[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znikły złote płomienie, wydawał się jeszcze ciemniejszy.
Wobeku biegł, jakby czuł %7ływy Wiatr tuż za plecami. Wiedział, że na wyspie nie znajdzie
żadnej kryjówki, będą go pewnie szukać nawet kobiety i dzieci. O mało się nie potknął, kiedy
wyobraził sobie, co zrobiłyby mu kobiety, gdyby Emwaya umarła. Modlił się, żeby zdążyć
dotrzeć do ukrytego czółna, zanim go dopadną; a jeśli mają go złapać, niech to będą
wojownicy, nie kobiety. Gdy przekroczył przełęcz na północnym brzegu wyspy, był pewien,
że jego modlitwy zostały wysłuchane. Teraz droga prowadziła z górki aż do samego czółna.
Pozwoliło mu to trochę zwolnić i starać się biec ciszej. Nie było możliwe, żeby wojownicy
dostali się do brzegu szybciej niż on& ale ludzie często umierali tylko dlatego, że byli zanadto
pewni siebie. Wobeku trzymał się z dala od szlaków i zboczy pokrytych luznymi kamieniami
albo gęsto zarośniętych; tam mógł go zdradzić hałas. Bardzo pomógł mu deszcz, który zaczął
padać, gdy połowę zbocza miał za sobą. Błyskawice rozświetlały niebo niemal tak jak
wyczarowane przez Dobanpu złote płomienie.
Boże Męskości, chroń go! Zwycięstwo i śmierć minęły go o włos; na samą myśl o tym miał
ochotę wyć jak hiena. Gdyby Emwaya nie złapała strzałki, Valeria już by nie żyła. Przecież
Dobanpu nie wezwałby dla niej duchów, a jej śmierć oznaczałaby koniec Conana.
Najwyrazniej są bliskimi przyjaciółmi, więc złamałoby to serce wielkoluda, zostawiając Aondo
z łatwym zwycięstwem.
Jednak gdyby Wobeku nie porzucił dmuchawki, Dobanpu odwróciłby truciznę od Emwayi z
powrotem do niego! To on leżałby teraz konając od jadu kobry, ze świadomością jeżeli
miałby jakąś świadomość że kiedy wyda ostatnie tchnienie, cały szczep będzie bawił się i
pił piwo, z Emwayą na czele.
Potknął się z tej złości i zjechał kilka kroków po śliskiej od deszczu ziemi. To potknięcie
uratowało go.
Z miejsca, w którym ukrył czółno, wyskoczyło dwóch chłopców. Byli w wieku, w którym
ledwo mogli pilnować stad, więc mieli tylko krótkie włócznie. Ichiribu nazywali ich bidui.
Tabu zabraniało pasowanemu wojownikowi, jak Wobeku, zabić ich lub choćby walczyć z
nimi. Wobeku jak dotąd nie zhańbił się złamaniem tabu; Valeria nie należała do żadnego
klanu, a być może była czarownicą. Teraz też nie chciał tego robić. Gdyby ich zabił, czekałyby
go gorsze rzeczy niż oddanie w ręce kobiet& a co by się z nim stało po śmierci!
Wobeku sprawnie jak myśliwy podczołgał się i ukrył za krzakami. Deszcz i grzmoty
zagłuszyły wszelki hałas. Zobaczył, że czółno było całe, choć do połowy napełnione
deszczówką. Obok niego leżało wyciągnięte na brzeg mniejsze czółno. Chłopców pewnie
zaskoczyła ulewa, więc dopłynęli do brzegu, gdzie znalezli ukrytą łódz.
Odważne chłopaki& sami na jeziorze po zmroku, zwłaszcza w taką noc, kiedy na wzgórzu
walczą na bębnie. Nie przestraszą się byle czego. Jak by się tu ich pozbyć?
Tuż za Wobeku zatrzeszczały łamane gałęzie, jakby wielki głaz toczył się po zboczu.
Odwrócił się i o mało nie wypadł zza krzaka. Zaklął cicho.
Potykając się, zbiegał z góry broczący krwią Aondo. Biegnąc na oślep musiał wpaść w
gęstwinę ciernistych krzaków; był niemal nagi i mocno poraniony.
Zakrwawioną ręką trzymał włócznię, za pasem, który był jego jedynym odzieniem, miał
zatkniętą maczugę. Bidui podskoczyli, gdy wytoczył się na polanę. Podnieśli włócznie, a jeden
z nich odczepił od pasa sznur z kamieniem na końcu.
Dawać łódz! rzucił Aondo. Przynajmniej tak wydawało się Wobeku, bo brzmiało to
raczej jak warknięcie dzikiego zwierza, niż ludzki głos. Chłopcy popatrzyli na niego, jakby był
potworem, z którym należy walczyć.
Teraz wydarzenia rozegrały się w czasie krótszym niż jeden oddech. Bidui ze sznurem zaczął
nim kręcić nad głową, a jego towarzysz postąpił krok naprzód. Trzymał małą włócznię
wymierzoną odważnie w pierś wojownika, aby dać koledze czas na dobry rzut. Może też
chciał przebić się przez szaleństwo Aondo i przypomnieć mu o tabu.
Pięść Aondo uderzyła chłopaka w twarz. Poleciał do tyłu, jakby go odrzucił szarżujący byk.
Trzask czaszki rozbijającej się o leżący na brzegu kamień wydał się Wobeku głośniejszy niż
piorun.
Drugi chłopak rzucił sznurem, który owinął się na ręku Aondo, a kamień niegroznie odbił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]