[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie wiem, co mogę.
Shane zmrużył oczy.
- Claire, ty mówisz o narkotykach? Dałaś jej drągi? Chryste co ty sobie myślałaś? -
Złapał jąza rękę. - Sama też coś wzięłaś?
Z rozpaczą pokiwała głową.
- Mnie to nie robi krzywdy, ale ją zabija.
- Musisz im powiedzieć. Powiedz im, co wzięłyście. Zrób to natychmiast.
- Nie mogę... To... -Wiedziała, że to zabrzmi okropnie. Już z góry wiedziała, że to wiele
między nimi zmieni. - Nie mogę im powiedzieć, bo to ma związek z Amelie. Nie mogę, Shane.
Zacisnął dłoń mocniej, potem rozluznił uścisk. Puścił jej rękę i odwrócił wzrok.
- I pozwolisz umrzeć człowiekowi, bo Amelie ci powiedziała, że nie wolno ci nic mówić.
Nawet Monica nie upadła jeszcze tak nisko. Jeśli czegoś nie zrobisz... - Przerwał i wziął głęboki,
powolny oddech. Głos trochę mu drżał, kiedy dokończył: - Jeśli nie zrobisz czegoś, to będzie
znaczyło,
że stawiasz wampiry na pierwszym miejscu, a ja tego nie zniosę. Przykro mi, Claire, ale nie zniosę.
Wiedziała to. Azy nadal paliły ja w oczach, ale nie próbowała go przekonywać. On miał rację,
ona się myliła, i musiała znalezć jakieś wyjście, po prostu musiała. Już dość ludzi umierało w
Morganville, a niektórzy z nich umarli przez nią.
Notatki. Notatki, które zostały u Myrnina. Z nich lekarze mogliby się dowiedzieć dokładnie, co
jest w kryształkach i jak je zneutralizować. Mogła zacząć pracować nad ich składem już teraz, bo jej
mózg nadal działał z błyskawiczną prędkością, ale już zaczynała czuć, że jasność umysłu zanika.
- Shane - powiedziała. Nie spojrzał na nią. - Kocham cię. - Nie miała zamiaru mówić mu
tego, ale wiedziała, że może już nie wrócić. Nigdy. Zupełnie, jakby to zrozumiał, chwycił ją za rękę
i uścisnął. Kiedy wreszcie na nią spojrzał, dodała: - Nie mogę im nic powiedzieć, ale chyba jakoś
zdołam jej pomóc. I zrobię to.
Jego brązowe oczy były zmęczone i niespokojne i rozumiały o wiele za dużo.
- Znów zrobisz coś szalonego.
- No cóż - powiedziała. - Nie tak szalonego jak to, co sam zrobiłeś, ale... Owszem. -
Pocałowała go i to było przerażająco przyjemne, ten idealny sposób, w jaki jej usta pasowały do jego
ust, to, że czas jakby zatrzymywał się, kiedy ich wargi się spotykały. - Do zobaczenia - szepnęła i
pogładziła go palcami po policzku.
A potem uciekła, zanim zdołałby ją przekonać, żeby tego nie robiła.
- Czekaj! - zawołał za nią.
Nie zaczekała.
Ze szpitala wypadła biegiem. Poruszała się zbyt szybko, żeby ktoś zdołał ją zatrzymać, i
pobiegła dalej, w stronę tego miejsca na ziemi, w którym za żadne skarby nie chciała już nigdy być
W laboratorium Myrnina panowała śmiertelna cisza. Claire bardzo powoli schodziła po
schodach, bardzo ostrożnie, nasłuchując jakichkolwiek oznak jego obecności. Wszystkie światła paliły
się, lampy olejowe migotały, kilka palników syczało pod kolbami, w których coś bulgotało. Całe to
miejsce pachniało truskawkami i zgnilizną, i było jej tu dziwnie zimno.
Jeśli się pospieszę... Myrnin gdzieś tam miał swoją sypialnię. Może teraz śpi. Albo czyta. Albo
robi coś normalnego.
Albo i nie.
Claire bardzo powoli szła przez pomieszczenie i starała się nie przewrócić wszędzie
porozkładanych książek ani nie nadepnąć na jakieś stłuczone szkło. Zobaczyła, że taca, na której
rozłożyła do wyschnięcia czerwone kryształki, jest pusta. Nie zostało tam ani śladu po kryształkach,
ale w kącie leżały notatniki.
Kiedy brała je do ręki, głos Myrnina odezwał się tuż ponad jej prawym ramieniem. Poczuła
jego chłodny oddech na karku.
- To nie należy do ciebie.
Okręciła się na pięcie, cofnęła i przewróciła stos książek, który spadł na następny, a potem
książki posypały się jak przewracane kostki domina.
- No i popatrz, co narobiłaś - powiedział Myrnin. Wydawał
się bardzo spokojny, ale w oczach miał coś złego.
Bardzo złego.
Claire cofała się, oglądając za siebie, żeby sprawdzić, czy o nic się nie potknie. W tym samym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]