[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pospiesznie ułożył w głowie listę spraw, które należało załatwić
w Londynie. Nie było ich wiele, lecz potrzebował niespełna tygodnia,
żeby się z nimi uporać i pospieszyć za Goodsonami. Trzeba dokończyć
papierkową robotę związaną z przejęciem spadku, uporządkować i
zamknąć londyński dom, złożyć konieczne zamówienia, aby zimą we
dworze wszystkiego było pod dostatkiem.
Wyruszymy z Colinem w przyszły piątek oznajmił takim
tonem, jakby zdecydował o tym znacznie wcześniej. Jeśli pozwolisz,
w sobotę odwiedzimy ciebie i Eufemię.
Nie! zawołała, lecz po chwili zdała sobie sprawę, że reaguje
nazbyt gwałtownie. W niedzielę. Zapraszam was na niedzielną
kolację. Tak będzie lepiej. W soboty... jest tyle zajęć. Głos jej
złagodniał, a twarz się wypogodziła. Jestem bardzo rada, że
zamieszkasz w pobliżu.
Naprawdę? rzucił nazbyt ostrym tonem. Zbliżali się do
kamienicy Goodsonów i nie chciał, żeby utkwiła jej w pamięci
szorstka odpowiedz i dlatego dodał łagodniej: Cieszysz się na to
spotkanie?
58
RS
Owszem przyznała, zawiązując pod brodą wstążki czepka.
Oparłeś się wprawdzie moim wdziękom, lecz sądzę, że nadal możemy
być przyjaciółmi i dobrymi sąsiadami.
Ten spokój i opanowanie przyprawiły go o wściekłość, której nie
potrafił stłumić. Przyciągnął Beth i pocałował ją w usta, przywołując
wszystkie kusicielskie talenty i bezmiar namiętności, Pieścił jej piersi i
przylgnął do niej całym ciałem, żeby pojęła, co się z nim dzieje, kiedy
są razem.
Wypuścił ją z objęć dopiero, gdy im obojgu zabrakło tchu.
Drżała, ogarnięta pożądaniem. Gdzie się podziało twoje opanowanie,
młoda damo? pomyślał, samemu próbując zapanować nad ponownie
rozbudzoną żądzą.
Powóz stanął. Jack zdobył się na łagodny uśmiech, wysiadł i
podał rękę Beth.
Szczęśliwej podróży powiedział z udawanym spokojem.
Najchętniej wziąłby ją znowu w ramiona.
Powiedziała do niego parę słów. Miała szeroko otwarte oczy,
zrenice rozszerzone. Oboje ulegli pożądaniu, a Jack nie posiadał się z
radości, że w tej dziedzinie jest bez porównania bardziej
doświadczony.
59
RS
ROZDZIAA CZWARTY
Wielka szkoda, że ojciec tak nalegał, abyśmy odwiedzili dzisiaj
Marstonów narzekała Beth, poprawiając Eufemii wyprasowaną w
pośpiechu suknię. Byłoby lepiej, gdybyśmy zgodnie z planem jutro z
samego rana wyruszyli w drogę.
Po południu śnieg padał obficie, więc baron Goodson postanowił
odwlec wyjazd jeszcze o jeden dzień. Beth nie była z tego zadowolona,
jako że po dzisiejszej schadzce nie miała ochoty widzieć Jacka.
A ja się cieszę, że tam idziemy odparła Eufemia. Colin
jeszcze się nie zdeklarował, ale jest tego bliski.
Moim zdaniem on i Jack nie pokażą się u Marstonów uznała
Beth. O tej porze roku na przyjęciach bywa niewielu gości.
Przychodzą tylko stali mieszkańcy Londynu. Niemal wszyscy
przyjezdni wrócili na wieś, żeby spędzić święta w domu. I słusznie, bo
trzeba mieć wzgląd na pogodę.
Keithowie na pewno przyjdą zapewniła Eufemia. Wysłałam
Colinowi bilecik. Napisałam, że wybieramy się do Marstonów.
Jak mogłaś?! wykrzyknęła Beth. Nie wypada, Eufemio! Co
on o tobie pomyśli?
%7łe mam nadzieję ujrzeć go dziś wieczorem. Jestem pewna, że
zniechęcisz Jacka, jeśli będziesz uparcie przestrzegać konwenansów.
Byłaby przerażona, gdyby wiedziała się, jak ochoczo Beth
zamierzała się im przeciwstawić.
60
RS
Przyjmij do wiadomości, że nie mam nic przeciwko temu, żeby
go zniechęcić, jak byłaś łaskawa to ująć. Doskonale wiesz, że nie
poluję na męża. A ty zaprzepaścisz swoją szansę na ślub z Colinem,
jeśli będziesz ścigać go niczym pies myśliwski w pogoni za zającem.
Mój zając ostatnio coraz wolniej mi umyka. Sądzę, że chętnie
da się złapać.
Aha, rącza psinka ma na niego chrapkę mruknęła do siebie
Beth, lecz po namyśle uznała, że po tym, co wyprawiała dziś przed
południem i wczoraj wieczorem, nie ma prawa potępiać Eufemii. W
porównaniu z tym, jak ona sama postępowała, wysłanie liściku z
wiadomością o planowanych odwiedzinach u Marstonów to drobiazg.
A zatem Jack będzie tam dziś wieczorem. Beth nie miała pojęcia,
jak się wobec niego zachować po namiętnym pożegnalnym całusie.
Dlaczego ten mężczyzna pociągał ją z nieodpartą siłą? Wystarczyło, że
na nią spojrzał, i natychmiast traciła rozsądek.
Obawiała się na serio, że w końcu uzna Jacka za odpowiedniego
kandydata na męża. Z dała od niego myślała trzezwo i zdawała sobie
sprawę, że ich związek nie ma przyszłości, lecz pod wpływem jego
pocałunków, uścisków i spojrzeń zaczynała się wahać.
Kiedy zeszły do holu, baron już czekał. Z osobliwym rozrzew-
nieniem popatrzył na zdumioną córkę. Czyżby znowu spiskował z
lordem Harnellem? Miała nadzieję, że nie dojdzie do kolejnej
reprymendy. Baron w milczeniu zaprowadził lady Goodson, Beth i
Eufemię do powozu czekającego przed domem.
61
RS
Po kwadransie byli na miejscu, ponieważ dom Marstonów stał
niedaleko ich kamienicy. Mimo znanej punktualności barona tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]