś tylko snem.
- Stefano! Powiedziałem, odejdz!
Tracili czas, a poza tym to było zbyt okrutne, po tym wszystkim, co przeszła, żeby
tylko z nim porozmawiać.
- Po raz pierwszy widziałeś mnie w biurze dyrektora, kiedy przyniosłeś swoje papiery
do szkoły. Oczarowałeś sekretarkę. Nie musiałeś na mnie patrzeć, żeby wiedzieć, jak
wyglądam. Kiedyś powiedziałam ci, że czuję się jak morderczyni, ponieważ zawołałam:
Tato, spójrz i wskazałam coś za oknem tuż przed wypadkiem, w którym moi rodzice
zginęli. Nigdy nie udało mi się przypomnieć, co to było. Pierwsze słowo, którego nauczyłam
się po powrocie z tamtej strony, brzmiało Stefano . Kiedyś spojrzałeś na mnie w tylnym
lusterku samochodu i powiedziałeś, że jestem twoją duszą...
- Czy możesz przestać mnie torturować przynajmniej na chwilę? Elena, prawdziwa
Elena, jest za mądra na to, żeby ryzykować przyjście tutaj.
- Gdzie jest tutaj ? - zapytała przestraszona. - Muszę wiedzieć, jeżeli mam cię stąd
wydostać.
Stefano powoli odsłonił uszy. Odwrócił się niepewnie.
- Elena? - wykrztusił jak umierający, który zobaczył ducha przy nogach swojego
łóżka. - Nie jesteś prawdziwa. Nie mogłaś się tu znalezć.
- Sądzę, że mnie tu nie ma. Shinichi stworzył magiczny dom, z którego można dostać
się w dowolne miejsce, jeżeli tylko się powie i otworzy drzwi tym kluczem. Powiedziałam
Gdzieś, gdzie będę mogła usłyszeć, zobaczyć i dotknąć Stefano . Ale - spuściła wzrok -
mówisz, że nie mogłam się tu znalezć. Może to wszystko tylko iluzja.
- Ciii. - Stefano chwycił za kraty, które ich dzieliły.
- Czy to tu byłeś cały czas? Czy to jest Shi no Shi? Zaśmiał się krótko udawanym
śmiechem.
- Niezupełnie tego się spodziewaliśmy, co? A jednak nic, co zapowiadali, nie było
kłamstwem, Eleno. Eleno! Powiedziałem Eleno . Eleno, naprawdę tu jesteś.
Elena nie mogła znieść tego marnowania czasu. Podeszła do krat.
Chwyciła za nie obiema rękami, uniosła lekko głowę i zamknęła oczy.
Dotknę go. Dotknę. Zrobię to. Jestem prawdziwa, on jest prawdziwy - dotknę go!
Stefano schylił się do niej i ich wargi się spotkały.
Wsunęła ręce przez kraty, aby go objąć. Oboje poczuli się słabo: on ze zdumienia, że
może jej dotknąć, ona z ulgi i rozpierającej serce radości.
Ale nie mieli czasu.
- Stefano, napij się mojej krwi. Teraz! Rozejrzała się pospiesznie, szukając czegoś,
czym mogłaby się zaciąć.
Stefano potrzebował teraz jej siły i niezależnie od tego, ile oddala Damonowi, dla
Stefano zawsze miała dość. Choćby miało ją to zabić. Cieszyła się, że wtedy, w grobie
Honorii, Damon dał jej swojej krwi.
- Spokojnie. Spokojnie, kochana. Jeżeli naprawdę chcesz, mogę ugryzć cię w
nadgarstek, ale...
- Zrób to! - rozkazała Elena Gilbert, pani na Fell's Church. Znalazła nawet siłę, by
podnieść się z kolan. Stefano spojrzał na nią niepewnie.
- Już! - nalegała. Ugryzł ją. To było dziwne uczucie. Bolało trochę bardziej, niż gdy
przebijał skórę na jej gardle, jak zwykle to robił. Ale tu były dobre żyły, wiedziała o tym;
ufała, że Stefano znajdzie największą, tak by zabrało to jak najmniej czasu. Zaraziła go swoim
pośpiechem.
Ale kiedy chciał przerwać, chwyciła go za włosy. - Więcej, Stefano. Będziesz tego
potrzebował. I nie mamy czasu na dyskusję.
Ton pana i dowódcy. Meredith powiedziała jej kiedyś, że go ma, że mogłaby
prowadzić armię. Cóż, może potrzebować armii, żeby ocalić swojego ukochanego.
Zdobędę gdzieś armię, pomyślała.
Głód, który trawił Stefano - zapewne nie karmili go tutaj - ustępował powoli i
zaczynał już pić spokojniej, tak jak zawsze. Ich umysły połączyły się niewidzialnym mostem.
Kiedy mówisz, że zdobędziesz armię, wierzę ci. Ale to niemożliwe. Nikt nigdy stąd nie
wrócił.
Cóż, ty wrócisz. Zabieram cię ze sobą.
Eleno, Eleno...
Pij, powiedziała, czując się jak włoska matka. Ile tylko możesz.
Ale jak... nie, mówiłaś już, jak się tu dostałaś. Czy to była prawda?
Prawda. Zawsze mówię ci prawdę. Ale Stefano, jak mam cię stąd wydostać?
Shinichi i Misao - znasz ich wystarczająco.
Każde z nich ma połowę pierścienia. Razem tworzą klucz. Każda połowa ma kształt
biegnącego lisa. Ale kto wie, gdzie mogli je ukryć? Jak mówiłem, trzeba armii, żeby w ogóle
się tu wedrzeć...
Znajdę części klucza. Złożę je razem. Zdobędę armię. Uwolnię cię. Eleno, nie mogę
więcej pić. Zemdlejesz. Dobrze sobie z tym radzę. Nie przerywaj. Nie mogę uwierzyć, że to
ty...
- %7ładnego całowania! Pij krew! Tak jest. Ale naprawdę, Eleno, mam już dość. A
jutro?
- Wciąż będę miał dość. - Stefano odchylił się, przyciskając kciuk do rany po jego
kłach. - Nie mogę, kochana.
- A następnego dnia?
- Poradzę sobie.
- Tak, poradzisz sobie dzięki mojej krwi. Obejmij mnie. Obejmij mnie przez te kraty.
Obejmował ją, jak prosiła, a ona szeptała do jego ucha.
- Zachowuj się, jakbyś mnie kochał. Pogłaszcz moje włosy. Mów coś miłego.
- Eleno, najukochańsza moja... - Wciąż byli na tyle blisko, że mógł myślami zapytać
ją: Jakbym cię kochał? Ale podczas gdy jego dłonie głaskały jej włosy i obejmowały ją,
ręce Eleny pracowały. Wyciągnęła spod koszuli i włożyła pod jego kurtkę butelkę Czarnej
Magii.
- Skąd to masz? - szepnął zdumiony.
- W magicznym domu jest wszystko. Czekałam na okazję, żeby ci to dać, na wypadek
gdybyś tego potrzebował.
- Eleno...
- Co? Wyglądał, jakby z czymś się zmagał. W końcu, wbijając wzrok w ziemię,
wyrzucił to z siebie.
- To nic nie da. Nie mogę ryzykować twojego życia dla czegoś, co nie może się udać.
To niemożliwe. Zapomnij o mnie.
- Przysuń twarz do krat. Zdziwił się, ale posłuchał, nie pytając. Wymierzyła mu
siarczysty policzek. A przynajmniej na tyle siarczysty, na ile pozwalały kraty, o które się
uderzyła.
- Wstydz się - powiedziała. Zanim zdążył odpowiedzieć, dodała: - Słuchaj!
Dobiegło ich ujadanie psów - były gdzieś daleko, ale wyraznie się zbliżały.
- To ciebie ścigają - rzucił Stefano. - Musisz uciekać. Spojrzała na niego z wyrazem
determinacji na twarzy.
- Kocham cię, Stefano.
- Kocham cię, Eleno. Zawsze. - Przepraszam. - Nie mogła odejść, w tym tkwił
problem. Jak Caroline, która mówiła i mówiła, i nie mogła wyjść z jego pokoju, Elena
mogłaby tu stać i mówić, że wychodzi, ale nie potrafiła tego zrobić.
- Eleno! Musisz. Nie chcę, żebyś widziała, co oni robią...
- Zabiję ich!
- Nie jesteś zabójcą. Nie jesteś wojownikiem, Eleno, i nie powinnaś tego oglądać.
Proszę! Pamiętasz, jak pytałaś mnie kiedyś, czy chcę sprawdzić, ile razy możesz mnie zmusić
do powiedzenia proszę ? Teraz każdy liczy się po tysiąc. Proszę! Dla mnie? Uciekniesz?
- Jeszcze jeden pocałunek... - Jej serce waliło jak szalone.
- Proszę! Oślepiona łzami, odwróciła się i podbiegła do drzwi od celi.
- Gdziekolwiek poza ceremonią, gdzie nikt mnie nie zobaczy! - krzyknęła, pchnęła
drzwi i przeszła przez próg.
Przynajmniej zobaczyła Stefano, ale na jak długo powstrzyma to jej serce od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]