[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dopóki nie dowiemy się z pewnością, co się stało, ale ja ledwie ją
słyszałam. To prawda, że Jenna była w pokoju, kiedy Anna została
zaatakowana, ale widywałam wampirzycę, kiedy wracała z kolacji w
izbie chorych. Zawsze była wtedy oszołomiona, niemal jak naćpana.
A wczoraj w nocy, kiedy Casnoff po nią przyszła, wyglądała po prostu
na przestraszoną.
Nie zorientowałam się, że apel się skończył, dopóki jeden ze
zmiennokształtnych chłopaków, wstając, nie nastąpił mi na stopę.
Podniosłam się jak we śnie i w tej chwili usłyszałam ponownie panią
Casnoff.
- Sophio i Elodie, proszę zostać.
Odwróciłam się. Elodie wyglądała na równie zaskoczoną jak ja.
- Wy dwie udacie się do mojego gabinetu.
Archer ścisnął lekko rękę Elodie i wyszedł. Nasze oczy spotkały się
na moment. Uśmiechnął się do mnie, a ja usiłowałam odwzajemnić
uśmiech. Cokolwiek się wydarzyło między nami poprzedniego
wieczora, było tylko szaloną chwilą i lepiej będzie udawać, że nic się
nie stało. On ewidentnie chodził nadal z Elodie, a ja nie mogłam mieć
do niego pretensji. Ona nie tylko była oszałamiająco piękna, ale na
dodatek straciła teraz wszystkie przyjaciółki. Musiałby być
kompletnym draniem, żeby zrywać z dziewczy ną w dzień po tym, jak
238
jej najlepsza kumpela omal nie wykrwawiła się na śmierć.
Nie, żeby takie sytuacje często się zdarzały, jak sądzę.
Poszłyśmy razem z Elodie do gabinetu pani Casnoff, wpadając raz po
raz na siebie w ciasnych korytarzach.
- Tak mi przykro - zaczęłam, ale Elodie zamknęła mi usta lodowatym
spojrzeniem.
- Z jakiegoż to powodu? Dlatego że ty i twoja koleżanka omal nie
zabiłyście jednej z moich przyjaciółek, czy też dlatego, że próbowałaś
mnie wykończyć za pomocą mojej sukni? I
Byłam zbyt zmęczona, żeby choć próbować dać szansę swoim
wątpliwym talentom do kłamania.
- To zaklęcie nie miało ci zrobić krzywdy. Miało tylko zmienić kolor
sukni, kiedy ją włożysz.
Elodie milczała, a kiedy na nią spojrzałam, zobaczyłam, że mierzy
mnie badawczym wzrokiem.
- To była całkiem potężna magia - powiedziała. - I jakkolwiek nie
podoba mi się, że omal nie zostałam uduszona przez sukienkę, chętnie
bym się nauczyła takiego fajnego zaklęcia.
- Mogę cię nauczyć, jeśli ty mi pokażesz, jak się rzuca taką klątwę jak
ta, którą nałożyłaś na mojego manekina -zaproponowałam.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, pani Casnoff otworzyła
przed nami drzwi swojego zagraconego gabinetu.
- Chodzcie, dziewczęta.
Kiedy już obie usiadłyśmy na maleńkich krzesełkach, pani Casnoff
stanęła za biurkiem.
239
- Jestem pewna, że obie wiecie, dlaczego chciałam z wami rozmawiać.
Usiadła, wzdychając. Gdyby była mowa o kimkolwiek innym,
zapewne powiedziałabym, że opadła na swój fotel, ale pani Casnoff
jest zbyt dystyngowana, żeby opadać. Raczej
osunęła się z wdziękiem.
- Z pewnością zauważyłyście, że wszystkie trzy ataki dotyczyły
wyłącznie waszego sabatu, dziewczęta.
- Ależ ja nie jestem członkinią ich sabatu - wypaliłam ze zdumieniem.
Pani Casnoff zrobiła zdziwioną minę. Zerknęła na Elo-die, która, jak
zauważyłam dopiero w tej chwili, unikała wzroku nas obu.
- Dołączyłaś Sophię do sabatu bez jej wiedzy? - spytała pani Casnoff.
- Co? - krzyknęłam. - To jest w ogóle możliwe? Elodie wypuściła
gwałtownie powietrze z płuc, aż loki jej zafalowały.
- Widzisz, nie miałyśmy wyboru - powiedziała, nie podnosząc wciąż
wzroku z własnych kolan.
Widok Elodie w takim stanie był dziwaczny. Normalnie zdążyłaby
przewrócić kilka razy oczami i powiedzieć coś, co ociekałoby
pogardą.
Teraz jednak sprawiała wrażenie całkowicie zrezygnowanej.
- Potrzebowałyśmy jej - zwróciła się do pani Casnoff błagalnie. - Nie
chciała się zgodzić na dołączenie, więc przeprowadziłyśmy rytuał
przyjęcia bez niej.
Pani Casnoff patrzyła na nią gniewnie.
- A czego użyłyście zamiast jej krwi?
- Zakradłam się do jej pokoju i wzięłam trochę włosów ze szczotki -
240
wymamrotała Elodie. - Ale nie sądziłyśmy, że to zadziała. Kiedy
wrzuciłyśmy włosy do ognia, podniósł się tylko wielki kłąb czarnego
dymu. Nie powinno się tak stać.
- Na litość boską! - wybuchnęłam. - Nie możecie czegoś takiego
robić! I pomyśleć, że ja miałam wyrzuty sumienia z powodu tej
głupiej kości w twojej sukni.
Gniewne spojrzenie pani Casnoff przeniosło się na mnie.
- Coś ty zrobiła? - spytała głosem tak lodowatym, że aż dziw, iż nie
przemieniłam się natychmiast w sopel lodu jak
jakiś mamut włochaty.
Elodie najwyrazniej dostrzegła swoją szansę.
- To prawda! To ona omal mnie wczoraj nie zabiła, bo włożyła do
mojej sukienki zaklętą kość!
- Tylko dlatego że ty wcześniej zaczarowałaś mojego manekina -
odparowałam.
- Bo ty usiłowałaś odbić mi chłopaka!
To okazało się ostatnią kroplą dla pani Casnoff.
- Dziewczęta! - krzyknęła, wstając i uderzając obiema dłońmi w blat
biurka. - Koniec kłótni o suknie i chłopców. Dwie z waszych sióstr są
ciężko ranne, a trzecia n i e żyje.
- Ale...|przecież pani się z tym rozprawiła - powiedziała cicho Elodie.
- Wyrzuciła pani wampiry.
Dyrektorka zasiadła z powrotem w fotelu i przetarła oczy dłonią.
- Nie mamy pewności, że to sprawka Jenny lub Byrona. Oboje
utrzymują, że są niewinni, a wczoraj wieczorem żadne z nich nie było
241
w stanie wskazującym na niedawne spo-^: życie krwi.
Przypomniałam sobie ilustrację z książki o L'Occhio di: Dio - tę z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]