[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie. Po prostu lubię piękne kobiety odparłem.
Nie wiem, czy mi uwierzył. Zresztą nie mieliśmy ju\ czasu na dalszą rozmowę.
Taksówka z Anitą skręciła z Chopina w prawo i ulicą Kościuszki, ominąwszy dworzec,
skierowała się pod wiadukt. Przecięła ruchliwą Aleję Niepodległości, wjechała w ulicę
Abrahama, a potem, wąskimi uliczkami obstawionymi willami i domkami
jednorodzinnymi, zaczęła kluczyć po górnym Sopocie. Z trudem odnajdywałem nazwy
ulic na rogach domów i to zajęcie tak mnie pochłonęło, \e nie miałem czasu, aby dalej
ciągnąć za język taksówkarza.
Wreszcie taksówka Anity zatrzymała się przed piękną willą na ulicy Liliowej. Willa
była biała z Kapkowym dachem, od ulicy odgradzało ją wysokie, wykute z \elaza
ogrodzenie i rząd gęstych, wysokich i przystrzy\onych tui. Tutaj Anita wysiadła, skinęła
głową taksówkarzowi i przycisnęła guzik domofonu przy furtce obok szerokiej, \elaznej
bramy. Zatrzymaliśmy się o jakieś dwieście metrów za taksówką Anity, która zaraz
zawróciła w stronę dolnego Sopotu. Przez okno naszej taksówki widziałem, jak Anita
pochyla się do głośnika domofonu, mówi coś, a potem otwiera furtkę i znika za
ogrodzeniem.
Kto mieszka w tamtym domu? zapytałem taksówkarza.
Nie mam pojęcia odrzekł nieszczerze. Niech pan zadzwoni i sam się dowie, ja
nie lubię za du\o gadać. No co, wracamy czy jedziemy gdzieś dalej?
Niech pan wraca, a ja rzeczywiście zadzwonię do tej willi skłamałem, choć on
chyba i tak nie uwierzył.
Zapłaciłem taksówkarzowi, on zawrócił wolno i chyba w tylnym lusterku bacznie
mnie obserwował. Aby go zmylić podszedłem do bramy i udałem, \e przyciskam guzik
domofonu. Dopiero, gdy odjechał, skierowałem się wzdłu\ ogrodzenia willi, usiłując
obejrzeć ją nieco dokładniej. Niestety, wysokie i gęste tuje nie pozwalały zajrzeć poza
ogrodzenie. Dopiero na styku z sąsiednią posesją odkryłem, \e jedna tuja zwiędła i
mogłem zerknąć na dom, w którym zniknęła Anita.
Był piętrowy, otynkowany na tak zwany baranek , z oknami w czarnych ramach,
zasłonięty \aluzjami. Miał dwa tarasy na piętrze, pod jednym tarasem było widać
szerokie drzwi do gara\u. Pośrodku fasady willi znajdował się niewielki ganek z dwoma
kolumienkami i drzwiami tak\e w ciemnym kolorze. Podjazd pod ganek wysypany był
białym \wirem. I mimo \e willa nie była du\a, jej wygląd i otoczenie tchnęło
zamo\nością. Szczególnie, \e nieco z boku, na placyku tak\e wysypanym białym \wirem
stało granatowe BMW, czarny mercedes co najwy\ej roczny, a więc ogromnej wartości
i czerwone audi-combi. Anity ani nikogo innego nie widziałem. Zapewne zdą\yła
znalezć się ju\ wewnątrz willi. Ale to audi!
To takim autem Joanna obje\d\ała ró\ne wsie i miasteczka w poszukiwaniu
antyków. Przed willą, w której zniknęła piękna Anita, parkowała Joanna lub ktoś, kto
dysponował jej autem!
Wyznaję, \e zrobiło mi się gorąco. I zarazem bardzo przykro. Zosia zdaje się
miała rację, ostrzegając mnie przed urodziwą blondynką, współwłaścicielkę antykwariatu
we Wrzeszczu. Ta kobieta tylko udawała prawdomówną! Namówiła mnie do pójścia do
nocnego lokalu, doradziła rozmowę z Anitą. Sprawiała wra\enie, \e jej nie zna, a przecie\
teraz spotkały się w tym samym domu! Nie ostrzegła mnie równie\, \e nie powinienem
pójść na pla\ę w pobli\e starej łodzi, gdzie mnie obezwładniono i przeszukano.
Pomyślałem: Byłem głupcem, pozostawiając Joannie swoje dokumenty i mówiąc jej,
kim jestem i czego szukam. Przecie\ ona i Anita bardzo dobrze się znają, mo\e razem
pracują dla Kolekcjonera, a ta willa właśnie do niego nale\y!
Tak, byłem głupcem! Zostałem zdemaskowany ju\ na początku swoich poszukiwań
kobiety, która nadawała robotę włamywaczom a potem w Sopocie kupowała od nich
skradzione rzeczy. Tą kobietą była albo Joanna, albo Anita. A ja dałem się wywieść w
pole!
Przeszło mi przez myśl, \e mo\e nie istniał \aden tajemniczy Kolekcjoner, ale
obydwie panie same załatwiały sprawy ze skradzionymi koronami. Lecz jednak
taksówkarz wspomniał o Kolekcjonerze, którego nikt nie znał osobiście, nikt go nie
widział, a zbli\enie do niego groziło niebezpieczeństwem.
I gdy wyobraziłem sobie, \e oto Joanna i Anita, tam, w tej białej willi, w tej chwili,
mo\e w obecności Kolekcjonera, śmieją się z kawału, jaki zrobiły detektywowi z
Ministerstwa Kultury i Sztuki ogarnęła mnie straszliwa złość. Ale czy złość nale\ało
okazać? A mo\e czymś lepszym było udawać przed Joanną i Anitą, \e niczego się nie
domyślam?
Postanowiłem: Dziś wieczorem pójdę do klubu i znowu poprzez Anitę będę
usiłował skontaktować się z Kolekcjonerem. Ciekawe, jak ona postąpi i jak wobec mnie
zachowa się Joanna?
Oczywiście miałem świadomość, \e odtąd muszę postępować niezwykle ostro\nie,
jak gdybym chodził po bardzo kruchym lodzie, bo chyba tak nazywa się podobne
zachowanie. Pomyślałem z odrobiną satysfakcji, \e jednak nie straciłem
detektywistycznej \yłki, skoro zrezygnowałem z wycieczki na Hel i zacząłem śledzić
piękną Anitę.
Szybkim krokiem pomaszerowałem do dolnego Sopotu i hotelu Bałtyk , poniewa\
chciałem znalezć się w naszym pokoju jeszcze przed powrotem Zosi i Jacka z wycieczki
na Hel. Nie sądziłem, \e nale\y ich wtajemniczać w moje podejrzenia w stosunku do
Joanny. Zosia i tak była wobec niej wystarczająco podejrzliwa, a tak prawdę mówiąc nie
miałem \adnej pewności, czy to ona znajdowała się w tym samym domu co Anita.
Przecie\ ktoś mógł od niej po\yczyć samochód, albo w jakimś celu przyjechała tam jej
matka.
Zaledwie znalazłem się w naszym pokoju, kiedy odezwał się telefon. Dzwonił
dyrektor Marczak:
Panie Tomaszu oświadczył jeśli rozpoczął pan jakieś działania, to proszę je
przerwać. Policja ju\ wyjaśniła całą sprawę.
Schwytano tajemniczą kobietę?
Jeszcze nie. Ale policja znajduje się na jej tropie. Nie mogę zbyt wiele mówić przez
telefon. Musi pan jednak wiedzieć, \e wyjaśnienie sprawy kradzie\y koron okazało się
banalnie proste. Policja, ze względu na dobro śledztwa, nie chciała mi udzielić \adnych
informacji, proszono mnie tylko, aby pan przestał się zajmować tą historią. Najlepiej pan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]