[ Pobierz całość w formacie PDF ]
FILIPOWICZ, NACZELNIK POCZTY, AUKA AUKICZ, DOBCZYCSKI i BOBCZYCSKI,
wszyscy w galowych mundurach. Cała scena mówiona półgłosem).
AMMOS FIEDOROWICZ: (ustawiając wszystkich w półkole) Na miłość Boga, panowie, w
półkole i trochę więcej symetrii. Trudno, do cesarza jezdzi i radę ministrów potrafi rugnąć...
Ustawić się... Po wojskowemu, panowie, koniecznie po wojskowemu! Pan, panie Piotrze z
tej... A pan, panie Piotrze, tu...(Bobczyński i Dobczyński biegną na paluszkach)
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Uważam, panie sędzio, że trzeba coś przedsięwziąć...
AMMOS FIEDOROWICZ: Mianowicie?
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Wiadomo co...
AMMOS FIEDOROWICZ: W łapę?
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: No tak, w łapę.
AMMOS FIEDOROWICZ: Niebezpieczna rzecz do licha!... Może się nam dostać! Zawsze
państwowa figura... Może by w formie ofiary od szlachty na jakiś pomnik?
NACZELNIK POCZTY: Albo że nadszedł przekaz pocztowy i nie wiadomo dla kogo...
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: %7łeby on pana gdzieś dalej nie przekazał! Panowie! W
praworządnym państwie załatwia się te sprawy inaczej. Całym szwadronem nie można!
Będziemy się meldowali pojedyczo i w cztery oczy... tego... wszystko co należy, żeby
nawet uszy nie słyszały. Tak się robi w praworządnym państwie... Panie sędzio, niech pan
idzie na pierwszego.
AMMOS FIEDOROWICZ: To pan raczej powinien zacząć. Wysoki gość u pana spożywał
wczoraj dary boże...
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Więc może Auka Aukicz, jako wychowawca młodzieży...
AUKA AUKICZ: Nie mogę, nie mogę, panowie! Tak mnie już wychowano, że gdy ze mną
mówi człowiek wyższy rangą choćby o jeden stopień, tracę przytomność, a język więznie mi
jak w smole... Zwolnijcie mnie, panowie... nie mogę!
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Nie ma rady, panie sędzio, pan musi iść na pierwszy ogień! Pan
co słowo powie, to jakby Cyceron z języka zeskoczył.
AMMOS FIEDOROWICZ: E, tam! Cyceron! Też wymyślili! %7łe tam czasami w
krasomówczym porywie powiem coś o chartach czy ogarach...
WSZYSCY: Nie, nie! Pan nie tylko o psach, pan tak samo o wieży Babel... Panie sędzio,
niech pan ratuje... My do pana, jak do ojca... Panie sędzio...
AMMOS FIEDOROWICZ: Dajcież mi, panowie, spokój! (Słychać kroki i pokasływanie
Chlestakowa. Wszyscy uciekają do drzwi, każdy chce wyjść pierwszy, tłoczą się)
BOBCZYCSKI: Oj, panie Piotrusiu, panie Piotrusiu, pan mi na odcisk nastąpił!
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Panowie, zadusicie mnie! (głosy Aj! Aj! wreszcie wszyscy
wyszli)
Scena 2
CHLESTAKOW: (sam, wchodzi zaspany) Mam wrażenie, żem się porządnie przespał. Skąd
się wzięło tyle sienników i pierzyn? Ażem się spocił. Musieli oni wczoraj czegoś podlać przy
śniadaniu w głowie ciągle jeszcze łomoce. Jak widzę, można tu spędzić czas bardzo
przyjemnie. Lubię taką gościnność przyznam się, że wolę, gdy płynie ona z dobrego serca,
nie z wyrachowania. A córeczka horodniczego wcale-wcale, i mamusia jeszcze warta
grzechu... Owszem, lubię takie życie.
Scena 3
CHLESTAKOW i AMMOS FIEDOROWIOZ
AMMOS FIEDOROWICZ: (wchodzi, staje i mówi do siebie) Boże, Boże, spraw, żeby
dobrze poszło... Aż mi się kolana. uginają... (sztywno wyciągnięty, przytrzymując ręką
szpadę, mówi głośno) Mam zaszczyt przedstawić się: sędzia tutejszego sądu powiatowego,
asesor kolegialny Lapkin Tiapkin.
CHLESTAKOW: Proszę, niech pan usiądzie... Więc pan jest tutaj sędzią.
AMMOS FIEDOROWICZ: W roku 1816 wybrany zostałem przez szlachtę na trzy lata I
piastuję urząd dotychczas.
CHLESTAKOW: To pewno rentowne stanowisko sędzia?
AMMOS FIEDOROWICZ: Po upływie trzech kadencji przedstawiony zostałem na wniosek
władzy do orderu Włodzimierza czwartej klasy... (na stronie) A pieniądze w pięści, a cała
pięść w ogniu!
CHLESTAKOW: Lubię Włodzimierza. Owszem. Anna trzeciej klasy to już nie to.
AMMOS FIEDOROWICZ: (powoli wysuwając naprzód zaciśniętą pięść, na stronie) Boże!
nie wiem, gdzie siedzę! Jak na rozżarzonych węglach!
CHLESTAKOW: Co pan trzyma w ręku?
AMMOS FIEDOROWICZ: (zmieszany upuszcza pieniądze) Nic...
CHLESTAKOW: Jakto nic?... Upuścił pan pieniądze...
AMMOS FIEDOROWICZ: (dygocąc) Bynajmniej! (na stronie) O Boże! Już stoję przed
sądem... Właśnie zajechała karetka więzienna!
CHLESTAKOW: (podnosząc) Tak jest, pieniądze...
AMMOS FIEDOROWICZ: (na stronie) No, wszystko skończone! Przepadłem, przepadłem!
CHLESTAKOW: Wie pan co?... Niech mi je pan pożyczy...
AMMOS FIEDOROWICZ: Ależ owszem, naturalnie, z wielką przyjemnością...
(na stronie) No, śmiało, śmiało! Ratuj, Najświętsza Panno!
CHLESTAKOW: Bo, widzi pan, wszystko w drodze wydałem, na to, na owo... Zaraz panu
ze wsi odeślę...
AMMOS FIEDOROWICZ: Ależ tak, tak... uważam za wielki zaszczyt... Oczywiście,
według słabych możliwości postaram się gorliwością... w stosunku do władzy... zasłużyć...
(wstaje z krzesła, staje na baczność) Nie śmiem dłużej niepokoić swoją obecnością... Czy nie
będzie. jakich rozkazów?
CHLESTAKOW: Rozkazów?
AMMOS FIEDOROWICZ: Tak jest... rozporządzeń dla sądu powiatowego?
CHLESTAKOW: Nie... Po co? Nie mam teraz nic do tutejszego sądu... Dziękuję
uprzejmie...
AMMOS FIEDOROWICZ: (Mania się i wychodzi, mówiąc na stronie) No, twierdza
zdobyta! (wychodzi)
CHLESTAKOW: (sam) Sędzia... bardzo porządny człowiek!
Scena 4
CHLESTAKOW, NACZELNIK POCZTY
NACZELNIK POCZTY: (wchodzi) Mam zaszczyt przedstawić się: naczelnik poczty, radca
dworu Szpiekin.
CHLESTAKOW: A, proszę; proszę! Bardzo lubię przyjemne towarzystwo... Niech pan
siada... Pan tu stale mieszka?
NACZELNIK POCZTY: Według rozkazu!
CHLESTAKOW: Miasteczko owszem, podoba mi się... Oczywiście niezbyt duże, ale cóż, to
przecież nie stolica... Czy nie mam racji, ze to nie stolica?
NACZELNIK POCZTY: Absolutna racja!
CHLESTAKOW: Przecież tylko w stolicy jest bon ton i nie ma prowincjonalnych gęsi... Jak
pan sądzi? Czy nie?
NACZELNIK POCZTY: Według rozkazu! (na stronie) Jaki prosty i dostępny człowiek, o
wszystko się pyta.
CHLESTAKOW: A jednak niech pan będzie szczery, nawet w małym miasteczku można
być szczęśliwym...
NACZELNIK POCZTY: Według rozkazu!
CHLESTAKOW: Bo czego właściwie potrzeba? %7łeby człowieka szanowano, żeby się
cieszył szczerą miłością... Czy nie?
NACZELNIK POCZTY: Najzupełniej sprawiedliwie...
CHLESTAKOW: Rad jestem, że pan podziela moje zapatrywania... Powiedzą oczywiście,
że jestem dziwak, ale trudno taki już mam charakter... (patrząc mu prosto w oczy, mówi do
siebie.) Było nie było, poproszę tego naczelnika poczty o pożyczkę.(głośno) Dziwną
przygodę miałem w podróży: wyszły mi wszystkie pieniądze... Czy mógłby pan pożyczyć mi
300 rubli?
NACZELNIK POCZTY: Naturalnie! Będę sobie poczytywał za największe szczęście!
Proszę... Z całej duszy gotów jestem...
CHLESTAKOW: Bardzo dziękuję... Przyznam się panu, że nie znoszę sytuacji, gdy w
podróży muszę sobie czegoś odmówić... Bo z jakiej racji? Czy nie?
NACZELNIK POCZTY: Tak jest! Według rozkazu! (wstaje z krzesła, staje na baczność,
przytrzymując szpadę) Nie śmiem dłużej niepokoić swoją obecnością... Czy nie będzie jakich
zarządzeń w sprawach pocztowych?
CHLESTAKOW: Nie, nic! (Naczelnik poczty kłania się i wychodzi)
CHLESTAKOW: (zapalając cygaro) Mam wrażenie, że i naczelnik poczty jest bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]