[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Słoneczko - zaświergotała słodko, zwracając się do Lynn -
doprawdy, co za odmiana. Ta twarz, te włosy, ta zachwycająca
sukienka! Aż przyjemnie popatrzeć na kobietę, która potrafi tak
wykorzystać swoje atuty. Kto by przypuszczał, że ty... Moja droga,
powiem ci jedno: najwyższy czas!
Lynn bąknęła słabe dziękuję", co wydawało się
najbezpieczniejsze w tej kłopotliwej sytuacji.
Wszędobylski wzrok Lily Mae padł na kubełek z lodem, w
którym tkwiła pękata butelka.
- A to co? Szampan? - Mocno uczernione brwi uniosły się tak
wysoko, że niemal znikły pod grzywką sztywno przylepioną do
pooranego zmarszczkami czoła. - Czyżby jakaś wyjątkowa okazja? -
Machnęła dłonią zakończoną szponiastymi, ogniście czerwonymi
44
ous
l
a
and
c
s
paznokciami. - Ach, co ja mówię! Oczywiście, że tak. Kiedy
przystojny, bogaty mężczyzna i młoda, piękna kobieta spędzają razem
wieczór w wykwintnej restauracji, to musi być wyjątkowa okazja.
Chociaż myślałam, że... - Zawiesiła głos i zastygła w afektowanej
pozie niczym aktorka prowincjonalnego teatru. - Co tam, mniejsza z
tym.
- Z czym? - wyrwało się Lynn, czego natychmiast pożałowała.
Lily Mae zachowała jednak wyjątkową jak na nią dyskrecję.
- Och, nic takiego.
O coś jednak chodzi, Lynn była tego pewna. Prawda czaiła się w
mocno, zbyt mocno umalowanych oczach Lily Mae. Nic nie mogło
umknąć uwagi tej niepoprawnej plotkarki, a więc i fakt, że Trish
szaleje za Rossem. Zapewne to właśnie ją Trish zasypywała pytaniami
o nowego prawnika.
- Nic, nic, kochanie, nic takiego - powtórzyła Lily Mae. - Znasz
przecież moją słabość, zaraz bym ci wszystko wygadała. Mam dziś
gościa, znajomą z Billings, będzie u mnie nocować. Poszła na chwilę
do toalety. Wiecie co - zachichotała - nie będę wam nawet jej
przedstawiać. Coś mi się widzi, że chcecie zostać sami.
Lynn otworzyła usta, żeby zaprotestować, lecz w porę uchwyciła
karcące spojrzenie Rossa.
Trudno się było z nim nie zgodzić. Lily Mae i tak pomyśli, co
zechce. Nie trzeba dawać jej pretekstu, żeby została i męczyła ich
kolejnymi pytaniami.
45
ous
l
a
and
c
s
- Smacznego - rzuciła Lily Mae na odchodnym. - Czyż ta
polędwica nie rozpływa się w ustach?
- Rzeczywiście - zgodziła się Lynn. - Jest wyśmienita. Przy
akompaniamencie metalicznego brzęczenia bransolet
Lily Mae pożeglowała w głąb sali. Ross odprowadził ją
wzrokiem.
- No, można odetchnąć - powiedział do Lynn. - Kelnerka
prowadzi ją do stolika w odległym kącie sali, za filarem. Mamy
szansę spokojnie dokończyć kolację. Co za dokuczliwe babsko.
Lynn uznała, że powinna stanąć w jej obronie.
- Ale ma dobre serce. Ross potrząsnął głową.
- Jutro całe miasto będzie o nas huczeć. Ta papla godzinami
przesiaduje w Hip Hop i miele językiem bez opamiętania.
Co na to Trish, kiedy się dowie? Lynn postanowiła się nad tym
nie zastanawiać. Jakoś to będzie. Wytłumaczy siostrze, że jadła
kolację z Rossem Garrisonem, bo musieli omówić kilka spraw
związanych z Jenny. Nie minie się przecież z prawdą.
- Mniejsza z tym, niech sobie mówi, co chce - zawyrokował
Ross, biorąc widelec do ręki. - Najważniejsze, że my wiemy, jak się
sprawy mają. Nie robimy niczego zdrożnego, po prostu jemy kolację,
prawda?
Ich oczy znowu się spotkały.
- Masz rację - westchnęła Lynn. - Trochę pogadają, a potem cała
sprawa ucichnie.
- Zgadza się - potwierdził cicho.
46
ous
l
a
and
c
s
Przez kilka pełnych napięcia sekund wpatrywał się w nią w
milczeniu. Poczuła, że serce zaczyna jej bić niespokojnie, i
zarumieniła się.
W końcu wzruszył ramionami.
- To cena, jaką trzeba płacić za życie w miasteczku takim jak
Whitehorn, gdzie wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą.
- To prawda. - Delikatnie odcięła kawałek mięsa i wsunęła go
między wargi.
Przez cały czas Ross nie spuszczał z niej oczu. Obserwowanie
jej sprawiało mu coraz większą przyjemność. Już wiedział dlaczego.
Tak. Zdecydowanie za bardzo mu się podobała. Zbyt dobrze czuł
się w jej towarzystwie. Pragnął zatrzymać ją przy sobie jak najdłużej,
słuchać jej śpiewnego głosu i cieszyć się zmysłową wonią delikatnych
perfum.
Powinien natychmiast przerwać ten flirt.
To do niczego nie prowadzi. Nic nie wskóra u Lynn Taylor,
która tego wieczora wyglądała niezwykle kusząco, lecz na co dzień
była uosobieniem niewinności. Zapewne ani jej w głowie romanse.
A gdyby tak po tej uroczej kolacji zgodziła się pojechać do
niego? Znalazłaby się w jego łóżku, a on bez reszty rozkoszowałby się
jej bliskością. Rano każde z nich wróciłoby do własnych spraw.
Czego ona pragnęła? Nie był tego pewien. Wspomniała przecież
coś o księciu.
Ross Garrison na pewno nie był księciem. Między nim a Lynn
Taylor nie mogło do niczego dojść.
47
ous
l
a
and
c
s
Bez wątpienia uwiedzenie skromnej nauczycielki byłoby pod
każdym względem nierozsądnym posunięciem. Był świadkiem, jak
Danielle Mitchell, kosmetyczka, fryzjerka, a nawet Lily Mae Wheeler
troszczyły się o nią i pragnęły ją chronić. Wszyscy w Whitehorn
kochali Lynn Taylor. Skoro zamierzał się tu osiedlić, prowadzić
własną kancelarię i zyskać poważanie mieszkańców miasteczka, nie
powinien bałamucić miejscowej cnotki, bo to może zaprzepaścić jego
plany.
Powinien spokojnie dokończyć kolację, zadać kilka pytań
dotyczących jego najmłodszej klientki, zapłacić rachunek i odwiezć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]