[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pazury zbliżyły się i przejechały zimno po jego udzie.
Muskuły Conana napięły się, ale szczur
już uciekł. Jeśli przyjdzie z powrotem& Kap& kap& kap.
W uciążliwej ciszy zabrzmiał nagle wrzask. Wydarty został
w agonii z ludzkiego gardła i
nie miał żadnej konkretnej formy. Był jak pisk zwierzęcia
w śmiertelnym bólu. Dzwięk ten
zabrzmiał głucho w duszącym powietrzu, a potem zmienił
się w pomruk. A więc były tu też
komnaty tortur. Conan zorientował się, że całe jego ciało
napina się pod łańcuchami.
Najbardziej przerażała go jego, całkowita bezbronność.
Nie bał się śmierci bardziej od innych
ludzi, a nawet dużo mniej niż wielu. Była to rzecz,
której każdy żołnierz musi się nauczyć
stawić czoła. Ale ta cisza. I to kapanie wody&
Zmusił się do myślenia o zaszłych wypadkach. Nie chciał
myśleć o kapłanach Agrimaha i
o tym, co się jeszcze wydarzy. Z desperacją trzymał się
nadziei o obiecanych trzech bitwach.
Zwierzęta, ludzie i bogowie. Może tylko chcieli go
przestraszyć. Może& Niech idą w diabły!
On będzie gotowy!
Wieża wśród tańczących płomieni zdawała się odległa o
wiele lat, podobnie jak dach, na
którym leżał wraz z Bourtai. Czy to ten diabeł wysłał go
do tego piekła? Czy też była to jego
własna nierozwaga, by włamać się do domu Tsien Hu? Teraz
nie miało to już znaczenia. Kap,
kap, kap. O, bogowie, te dzwięki świdrowały jego mózg!
Siedmiu czarnoksiężników,
powiedział Bourtai, którzy nie ufali sobie nawzajem.
Kiedy się stąd wydostanie& Kpina z
samego siebie zagościła w jego myślach i zawsze obecne
Strona 51
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher.txt
poczucie humoru wykrzywiło jego
usta w ponurym uśmiechu.
Dawaj, Conanie zakpił. Jesteś huraganem siły.
Podnieś więc tę górę swego
cielska. Przecież to nic ponad kilka łańcuchów.
Z ciemności dobiegł głos:
Conan? Nie, śnię tylko. Ach, i niech diabły Agrimaha&
Kassar! Kassar, bracie! głos Conana zabrzmiał
radośnie w ciemnościach. Jesteś
tutaj? A więc jeszcze nie wszystko stracone! Dopóki
będziemy razem, bracie, nie ma dla nas
przeszkód.
W ciemności panowała cisza, z wyjątkiem ciężkich
oddechów, a potem znów nadbiegł
chropowaty głos Kassara.
Zakuli cię w łańcuchy, wojowniku wietrznych demonów?
Zakuli, bracie przyznał Conan ale przynajmniej nie
muszę już wsłuchiwać się w
tę ciszę. Muszą tu w końcu przyjść, a jeśli przyniosą
śmierć& cóż, widzieliśmy już śmierć.
Kassar zaśmiał się głośno:
Tak, teraz będzie łatwiej. Miałem nadzieję, że te psy
czarnoksiężników nie trafią na
ciebie. Ten przeklęty Bourtai&
Ciało Conana zesztywniało pod łańcuchami.
Co mówisz? Bourtai? Jaki Bourtai?
Ten, którego nazywają Najwyższym powiedział spokojnie
Kassar. Najważniejszy
z siedmiu czarnoksiężników. Niech Agrimah go oślepi i
wypruje z niego flaki! Niech
Agrimah odbierze mu umysł!
Oczy Conana, ślepo spoglądające w ciemności, zwęziły się
w zamyśleniu. Ten pokręcony
kaleka, żyjący w starej kopalni soli i kumplujący się z
brudnymi złodziejami miał być
Najwyższym? Nie, z pewnością Kassar mówił o jakimś innym
Bourtai. Albo może był to
osioł, który przywdział skórę lwa na godzinę& Jednak
przypomniał sobie moment, w którym
niemalże obawiał się tego samego szczura w kopalni soli,
on, Conan! A czarnoksiężnik mógł
użyć takich szpiegów, jak ci chytrzy złodzieje.
Conan odezwał się z trudem:
Ale ja myślałem, że ci czarnoksiężnicy są nieznani, że
kryją się pod zaklęciami. Ktoś
mi powiedział, że ten Tsien Hu, lichwiarz też jest
czarnoksiężnikiem, i prawdę mówiąc, musi
nim być, skoro zmienił moją krew w wodę i sprawił, że
Strona 52
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher.txt
zapadłem w zaklęty sen, kiedy
miałem już naciągniętą strzałę, by przebić jego żółte
serce!
W tym przeklętym mieście powiedział gwałtownie Kassar
wszyscy ludzie są
czarnoksiężnikami, odkąd ci złodzieje nadeszli z Kusanu.
A ten Bourtai mógł kłamać.
Przyszedł na dwór króla Kambuji prosząc o pomoc w
wyuczeniu jego siedmiu braci w
czarach i obiecując wiele rzeczy. Bracie, władca wyrzucił
go z domu batami. Król czci Croma
i nienawidzi czarnoksiężników. Ale gdyby ten Bourtai
rzeczywiście był Najwyższym,
rzuciłby przekleństwo na mojego brata. Jest to coś, czego
nie rozumiem. Ale wiem jedno.
Wkrótce umrę. Tak jest napisane.
Nikt nie może uciec przed tym, co jest mu przeznaczone
trzezwo zgodził się Conan
ale ja nie czuję, że moje dni się kończą. Szczególnie,
jeśli znów cię znalazłem, bracie.
Poza tym złożyłem przysięgę, której muszę dotrzymać.
Godziny mijały w ciemności i nikt do nich nie przyszedł
ani nie dobiegł ich żaden dzwięk.
Rosły w nich pragnienia tam, w tych lochach, a monotonne
kapanie wody stawało się torturą
niemalże niemożliwą do zniesienia. Jednak w chwili, gdy
byli już zmęczeni beznadziejną
rozmową, Conan zmusił swój obolały mózg do snu i nie
obudził się aż do chwili, gdy
dochodzący z daleka szept kroków uderzył w jego
świadomość niczym piorun.
Kassar powiedział cicho chyba po nas idą.
Po mnie powiedział Kassar z nutą pewności w głosie.
%7łegnaj, bracie. %7łałuję, że
już nigdy nie zobaczę cię w walce.
O, nie, jeszcze się spotkamy!
Jeśli tak jest napisane zgodził się spokojnie Kassar.
Albo gdy powrócę w nowym ciele. Z pewnością wtedy się
rozpoznamy! Do tego czasu
mój honor spoczywa bezpiecznie w rękach mego brata.
Jest bezpieczny odpowiedział Conan. I nigdy nie
zapomnę, że to dla mnie
przyszedłeś do tego czarnoksięskiego piekła. To moja krew
cię pomści. I co tylko da się
zrobić, by cię uwolnić, zostanie zrobione.
Dostrzegł czerwony blask pochodni na wilgotnych ścianach
i kroki przybliżyły się. W tej
samej chwili błysk płonących pochodni oślepił jego
Strona 53
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher.txt
przyzwyczajone do ciemności oczy, a
potem, zobaczył, że było to siedmiu kapłanów, każdy z
nich ubrany był w szaty o innym
kolorze i stojących w drzwiach celi. Teraz Conan mógł
dojrzeć to, czego nie domyślił się
wcześniej. Kassar wisiał, przywiązany do haka w suficie,
a twarz jego wyrażała głęboki ból!
Jego własne usta wykrzywiły się w złości.
Ha, potwory! krzyknął. Ten człowiek jest moim
bratem. Wezcie mnie zamiast
niego, a jemu dajcie szansę na trzy bitwy. Zobaczycie
taką walkę, która ucieszy nawet
samego Agrimaha!
Kassar odpowiedział spokojnie:
Niech się stanie, bracie.
Kapłani nie odpowiedzieli na obrazliwe słowa Conana.
Przeszli nad jego zakutym w
łańcuchy i bezbronnym ciałem, i uwolnili Kassara z jego
tortury, a potem, zakutego w
kajdany, wyprowadzili z celi. Conan posłał za nimi
zrozpaczony krzyk furii. Blask pochodni
zniknął, podobnie, jak odgłos stóp oddalających się
ludzi. Nastała cisza, jeszcze gorsza do
zniesienia niż przedtem.
Gdy z ciemności dobiegł go szept, Conan nie odpowiedział.
Pomyślał, że była to tylko
jakaś iluzja jego umysłu, powstała w wyniku tej
samotności. Ale ten sam głos ponownie go
dobiegł:
Conanie, teraz będzie twoja kolej. Słyszysz?
Barbarzyńca zaklął gwałtownie.
Słyszę, ty psie! Uwolnij mnie, Bourtai, Małpia Mordo!
Kassar&
Nie, nikt nie może pomóc Kassarowi szepnął słaby
głos.
A ciebie też nie mogę uwolnić. Nawet, gdybym był w
stanie rozerwać te zaklęte
kajdany, to ściany i tak są zbyt grube. Ale posłuchaj
mnie, Conanie. Gdy wejdziesz na arenę,
poszukaj portalu ze strażnikami odzianymi w szkarłat. Za
nim będzie czekał szybki koń.
Sprawny i bystry skok cię uratuje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]