[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyglądał interesująco nawet na bladym trupie). I jaką muzykę puszczę do
słuchawek stabat mater Dvoraka quando corpus morietur, fac, ut
animae donetur paradisi gloria& Nie żebym wierzyła, że po śmierci trafię
do raju, lecz te pasaże są wręcz ekstatyczne.
Ale myślami (co i dla mnie jest dość dziwne) ciągle wracam do
porachunków z Czempionką. Z tym PARCHEM na twarzy ludzkości.
Absurdalna sprawa. Zamiast szlachetnego wybaczenia (znamy to wszyscy
z filmów i książek) zastanawiam się, jak jej dopiec zza grobu. Naprawdę.
Czemu wszystko miałoby jej ujść płazem? A niechże do niej
dotrze, że skoro flekowała innych ludzi (czyli przede wszystkim mnie),
skoro krzywdziła ich (i pewnie wciąż krzywdzi), może ją spotkać coś
podobnego. Czemu nie wysłać zatrutej strzały w postaci esemesa, gdy,
niestety, przekazanie mojej choroby jest niemożliwe? Czy to nie byłoby
sprawiedliwsze i, że tak powiem, bliższe prawu karmy?
uważasz, dziewczyno, że należysz do WINNERS, a nie LOOSERS, ale
to nie tak. pomyślałaś kiedyś, co straciłaś przez to, że nie byłaś dobra dla
ludzi? i ile mogłaś zyskać? życzę ci, żeby cię żarły wyrzuty sumienia,
kiedy stwierdzisz na starość, że pies z kulawą nogą ciebie nie wspomni.
Albo po prostu wyglądasz na pięćdziesiątkę, jesteś szkaradna i
nawet face lifting od mestaka nic ci nie pomoże.
Bingo!
Taka wiadomość od nieboszczki musi zaboleć.
Wreszcie poszłam na chorobowe. W pracy i tak już sobie nie radziłam,
byłam rozdrażniona, a z braku apetytu osłabiona, więc przed oczami
robiło mi się ciemno&
Wszyscy pytali, czym zajmę się w domu. Zdrowi kompletnie nie
umieją sobie wyobrazić, że człowiek może po prostu zbijać bąki,
wegetować i cieszyć się, kiedy choć przez chwilę nic go nie boli. Ech.
Po młodych dziewczynach z agencji widzę, jak przeraża je widmo
śmiertelnej choroby. Bez przerwy pocieszają mnie, że wszystko będzie
dobrze, lecz ja mam gdzieś tę gadaninę wiem swoje. Kiedy człowiek
ledwie przekroczył trzydziestkę, śmierć jest czymś potwornie głupim, ale
ta choroba chyba mnie wewnętrznie wyniszczyła, osłabiła i pozbawiła
ambicji życiowych, więc zwisa mi NIEMAL wszystko.
Chcę jednego perfekcyjnie zaplanować autoeutanazję i wyrównać
rachunki z Czempionką. Muszę się jeszcze uporać z kwestią ewentualnych
wymiotów. Ważne jest także, żeby nikt nie znalazł mnie przedwcześnie.
dzień d zacznę z samego rana, gdy tylko Marek wyjdzie do pracy. Teraz,
kiedy jestem chora, czasem dzwoni koło południa, więc na wszelki
wypadek wyłączę stacjonarny i komórkę.
List do tej gnidy (jeśli zdecyduję się na list) napiszę dzień wcześniej. I
jeszcze dokładne wskazówki dla Marka, ot, choćby wykaz osób, którym
powinien wysłać maila z informacją, że mam to z głowy. Spis zostawię na
moim biurku. %7ładnych ustaleń w sprawie kremacji czy też miejsca
rozsypania prochów, bo kiedy umrę, będzie mi to serdecznie obojętne.
Mam tylko nadzieję, że nie ocknę się w świecie, w którym będę
przesłuchiwana przez jakąś inkwizycyjną, esbecką Bozię. Ojej, chyba
naprawdę mi odbija.
Na marginesie rozmowy z Markiem to teraz katorga. Kiedy czuję się
kiepsko, towarzystwo drugiego człowieka męczy mnie, najchętniej bym
się gdzieś zaszyła i milczała. Gadamy o filmach, o tym, co nowego w
polityce i w pracy, ale nawet ta tematyka kosztuje mnie mnóstwo energii;
prawdę mówiąc, nie przejawiam nią żadnego zainteresowania i w zasadzie
jedynie słucham. Wolałabym, gdyby Marek dokądś wyjechał, oszczędzając
mi zbędnej konwersacji.
Czuję się coraz gorzej, niemal cały czas boli mnie brzuch, jestem na
skraju wyczerpania. A nocami z powodu dotkliwego bólu pleców budzę
się trzy, cztery razy i zażywam tabletki przeciwbólowe.
To dość okropne, gdy inni (w tym moje najfajniejsze przyjaciółki,
Eliszka i Klaudia) usiłują mnie pocieszać. Plotą niesamowite głupstwa, a
ja muszę panować nad sobą i cierpliwie wszystkiego wysłuchiwać.
Najbardziej typowe są opinie bez obawy, będzie dobrze, najważniejsze,
żebyś chciała, wtedy wygrasz, na pewno. Słysząc coś takiego, chciałabym
zabić, ale tylko kiwam głową na znak, że jasne, rozumiem. Kto wie, jakie
pocieszające bzdury bym wygadywała ja, będąc zdrową i mając przed
sobą kogoś z rakiem. Tfu! Jakże brzydziłam się tego słowa, zanim stało się
moim udziałem!
Niechby to już było pewne. W oczekiwaniu na wyniki kolejnych badań
każdego ranka dzwonię do laboratorium, ale wciąż niczego nie mają.
Straszna nerwówka. Schudłam już dziesięć kilo. Gdybym była zdrowa,
miałabym powód do radości, a w tej sytuacji ogarnia mnie przerażenie. Już
tylko leżę i odpoczywam, od czasu do czasu próbując coś czytać albo
słuchać muzyki.
NARESZCIE! Wczoraj przyszły wyniki biopsji. Po bezładnej
bieganinie od rejestracji do pokoju pielęgniarek na oddziale chirurgii udaje
mi się doręczyć komplet moich papierów na onkologię. Trzy godziny
czekania i wizyta u lekarki, która powiedziała, że to tylko CHAONIAK! A
według niej chłoniak trzustki nie jest czymś szczególnym. Zaordynowała
mi dalsze badania, hospitalizację i chemię. Mogę mieć nadzieję na
uzdrowienie, mogę o tym marzyć i snuć plany, co będę robiła POTEM.
Samobójcze plany (tymczasem) idą w odstawkę.
Chyba powinnam się cieszyć. I tak będzie, muszę tylko odzyskać
trochę sił. A Czempionka choć niczego nie podejrzewa również ma
powód do radości.
Przynajmniej na razie.
DANIELA FISCHEROVA
JEDNOOKA, JEDNORKA I JA
przekład Jan Stachowski
Opowieść jest zbiegiem zdarzeń, a zdarzenia już się zbiegają jak
zgłodniałe psy. Oto opowieść o dwóch nadziejach, dwóch nieszczęśliwych
miłościach i dwóch dziwnych imionach.
Ciotka Malena dostała na chrzcie imię Amalaine. Ojciec Libańczyk
odszedł, nim wyschła na niej woda święcona, a porzucona czeska matka
utknęła w biednej, karkonoskiej wiosce. Po arabsku amalaine znaczy
podobno dwie nadzieje, co urzekło mnie już w dzieciństwie. Nadzieja nie
umiera, a jeśli nawet niczym wańka wstańka pojawia się druga. Poza
ciotką Maleną nie znam nikogo, kto tak surowo obszedł się z nadzieją.
Gdy miałam dwadzieścia lat, spotkałam na prywatce mężczyznę. Jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]