[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ryan wyjęła długopis z notesu. To śmieszne, że czuła
się taka skrępowana na samą myśl o tej podróży. Byli
profesjonalistami. Mogli przebywać w swoim towarzyst-
wie, nie dopuszczając, by sytuacja wymknęła się spod
kontroli. Spędzenie z nim trzech dni także nie powinno
stanowić problemu. To przecież tylko interesy.
Boże dopomóż!
Patrick, mam! Cade wpadł do biura eTrain jak
burza, kompletnie nie zaskoczony widokiem przyjaciela
ciągle siedzącego za biurkiem o ósmej wieczór. Znalaz-
łem idealne rozwiązanie!
Jakie?
Ryan Donnelly, ta, która przemawiała podczas spot-
kania. Jest rewelacyjna podczas zajęć, absolutnie rewela-
cyjna. Studenci po prostu jedzą jej z ręki.
Patrick przerwał pisanie i spojrzał na Cade a.
Chodzi o tę ciemnowłosą małą w fioletowym kos-
tiumie?
Tak. Powinieneś ją zobaczyć w sali wykładowej.
Zaintrygowane przed chwilą spojrzenie wyrażało te-
raz podejrzliwość.
A kiedyż to widziałeś ją w sali wykładowej? Miałeś
dziś być na spotkaniu negocjacyjnym.
Od tygodnia próbowałem ją złapać i okazało się, że
ma zajęcia w pobliżu miejsca porannego spotkania.
Patrick nie spuszczał z niego oczu.
Więc tak po prostu wpadłeś?
Owszem. Coś ci się nie podoba?
To samo, co poprzednio. Patrick kliknął, żeby
zapisać plik, nad którym pracował. Wydaje mi się ciągle,
że mieszasz interesy z przyjemnościami, stary, a nie
możemy sobie na to pozwolić przy kontrakcie wartości
siedmiu milionów dolarów.
Patrick, to tylko praca. Jasne, tylko praca, szydził
wewnętrzny głos, który Cade postanowił zignorować.
Nie zachowuj się jak paranoik i posłuchaj mnie przez
chwilę. Chodzi o to, że studenci byli całkowicie pod jej
wrażeniem. Bywałem na wielu seminariach z zakresu
zarządzania, ale to było coś zupełnie innego. Jej zajęcia są
nie tylko interesujące, ale nawet zabawne. Ona jest
kluczem do sukcesu.
Dobrze, możemy wyposażyć naszego kleksika w kil-
ka jej sztuczek. Patrick uderzył w klawisz i na monitorze
komputera pojawił się animowany kleks. Zobacz, tak
wygląda najnowsza wersja.
Chyba jaja sobie robisz prychnął Cade.
Fakt, ja też sądzę, że nie jest zbyt udany.
Zbyt przemądrzały.
Jasne, zbyt przemądrzały zgodził się Patrick. Ale
czego mogliśmy się spodziewać, zatrudniając Scooniego?
Powinieneś był trochę się zastanowić, zanim powierzyłeś
wykonanie projektu facetowi, który spędził miesiąc mio-
dowy w Disney Worldzie.
Tak czy owak, zapomnij o elektronicznym na-
uczycielu stwierdził sucho Cade, wpatrując się w niebie-
ski kleks na monitorze. Nie potrzebujesz go. To jej
potrzebujesz. Pomyśl o tym. Będziemy pierwszą firmą
z branży edukacji elektronicznej, która włącza do pro-
gramu elementy filmów wideo.
Stanęły mu przed oczami długie włosy Ryan, jej
głębokie, zielone oczy i fioletowy kostium, który chwila-
mi robił wrażenie purpurowego, a chwilami granatowego.
Była pełna życia. Wszystko inne wypadało przy niej
blado.
Filmy wideo powtórzył Patrick w zamyśleniu.
To mogłoby się udać.
Oczy mu zabłysły, jak zawsze, gdy stawał przed nim
problem natury technicznej. Spotkali się, kiedy Cade
studiował na Harvardzie, a Patrick był chudym mania-
kiem komputerowym z MIT, który przeniknął na teren
uniwersytetu, żeby płatać psikusy. Pewnego wieczoru
Cade wracał pózno do domu i dostrzegł podejrzany cień,
skradający się w stronę boiska. Złapanie Patricka nie
sprawiło mu najmniejszej trudności.
Cade, zawsze skłonny do zawierania układów, za-
proponował przerażonemu nowicjuszowi wybór: albo
darmowe korepetycje z matematyki do końca roku, albo
stawienie czoła gronu profesorów. Przyjazń, która roz-
kwitła pomiędzy chłopakami, przetrwała dużo dłużej niż
korepetycje. Jeżdżąc na wakacje do domu Patricka, Cade
po raz pierwszy w życiu zobaczył, czym jest prawdziwa
rodzina.
Więc jak, możemy to zrobić? Cade wpatrywał się
w twarz Patricka.
Patrick przez parę minut patrzył w przestrzeń, wresz-
cie kiwnął głową i jego twarz rozjaśnił powolny uśmiech.
Tak, możemy to zrobić.
Zwietnie. Do zobaczenia jutro. Cade odwrócił się
do wyjścia.
Cade? Patrick znów spojrzał na przyjaciela. Nie
próbuję robić ci wyrzutów w sprawie Ryan. Wiem, że
zawsze we wszystkim kierujesz się interesem firmy. Ale
coś się dzieje pomiędzy tobą i nią, chłopie. Znam cię zbyt
dobrze, by tego nie zauważyć.
Nie dzieje się nic takiego, nad czym bym nie
panował odparł Cade. Znam priorytety.
Patrick przyglądał mu się przez chwilę z uwagą.
Nie chciałbym, żebyś zrobił coś, czego potem obaj
byśmy żałowali, rozumiesz?
Cade nie odwrócił wzroku.
Zaufaj mi, nie zrobię nic takiego.
Wyszedł na korytarz i ruszył w stronę swojego biura,
zatrzymując się po drodze w pokoju rekreacyjnym, żeby
wypić filiżankę kawy. I mimo woli przed oczami stanęła
mu Ryan. Może i znał priorytety, ale w jego osobistej skali
wartości nastąpiły przetasowania. Przed dwoma tygo-
dniami radośnie wymyślał scenariusze, w których Ryan
jęczała, zdana na jego łaskę i niełaskę. Uwodził ją w parku
publicznym, przykuwał do ławki i pieścił, aż zaczynała
błagać, by ją wziął, a wtedy zostawiał ją niezaspokojoną,
by się męczyła. Teraz jednak pragnienie, by słyszeć jej jęki,
zostało zastąpione przez marzenie, by mieć ją przy sobie,
roznamiętnioną i gotową.
Rozdział dziewiąty
Złocisty promień słońca wpadł przez wychodzące na
zatokę okno sypialni Ryan, kiedy dziewczyna pakowała
się przed wyjazdem do Nowego Jorku. Lekki, balsamiczny
powiew poruszył zasłonami, bo po raz pierwszy w tym
roku otworzyła okno. Poczuła przypływ wiosennej gorącz-
ki, jakieś rozchodzące się po kościach mrowienie. Wszyst-
ko wokół niej wracało do życia. Szkoda, że musi jechać na
Manhattan z Cade em; miała ochotę pobiec wzdłuż
Charles River, poczuć ciepło słońca na ramionach i po-
wiew wiatru we włosach.
Na łóżku leżał kobaltowoniebieski kostium, a na
wierzchu karmazynowy dwuczęściowy komplet, który
kupiła, wracając wczoraj do domu. Tylko dlatego, że to
dobry sprawunek, wmawiała sobie, przesuwając dłonią
po mięsistym jedwabiu. Fakt, że wąska spódniczka i wy-
dekoltowane bolerko wyglądały tak seksownie, był cał-
kowicie przypadkowy. A jeśli wzięła pasek do podwiązek
i pończoch zamiast praktycznych rajstop, to tylko drobna
słabostka, która oczywiście nie miała kompletnie nic
wspólnego z Cade em. Włożyła ubranie do torby i zasunę-
ła suwak z niepotrzebną energią.
To śmieszne tak się denerwować tym wyjazdem,
powtarzała sobie, myszkując w głębi szafy w poszuki-
waniu paska, pozwalającego nieść torbę na ramieniu.
Jazda samochodem w jego towarzystwie wcale nie zo-
bowiązuje jej do bawienia go przez całą drogę rozmo-
wą, a kiedy znajdą się na miejscu, każde z nich pój-
dzie w swoją stronę. Praca to praca i Ryan nie dopuści,
żeby taki irytujący typ jak Cade Douglas stanął jej na
drodze.
Dzwonek domofonu sprawił, że puls Ryan ruszył
z galopa. Wygramoliła się z szafy, przygładziła rozczoch-
rane włosy i ruszyła otworzyć drzwi.
Cade stał piętro niżej, w progu szaroniebieskiej wik-
toriańskiej kamienicy i przyglądał się ozdobnym, stiuko-
wym fryzom.
Sam był zdziwiony, z jaką niecierpliwością czeka na
spotkanie z Ryan. Pomysł wypadu do Nowego Jorku miał
służyć nie tylko dręczeniu jej. Owszem, nadal jej pragnął,
ale, jak zapewniał Patricka, nie miał zamiaru tracić z tego
powodu zdrowego rozsądku.
Gdyby on chociaż miał bladą, ciastowatą twarz czło-
wieka ulegającego wpływom, a nie szczupłą i zdecydowa-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]