[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wstałem, i po chwili wahania ona też wstała.
Mówił pan, że chciałby spróbować mojej kuchni.
Przepraszam?
Jutro wieczorem jest otwarcie pewnej wystawy wyjęła z torebki kwadracik
z białego, szorstkiego papieru. Jest przyjęcie, a ja przygotowuję przekąski. Moja
wariacja na temat kuchni japońskiej.
Podała mi bilecik.
Jeżeli ma pan ochotę, to jest zaproszenie dla dwóch osób. Może pan przyjść
z narzeczoną albo znajomą, albo z kim pan chce. Impreza zaczyna się
o dwudziestej pierwszej. Myślę, że będzie ciekawie, wystawa jest w garażu
zamienionym w sale wystawowe.
Podziękowałem. Spojrzałem na bilecik i zorientowałem się, że nigdy nie
słyszałem ani nazwiska artysty co było normalne ani adresu. Co było już mniej
normalne, bo adres był w Bari.
Powiedziałem, że postaram się przyjść na to otwarcie, jeżeli zdołam się wykręcić
z wcześniejszych zobowiązań.
Oczywiście, nie miałem żadnych wcześniejszych zobowiązań, odpowiedziałem tak
tylko na pokaz. Ma być jasne, że prowadzę bogate życie towarzyskie. Nie jestem
jakimś nieszczęśnikiem, który spędza wieczory, czytając akta w kancelarii, inkasując
ciosy w klubie bokserskim albo najwyżej samotnie w kinie, próbując nie myśleć
o narzeczonej, która go zostawiła.
Ukłucie w sercu. Negatyw zdjęcia Margherity. Zciemnienie.
Natsu naprawdę musiała już iść. Przyspieszyła, jak ktoś, kto czuje się trochę
zażenowany i chce wyjść, żeby to zażenowanie ukryć.
Podaliśmy sobie ręce, otworzyłem jej drzwi i zobaczyłem dziewczynkę siedzącą
w ramionach Marii Teresy przed komputerem, wydającym dziwne bulgoty i pluski.
Dziewczynka zapytała się, kiedy może znowu przyjść zagrać w Bubbles and
Splashes. Maria Teresa powiedziała, że może wrócić, kiedy tylko chce,
i dziewczynka dała jej całusa, zanim zeskoczyła z jej kolan i wróciła do mamy. Przed
wyjściem pożegnała się i ze mną, machając ręką.
Aadna dziewczynka, nie?
Aadna? Nieprawdopodobne cudo odpowiedziała Maria Teresa.
Tak, bardzo ładna powiedziałem, wracając do mojego gabinetu.
W zamyśleniu.
Usiadłem na moim miejscu i siedziałem tak, przynajmniej pięć minut,
w milczeniu, w bezruchu.
Kiedy się pozbierałem, wyjąłem spis ulic i poszukałem tamtego adresu.
13
Przy wejściu kulturysta w ciemnym garniturze, z mikrofonem i słuchawkami, zapytał
mnie, czy jestem sam. Nie, jestem z niewidzialną kobietą. A z inteligentnego
wyrazu twarzy wnoszę, że ty nazywasz się Ben Grimm.
Nie powiedziałem tak, ale podszedłem do niego bardzo blisko, zastanawiając się,
kto by wygrał hipotetyczną bójkę. Machnąłem ręką, żeby pokazać, że obok mnie nie
ma nikogo, a więc tak, jestem sam. Nie chciało mi się mówić tego na głos.
Pozwolił mi przejść, szepcząc do mikrofonu jakieś słowa, których nie dosłyszałem.
Może ostrzegał swoich kolegów w środku, że wchodzi podejrzany element, który
lepiej mieć na oku. Zszedłem po rampie i znalazłem się w dziwnym miejscu. Był to
prawdziwy garaż, ale bez samochodów oczywiście. Podłogę wyłożono kostką
brukową i usiano tymi grzybiastymi kaloryferami, jakich używają bary, żeby ludzie
mogli usiąść na dworze nawet zimą. W budynku było jednak dosyć zimno, więc
rozpiąłem tylko płaszcz, nie zdejmując go.
Przyszło mnóstwo ludzi i wchodząc, pomyślałem, że wyglądam tam jak na planie
ciut surrealistycznego filmu. Grupki dam z bogatej, acz lewicującej socjety. Grupy
młodych ludzi płci obojga, wyraznie odmiennej orientacji seksualnej. Grupy osób
w różnym wieku, przepisowo przebrane za artystów. Kilku polityków, kilku tak
zwanych intelektualistów, kilku ciemnoskórych młodzieńców, kilku Japończyków.
Nikogo znajomego. Wszystko było tak dziwaczne, że aż wprawiło mnie w dobry
nastój. Pomyślałem, że rzucę okiem na obrazy, żeby nie wyjść na ignoranta,
a potem poszukam jedzenia. I Natsu.
Na stoliku przy wejściu leżały katalogi. Wziąłem jeden i przejrzałem go,
podchodząc do ścian. Wystawę zatytułowano Cząstki elementarne .
Zastanowiłem się, czy to odwołanie do powieści tego Francuza. Powieść mi się
nie podobała, ale być może stanowiła klucz do zrozumienia prac. Wystawione
obrazy z daleka przypominały prace Rothki i wcale nie były takie złe. Przyglądałem
się jednemu z bliska, dość skupiony, próbując odgadnąć technikę, kiedy jakiś głos
za moimi plecami mnie przestraszył.
To ty jesteś chłopakiem Piera? Miał pomarańczowe włosy i mógł być
podróbką Eltona Johna. Sądząc z akcentu, miejscowego Eltona Johna.
Oj, nie, chłopcze, chłopakiem Piera kimkolwiek on do cholery był jesteś ty.
Nie, proszę pana, obawiam się, że to pomyłka. Musiał mnie pan pomylić z kimś
innym.
Ach... powiedział z westchnieniem, które mogło oznaczać wszystko. Potem
zmierzył mnie wzrokiem i kontynuował. Podobają ci się prace Kaca?
Kaca?
Katso nazwisko o niejasnej wymowie był wystawianym artystą, ale
potrzebowałem trzech albo czterech dramatycznych sekund, żeby to skojarzyć.
Elton powiedział mi, że to on wymyślił tytuł wystawy i napisał wstęp do katalogu.
Rewelacja. Rzuciłem na niego okiem i nie zrozumiałem ani jednego słowa.
Nie powiedziałem tego, ale musiał czytać w moich myślach bo, nieproszony,
zaczął mi w szczegółach przedstawiać zawartość swojego wstępu.
Nie mogłem w to uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć, że z przynajmniej dwustu
obecnych tu osób ten typ upatrzył sobie akurat mnie. A nie znałem nikogo, komu
mógłbym dać znaki, żeby przyszedł mi z odsieczą, na przykład dając Eltonowi w łeb.
W pewnym momencie zauważyłem, że grupki ludzi przesuwają się w kierunku
części garażu najbardziej oddalonej od wejścia. Typowy ruch, który na wszystkich
przyjęciach oznacza pojawienie się jedzenia.
Zdaje mi się, że podano jedzenie powiedziałem, ale nawet mnie nie usłyszał.
Był nie do zatrzymania, pogrążony w metafizycznej egzegezie prac pana Katso.
Pkin gwontu powiedziałem. Tak, żeby sprawdzić, czy naprawdę nie słyszał ani
słowa z tego, co mówiłem. I rzeczywiście, nie słyszał ani słowa. Nie zapytał, co
znaczy pkin ani gwont. W zamian za to skoncentrował się na archetypie i sposobie,
w który niektóre przejawy sztuki koncentrowały rozproszone fragmenty kolektywnej
podświadomości.
Ja skoncentrowałem moje rozproszone fragmenty, powiedziałem przepraszam,
ale tylko dlatego że jestem dobrze wychowany, i podążyłem w kierunku jedzenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]