[ Pobierz całość w formacie PDF ]
była Anną Simpson. Czy nadszedł już czas, aby powiedzieć mu prawdę?
Wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę windy. Serce tańczyło jej z radości, chociaż wiedziała, że
wypływa na niebezpieczne wody.
Stanęła przed drzwiami, wygładziła spódnicę i zapukała.
- Anna - zawołał Ryan, a na jego przystojnej twarzy pojawił się szeroki i promienny uśmiech.
Wiedziała wprawdzie, że nie powinna się zbytnio ekscytować, ale powitała go równie szerokim
uśmiechem. Szczęście wprost z niej tryskało, poczuła też ogromny przypływ energii.
Tak jak się tego spodziewała, Ryan prezentował się znakomicie. Zamiast garnituru miał na sobie
dżinsy i obcisłą, czarną bawełnianą koszulkę, opinającą ciało niczym druga skóra. Do jego nóg
przytulał się mały chłopiec.
Juan.
- Cześć - powitała Ryana. Uśmiechnęła się i pomachała ręką do Juana, wpatrującego się w nią dużymi,
brązowymi oczami. - Witaj.
Juan ukrył się. Ryan odwrócił się do niego
- Hej, stary. Chcesz poznać moją przyjaciółkę? Chłopiec pokręcił przecząco głową.
- Wstydzisz się trochę? - zapytał Ryan.
Juan pokiwał głową. Ryan uniósł palec i spojrzał na Annę.
- Daj nam chwilę. - Ukucnął, aby znalezć się na wysokości chłopca. - Chcesz, żebym cię przytulił?
Juan skinął ponownie, pochylił się do Ryana i przytulił twarz do jego szyi. Ryan otoczył go ramionami
i szepnął mu coś do ucha. Juan zachichotał. Ryan uniósł go na ręce.
Widok małego Juana w silnych, muskularnych, ale delikatnych ramionach bardzo ją poruszył. Nigdy
by nie przypuszczała, że Ryana stać na taką czułość i troskliwość. Wciąż ją zaskakiwał.
Zwiatełko ostrzegawcze zapaliło się w jej głowie. Ryan wstał i machnął ręką.
- Wejdz, proszę. Przyniosę twój telefon.
Kiwnęła głową, bo wzruszenie ściskało jej gardło.
Ostatnie dwadzieścia cztery godziny sprawiły, że postrzegała Ryana w zupełnie inny sposób. Okazał
się fascynującym człowiekiem, który nie poprzestaje na wypisaniu czeku dla fundacji, który znajduje
czas i chęci, by opiekować się kundelkiem i potrzebującym dzieckiem. Był mężczyzną z jej snów, na
kogoś takiego czekała całe życie. Otoczyłaby go miłością i czułą troską...
Wrócił Ryan z jej telefonem w jednej ręce i Juanem na drugim ramieniu.
- Posłuchaj, przepraszam, że nie proszę cię, byś została, ale za godzinę mam spotkanie. Prawdę
mówiąc, właśnie wychodziliśmy, bo muszę odwiezć Juana. - Dotknął jej policzka. - Wyjdziemy
razem?
Skinęła głową. Jej twarz płonęła pod wpływem jego dotyku.
Zjeżdżali windą w milczeniu.
Anna starała się patrzeć przed siebie i nie zwracać na nich uwagi, choć nie było to proste. Wyglądali
wspaniale: silny Ryan z zapatrzonym w niego małym Juanem. Chłopiec wpatrywał się w Ryana
wielkimi, brązowymi oczami, pełnymi miłości i ufności. Widać było, że powstała między nimi silna
więz. Annę bardzo to wzruszało, nie mogła oderwać od nich oczu. Ilu samotnych mężczyzn
zdecydowałoby się na podanie ręki potrzebującemu dziecku? - zastanawiała się.
W milczeniu poszli na parking. Ryan zaczekał, aż An-
na wsiądzie do samochodu. Przekręciła kluczyk w stacyjce, ale nic się nie wydarzyło.
- Kłopoty? - spytał.
- Mam nadzieję, że nie - odparła i ponownie spróbowała uruchomić samochód. Znowu bez
powodzenia.
Zrezygnowana odchyliła się na oparcie, przeklinając w duchu, że nie pojechała wymienić samochodu
przed wizytą u Ryana, tak jak wcześniej zamierzała.
Ryan nachylił się do okna.
- Nie chce zapalić?
- Niestety nie. To nie pierwszy raz i właśnie miałam się tym zająć.
- Podwiezć cię gdzieś?
Spojrzała na zegarek. Do spotkania z panem Lewisem miała poi godziny. Zbyt mało, by zdać się na
autobus czy nawet taksówkę. Wzięła swoje rzeczy.
- Będę wdzięczna.
- Muszę najpierw odwiezć Juana, mieszka niedaleko. W porządku?
- No jasne. - Zamknęła swój samochód i poszła z Ryanem.
- Potem zajmę się twoim samochodem - zaproponował i otworzył jej drzwi.
Poczuła ciepło w sercu. Dlaczego jest dla mnie taki miły i troskliwy? - przemknęło jej przez myśl.
Dom Juana okazał się nędznym budynkiem w środku miasta. Wszędzie dokoła walały się śmieci,
wiele okien było zabitych deskami. Dom stał przy ruchliwej ulicy, w powietrzu unosiły się kurz i
spaliny.
Wstrząśnięta, spojrzała szerokimi z przerażenia ocza-
mi na Ryana. Skinął głową, bo doskonale rozumiał, jakie uczucia nią targają.
Pomachała Juanowi na pożegnanie. Ryan pomógł mu wydostać się z fotelika samochodowego i razem
poszli do budynku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]