[ Pobierz całość w formacie PDF ]
męskich ust.
RS
33
- Prawdopodobnie wcale mnie nie zobaczysz - powiedziała, odrywając
spojrzenie i rozglądając się po wnętrzu. - Mogę pożyczyć płaszcz
przeciwdeszczowy? Mój jest jeszcze mokry.
- Ależ proszę bardzo - skrzyżował ręce na piersiach i wskazał głową
na szereg wierzchnich okryć, wiszących koło frontowych drzwi.
Blue wybrała kurtkę w kolorze marynarskiego błękitu. Zawinęła
rękawy, zanim ją nałożyła, lecz i tak sięgały poza biodra. Sama kurtka
zwisała do kolan, przypominając o muskularnym ciele, które zazwyczaj
ochraniała przed chłodem. Fala gorąca znów wezbrała w niej. Rzuciła
mu szybkie spojrzenie, niezdolna się powstrzymać.
- Czemu nie idziesz po samochód? - powiedział, uśmiechając się od
niechcenia, czytając myśli z twarzy dziewczyny równie łatwo, jakby
napisawszy Co się stało? Czy możesz to sprawić powtórnie?", wręczyła
mu kartkę. Kłopoty - pomyślał - same kłopoty". - Samochód jest w
garażu. Na pewno go zauważysz. Zaniosę psa, jeśli tylko on..-
Gwałtownie odwrócił głowę w stronę kuchni i zaklął cicho.
Nic w jego dotyku nie przeraziło jej tak bardzo, jak teraz jeden rzut
oka na twarz. Potem, zobaczyła błysk czerwonego światła omiatający
ścianę.
- Zdejmij kurtkę - rozkazał - i kładz się z powrotem na łóżko.
- Nie! - rzuciła się do drzwi. Była zbyt blisko wolności, by teraz ją
stracić.
Złapał ją w chwili, gdy obejmowała dłonią gałkę u drzwi.
- Na miłość boską, Blue ... - odciągnął ją, przyciskając plecy
dziewczyny do swojej klatki piersiowej, podnosząc jej stopy z podłogi i
przekręcając do siebie. - Nie zrobisz tego! Uch! Cholera! Nie szarp się! -
Podniósł ją wyżej, uważając, by uchronić ramię od jej zębów. - Bóg mi
świadkiem, jeśli jeszcze raz mnie ugryziesz, to...
Trzask zamykających się drzwi samochodu zatrzymał go w pół
zdania.
Blue odwróciła głowę; miała rozszerzone ze strachu oczy.
- Ukryj mnie, Walker - błagała. - Przysięgam, że ...
- Cicho, Blue - przerwał, idąc w stronę łóżka. - Przysięgasz za dużo.
Zresztą tu nie ma miejsca, aby cię ukryć. Pozwól, żebym to ja z nimi
rozmawiał. Daj kurtkę.
Rzucił ją na łóżko.
- Nie wydaj mnie, proszę... proszę... Przerażenie w głosie dziewczyny
podziałało na niego tak, jak poprzednio łzy: poczuł się bezradny, gorzej
niż bezradny. Sprawiło, że odczuł niepowodzenia poprzednich lat. Był
RS
34
czas, że nazwisko Evansów zasługiwało na specjalne traktowanie w tych
okolicach, lecz już nie teraz, gdy ojciec zrujnował ranczo. Tamci
nadchodzili i nie było sposobu, aby mógł temu przeciwdziałać.
- Musisz dziś z nimi pójść - powiedział jej, nie zwracając uwagi na
dobijanie się do drzwi. - Ale przyjdę po ciebie jutro, obiecuję. - Spojrzała
na niego ciemnymi oczami; jej usta drżały.
- Dlaczego? - Ze zmieszania wymówiła to słowo szeptem.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze, ale wiedział, że przyjdzie na
pewno.
- Walker! Jesteś tam?!
- Otwieraj, Evans!
- Może dlatego, że cię potrzebuję.
Wcisnął mapę głębiej do kieszonki i spróbował się uśmiechnąć.
- To moje.
Przebłysk chęci walki znów się pojawił w jej oczach, upewniając go,
że dziewczyna się nie poddała, jeszcze nie.
- Zobaczymy. Nie martw się, Blue. Więzienie okręgu Jackson jest
całkiem niezłe w porównaniu z innymi. - Uśmiechnął się szerzej.
- Założę się, że widziałeś ich kilka. - Cień uśmiechu przemknął przez
jej usta.
Walker chciał powiedzieć coś banalnego w stylu: To moja
dziewczyna", ale tak naprawdę, trudno by o niej powiedzieć, że jest
czyjąkolwiek dziewczyną. Blue Dalton była jedyna w swoim rodzaju.
Czuła strach i próbowała tego nie okazać. Szlochała, że zabiła człowieka,
a przecież strzelała do kogoś, kto na to zasługiwał. Manipulowała nim na
wszystkie sposoby, z wyjątkiem tego najważniejszego, uciekając się
jedynie do pocałunków. Kierowała się instynktem, co jak wiedział z
własnego doświadczenia, prowadziło zawsze do kłopotów i było
znakomitym sposobem na uratowanie własnej skóry, ale też i na niewiele
więcej.
- Evans! Wchodzimy!
Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie, potem Walker powtórzył:
- Przyjdę po ciebie, Blue.
Skinęła głową; zauważył, jak maska obojętności opada jej na twarz,
ukrywając czający się tam strach. Chciał powtórnie jej dotknąć, ale się
powstrzymał.
- Walker! Lepiej otwórz te drzwi!
RS
35
- Przestań się rzucać, Bowles! - wrzasnął. - Już idę! Przeszedł przez
pokój, otworzył drzwi i rozpętało się piekło. Grupka uzbrojonych ludzi
wtargnęła do pokoju gościnnego z wyciągniętymi rewolwerami.
- Ona nie ma broni - mruknął, patrząc gniewnie na ten bezsensowny
popis siły. Przeszył Bowlesa pełnym wściekłości wzrokiem. - Powiedz
im, żeby się wycofali.
Bowles wzruszył ramionami.
- To ich popisowy numer, Walker.
- Zamknij się, przystojniaczku, bo cię przyskrzynię za pomoc i
współudział. - Szeryf, przechodząc, celowo popchnął Walkera.
- Wstawaj, Dalton. Stań w rozkroku przy ścianie. Taggart, przeszukaj
dom.
- Ty łajdaku! - Walker działał bez zastanowienia, chwytając szeryfa za
ramię i odtrącając go. Wyraznie nad nim górował, ale to nie
powstrzymało lawiny pogróżek.
- Tylko mnie jeszcze dotknij, a wpakuję cię za napaść. - Wyswobodził
się; Walker wypuścił go, ale tym razem z własną grozbą:
- Tylko jej dotknij, a dam ci do tego powód.
- Uspokój się, Walker. On po prostu wykonuje swoją pracę. - Bowles
wkroczył między dwóch mężczyzn. Szeryf ruszył w stronę Blue. Ciszej,
półgłosem, Bowles powiedział:
- Powinieneś się z nami skontaktować zaraz, jak ją znalazłeś. %7łe to
wygląda, bardzo zle - wy dwoje siedzący tu jak gołąbeczki. Do diabła,
Walker. Powiedziałem mu, że możemy tobie ufać.
Walker zacisnął pięści. Bowles miał rację, ale to wcale nie ułatwiało
patrzenia na Blue. Jej maska opadła. Zagryzła dolną wargę, gdy szeryf
[ Pobierz całość w formacie PDF ]