[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potem jakiś głos, który wydawał się dochodzić z niebios, wypowiedział nazwiska osób, które właśnie wchodziły na
salę.
Agne se czuła, jak ser ce bije co raz moc niej.
Lek ka aryt mia spo wo do wa na czyn nika mi emo cjo nalny mi z następującym po niej przy spie sze niem ryt mu ser ca.
Najpierw na salę weszli producenci, wśród których był też niezwykle dostojny pan około siedemdziesiątki, Alberto
Ferretti. Agnese, która znalazła się nagle w tej rzeczywistości i nadal czuła się nie na swoim miejscu, zwróciła się do
Giu lii.
Ale zbieg oko licz ności, to samo na zwisko!
Giu lia pod niosła oczy do nie ba i potrząsnęła głową.
To żaden zbieg oko licz ności, to jej ojciec.
Jej ojciec? Jej ojciec jest pro du cen tem filmu, a ona gra w nim główną rolę?
Giu lia spojrzała na nią nie wzru szo na.
Nic no we go.
W międzyczasie głos nadal wymieniał różne nazwiska: scenarzystów, kostiumologów, dyrektorów fotografii,
i wszy scy sia da li na bocz nych fo te lach, zo sta wiając wolne środ ko we miejsca. W końcu zo stała wywołana Lo uise.
Jej wejście na salę było tak promienne i budzące podziw, że Agnese skuliła się w swoim fotelu, pragnąc zapaść się
pod zie mię.
Miała na sobie karminową suknię w stylu imperialnym, długą do samych kostek, a na nogach proste, czarne
sandałki. Włosy zaplecione były w warkocz, który zaczynał się na czubku głowy i upodabniał ją do bogini Olimpu.
Przypominała jedną z postaci mitologii greckiej, której podobiznę pamiętała z gimnazjalnego podręcznika do greki.
Może była to właśnie Afro dy ta, Hera lub Ar te mida. W każdym ra zie był to ktoś, z kim ona nie mogła się równać.
Gdy tak torturowała się myślami o boginiach, na sali pojawił się Lorenzo. Wydawał się zdenerwowany. Dobrze go
znała i była w stanie zrozumieć, że pod tym wymuszonym uśmiechem skrywał się głęboki niepokój, który mógł
ujaw nić się na gle, w do wolnym mo men cie, pod po sta cią ata ku pa niki.
Lo ren zo po szedł pro sto na swo je miejsce przy Lo uisei również jej posłał ten sam wy mu szo ny uśmiech.
Poprawił sobie kołnierz marynarki, wyprostował plecy i zaczął uważnie rozglądać się na boki, jakby kogoś
wy pa try wał.
Odwrócił się w stronę Agnese i zobaczył jej spojrzenie, dodające otuchy, jak zawsze. Sala pogrążyła się
w ciem ności i na ekra nie zaczęły po ja wiać się na pisy tytułowe.
" " "
Scena była dość niezwykła: pościg za starym garbusem cabrio, który wydawał się wzięty żywcem z filmu Ko cha ny
chrabąszcz. Za kierownicą samochodu siedziała Louise, jej jasne włosy powiewały na wietrze, a za nią, po drodze
biegnącej wzdłuż brze gu mo rza w Sa bau dii, pędził po licyjny ra diowóz na sy gna le.
Nagle Giulia szturchnęła ją w ramię i wskazała jejna przejście między fotelami. Wysoka, ciemna postać
ge sty ku lo wała żwawo w od ległości kilku metrów od niej.
Agnese wstała, depcząc przy okazji stopy widzówi przepraszając każdego po kolei. Wreszcie, nieco przerażona,
wy do stała się na zewnątrz.
Kiedy znalazła się obok postaci, która czekała na nią w przejściu między rzędami foteli, poczuła spoconą dłoń, która
chwy tała ją za ramię i ciągnęła za sobą w stronę wyjścia ewa ku acyjne go.
Louise w ciemności przyglądała się całemu zdarzeniu, nie wykonując najmniejszego gestu, znieruchomiała,
przy kle jo na do fo te la, uśmie chając się do ojca.
Lorenzo był cały zlany potem i w przyćmionym świetle neonowych lamp dużej sali na białej koszuli zaczynały
po ja wiać się gdzie nieg dzie żółtawe pla my.
Agne se spojrzała na nie go zmar twio na i za sko czo na.
Co się dzie je? yle się czu jesz?
Nig dy nie czułem się go rzej.
Coś nie tak z pro jekcją?
Nie, wszyst ko jest ide alnie, na wet dzwięk. Tylko, że ten film&
Agne se cze kała, aż zakończy zda nie.
Po do ba ci się?
Nie wiem, prze cież jesz cze się nie skończył.
Ale chciałbym wie dzieć, co o nim myślisz.
Wy da je się& za baw ny, miło się go ogląda.
Miły jest przy miot nikiem, którego nie zno sisz.
Jeśli naprawdę miałaby powiedzieć, co sądziłao tych pierwszych dwudziestu minutach, powiedziałaby,że był
bezużyteczny. Film, który nie dodawał zupełnie nic do historii kina, i który mógłby być wyreżyserowany równie
do brze przez ko go kolwiek in ne go.
Nie mu siała tego do da wać, a Lo ren zo i tak wszyst ko zro zu miał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]