[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Znowu odcień złości zadzwięczał w jej głosie.
Czy ten młody człowiek nie opowiadał niczego? zapytał Melchett.
Powiedział, że Ruby poszła po tańcu na górę, aby przypudrować nos.
Przy tej sposobności zapewne się przebrała?
Przypuszczam.
I to jest ostatnia wiadomość o niej? Potem po prostu&
Zniknęła dokończyła Josie. Tak.
Czy panna Keene znała kogoś w St. Mary Mead? Albo w sąsiedztwie?
Nie wiem. Możliwe. Widzi pan, do Majesticu przychodzi mnóstwo młodych lu-
dzi z okolicy. Ja nic o nich nie wiem, chyba że któryś z nich powie wyraznie, skąd jest
i gdzie mieszka.
Czy słyszała pani kiedy od kuzynki nazwę Gossington?
Gossington? Josie miała minę zdziwioną.
Gossington Hall.
Potrząsnęła głową.
Pierwszy raz słyszę tę nazwę. Ton jej był przekonywający, dzwięczało w nim też
pewne zaciekawienie.
W Gossington Hall znaleziono zwłoki objaśnił pułkownik Melchett.
Gossington Hall? Wlepiła w niego osłupiałe oczy. To niewiarygodne!
Melchett pomyślał: Niewiarygodne jest jedynym określeniem na to . Głośno dodał:
Czy zna pani pułkownika Bantry ego lub jego żonę?
Josie znowu potrząsnęła głową.
Albo pana Bazylego Blake a?
Zmarszczyła brwi.
Zdaje mi się, że to nazwisko już kiedyś słyszałam. Tak, z pewnością& , ale nie
przypominam sobie twarzy.
Gorliwy inspektor Slack podsunął szefowi karteczkę wyrwaną z notesu. Na niej wid-
niały słowa:
Pułkownik Bantry jadł w zeszłym tygodniu obiad w Majesticu .
Melchett podniósł głowę i zetknął się ze wzrokiem inspektora. Szef policji poczer-
wieniał. Slack był urzędnikiem gorliwym i nazbyt służbistym. Melchett nie znosił go.
Ale trudno było pominąć to wyzwanie. Jasne było, że inspektor czynił mu nie wypowie-
dziany głośno zarzut, iż próbuje oszczędzić ludzi ze swej sfery i że osłania kolegę z ła-
27
wy szkolnej.
Zwrócił się znowu do Josie:
Panno Turner, jeśli pani się zgodzi, chciałbym prosić, aby pani pojechała ze mną
do Gossington Hall.
Przeszedł zimno i wyniośle koło Slacka. Prawie nie dosłyszał wyszeptanej zgody Jo-
sie.
Rozdział czwarty
I
St. Mary Mead dawno nie przeżyło tak denerwującego dnia.
Miss Wetherley, zgorzkniała stara panna o spiczastym nosie, pierwsza rozniosła sen-
sacyjną nowinę między ludzi. Zjawiła się u przyjaciółki i zarazem sąsiadki, panny Hart-
nell.
Wybacz, kochanie, że przychodzę tak wcześnie, ale pomyślałam, że może jeszcze
nie wiesz, c o s i ę st a ł o.
Co się stało? zapytała panna Hartnell. Mówiła głębokim basem i niezmordo-
wanie odwiedzała biednych, którym mimo wszelkich usiłowań nie udało się uchylić od
dobroczynności starej panny.
Trup w bibliotece pułkownika Bantry ego trup d z i e wc z y ny&
W bibliotece pułkownika Bantry ego?
Tak. Czy to nie st r as z n e ?
Bi e dna żona! Panna Hartnell próbowała ukryć swój nieopisany zachwyt.
Masz rację! Zdaje mi się, że ona nie ma pojęcia o niczym!
Panna Hartnell zauważyła surowo:
Bo za dużo zajmuje się ogrodem, a za mało mężem. Męża trzeba stale pilnować
bez przerwy.
Wiem, wiem. To naprawdę okropne.
Ciekawam, co Jane Marple na to powie. Czy myślisz, że coś wiedziała? Ona ma
bardzo bystry wzrok w tych sprawach.
Jane Marple pojechała do Gossington.
Co? Dziś rano?
Wczesnym rankiem. Jeszcze przed śniadaniem.
No wiesz! Trzeba przyznać, że to już trochę za dużo dobrego! Wiadomo wszyst-
kim, że Jane chętnie wtyka nos w sprawy bliznich, ale to po prostu n i e t a kt !
29
Ależ pani Bantry po nią posłała!
Po s ł a ł a po nią?
Tak, szofer przyjechał po nią autem.
Mój ty Boże! To bardzo dziwne&
Przez chwilę milczały obie, aby przetrawić nowinę, po czym panna Hartnell zapyta-
ła:
Jaki trup?
Znasz tę straszną osobę, która zawsze przyjeżdża z Bazylim Blake iem?
Tę okropną tlenioną blondynkę? Panna Hartnell nie szła z postępem czasu. Nie
znała jeszcze różnicy między tlenioną blondynką a platynową. Tę, która zawsze leży
w ogrodzie& goła, że tak powiem?
Tak, moja droga. I to właśnie ona leżała przed kominkiem& u dus z ona !
Co ty mówisz? W Gossington?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]