[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uniósł ręce w udawanym geście poddania się.
- Nigdy nie kłócę się z uzbrojoną kobietą. - Wstał, gdy zobaczył, że skończyła tosty i
kawę. - Gotowa?
Samanta przytaknęła pod nosem. Podał jej płaszcz z wieszaka i przytrzymał go w taki
sposób, że nie miała innego wyjścia, jak tylko pozwolić, by pomógł jej go ubrać.
Zesztywniała, gdy poczuła dotyk jego rąk na swych ramionach. Odwrócił ją, by na niego
spojrzała. Spowodowało to gwałtowne przyspieszenie jej pulsu. Jakby wyczuwając jej
reakcję, Jake zaczął powoli zapinać skórzane guziki jej płaszcza. Szarpnęła się, ale trzymał ją
tak mocno, że nie udało jej się w pełni uwolnić od niego.
- Jesteś ślicznym maleństwem - powiedział, przeciągając każde słowo i wpatrując się
w nią zachłannie. - %7łebyś tylko się nie przeziębiła. - Sięgnął po ciemny kapelusz Sabriny,
zerwał go z wieszaka i wcisnął starannie na głowę Samanty. - W tym będzie ci ciepło.
- Dzięki.
- Do usług, Sam. - Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Włożył kożuszek z owczej
skóry na flanelową koszulę, którą miał na sobie i która idealnie pasowała do jego dżinsów.
W drodze do stajni Samanta starała się nadążyć za szybkimi, długimi krokami Jake'a.
Niezależnie od wszelkich uraz, podziwiała pewność i swobodę jego ruchów. Pomyślała, że
Jake zdał sobie sprawę, że szybko nic nie osiągnie. Postanowił zatem poczekać, choć na
pewno nie odstąpił od swoich planów.
Jabłkowity został osiodłany i wyprowadzony na zewnątrz przez uśmiechniętego
kowboja.
- To koń dla pani. Dan polecił, żeby Spook był gotowy do pani dyspozycji.
- Dzięki. - Samanta odwzajemniła uśmiech. - Ale mogłam to zrobić sama. Nie chcę
przysparzać ci dodatkowej pracy - dodała, klepiąc konia po szyi.
- To żaden kłopot, proszę pani. Dan powiedział, że dziś ma pani nie pracować zbyt
wiele. Jedynie przejechać się i mieć z tego dużo frajdy. Po pani powrocie też zaopiekuję się
starym Spookiem.
Samanta z łatwością wskoczyła na wierzchowca.
Czuła się szczęśliwa, że znowu może dosiąść konia. Od dawna jazda konna sprawiała
jej dużo przyjemności, ale nie zawsze mogła sobie na to pozwolić.
- No to się teraz zaopiekuj panną Evans. - Kowboj mrugnął porozumiewawczo do
Jake'a. - Dan bardzo troszczy się o tę małą panienkę.
Znowu mała , pomyślała Samanta.
- Nie martw się o pannę Evans, Bill. - Jake sprawnie wskoczył w siodło. - Zamierzam
nie spuszczać z niej oka.
Ostatnie słowa Jake'a wywołały grymas na twarzy jego współtowarzyszki. Zaraz
potem ruszyli kłusem we wskazanym przez niego kierunku.
Kiedy zostawili za sobą ostatnie zabudowania rancza, cała irytacja Samanty zdążyła
minąć. Rześkie powietrze wypełniało jej płuca i wywoływało rumieńce na policzkach. Już
niemal nie pamiętała, jak wspaniałe poczucie wolności daje jazda konna. Pomyślała, że podo-
bne wrażenia towarzyszyły jej jedynie podczas wykonywania ćwiczeń na zawodach.
Przez mniej więcej kwadrans jechali w milczeniu. Jake chciał, żeby Samanta w pełni
odczuła przyjemność samej jazdy i nacieszyła oczy widokiem okolicy. Kłusowali przez faliste
równiny, a ponad nimi dzikie szczyty wznosiły się dumnie w niebo.
Nagle jakiś kształt przemknął przez otwarty teren. Samanta ściągnęła wodze konia.
- Co to było? - spytała.
- Tylko sarna - wyjaśnił spokojnie, mrużąc oczy od słońca.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem i zatrzymała się.
Z zachwytem obserwowała zwierzę mknące przez rozległą równinę.
- To musi być cudowne uczucie, tak pędzić przez otwarte przestrzenie. Być całkowicie
wolnym. - Odwróciła się w stronę Jake'a i zauważyła, że przygląda się jej uważnie.
Nie potrafiła rozszyfrować, co kryje się za jego wejrzeniem. Dreszcz przeszył jej ciało
i poczuła mrowienie w dole brzucha. Nagle wyraz jego twarzy zmienił się. Pojawił się na niej
uśmiech.
- Kiedyś ktoś cię złapie, mała sarenko. Zamrugała zdezorientowana, próbując
przypomnieć sobie, o czym rozmawiali. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym wskazał na
wysokie drzewo stojące w odległości około czterystu metrów.
- Zcigamy się!
Oczy jej rozbłysły na myśl o wyzwaniu.
- Mam marne szanse w walce z takim koniem. Dostanę jakieś fory?
Jake zsunął kapelusz na tył głowy, żeby lepiej się jej przyjrzeć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]