[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozbyłeś się kłopotu, załatwione. Wybitny kochanek, porządni ludzie
znowu spychają ją na margines& przygarną ją tamci, od których
uciekła. A, jeszcze jest milicja. Milicja osłoni kochanka, a mała
zostanie na placu sama. I wszystkie sumienia będą w porządku.
Chcę jej pomóc zaczął Radley.
Zmiataj! warknął Kwadratowy. Obędzie się bez twojej
pomocy. Pośpiesznie narzucił wiatrówkę i wychodząc,
bezceremonialnie wypchnął Radleya.
Co pan chce zrobić? Piotr szedł z Kwadratowym w stronę
miasta.
Zaprowadzić ją na milicję, nawet do tego s& majora. Odsiedzi
dziewczyna swoje, nie powinno być tego wiele, i będzie miała spokój.
Nie będzie musiała kryć się w ciągłym strachu przed donosem, przed
szantażem. Nie będzie musiała pracować u takiego jak ty i& spać z
takim jak ty.
Nie słuchał już, co odpowiedział Radley, pobiegł w górę
Powązkowskiej. Po drodze zatrzymał taksówkę i pojechał na Mokotów
do Zuzanny.
Niskie umieszczone tuż nad ziemią okno piwnicy było ciemne.
Nie dał za wygraną. Może siedzi po ciemku? pomyślał ze słabą
nadzieją, ale drzwi były zamknięte.
Dokąd ona mogła iść? Do pracowni Radleya nie poszła po tym,
jak ten mięczak ją wyrzucił. Kachy ani studentów nie ma w Warszawie
są na wakacjach. Może błąka się po mieście? A może poszła do
majora?
Na wspomnienie Korosza zalała go fala nienawiści. Czuł do niego
przy tym głęboką pogardę. Nie, nie za to, że chciał aresztować
Zuzannę, ale za to upokorzenie, jakiego nie oszczędził dziewczynie,
zawiadamiając o wszystkim Radleya. Czy zdawał sobie sprawę, że
wymierza dziewczynie najdotkliwszą karę? Jakim prawem?
Kwadratowy był przekonany, że do takiego postępowania major nie
miał najmniejszego prawa.
Jaki ze mnie dureń! zreflektował się nagle. Przecież ona mogła
pojechać na Powązki, do mnie. No, oczywiście, że do mnie .
Potrącając przechodniów, dotarł do postoju taksówek w Alei
Niepodległości i pojechał z powrotem na Powązki.
IX. Szef
Zuzanna wybiegła na ulicę. Szła przed siebie, nie wiedząc, dokąd
idzie. Starała się zebrać myśli, zastanowić się, co dalej począć. Nie
mogła o niczym myśleć nawet fakt, że w każdej chwili każdy mijany
milicjant mógł ją aresztować był obojętny, nie miał żadnego
znaczenia.
Stała jej przed oczyma wykrzywiona gniewem twarz Piotra, w
uszach dzwięczały bezlitosne słowa, wypowiadane tonem pełnym
pogardy i oburzenia. Mówiły to te same usta, które jeszcze niedawno
snuły opowieści o jakimś wspólnym życiu nie pamiętała w tej chwili,
że te obrazy, roztaczane przez niego, były mgliste, niejasne.
W jednej chwili wszystko zostało przekreślone. Wyrzucił ją
bezwzględnie jak niepotrzebny sprzęt; nie interesowało go nawet to,
co miała na swoje usprawiedliwienie.
To znaczy, że nic nie można wymazać ze swego życia, nie można
zacząć od nowa. Nie można naprawić. Gdyby się nawet samemu
zapomniało, to przypomną to inni, osądzą i ukarzą.
Przechodziła pod Barbakanem sklepienie odbiło echem odgłos jej
kroków. Spojrzała na kamienny wykusz muru był pusty. Więc
znowu, jak przed kilkoma miesiącami, znalazła się w punkcie wyjścia.
Po raz drugi zawalił się świat, po raz drugi jest bez miejsca na ziemi.
Teraz jest trudniej, wtedy miała mniej do stracenia, nie znała Piotra i
nic o niej nie wiedziała milicja.
Czy znowu ma się błąkać po mieście, przeganiana z dworców
kolejowych i ławek w parkach?
Kwadratowy!! przecież jest Kwadratowy. Jego istnienie wydało
się wybawieniem. Wszystko mu powie, wszystko! Zrobi tak, jak on
zdecyduje. A teraz do niego, prędko do niego&
Przyśpieszyła kroku, prawie biegła.
Zuzka! usłyszała za sobą dobrze znany głos. Głos najbardziej
nienawistny.
Nie, to niemożliwe, to złudzenie pomyślała z rozpaczą. Wtuliła
głowę w ramiona i teraz już rzeczywiście biegła przed siebie na
oślep.
Słyszała za sobą energiczne kroki. Za chwilę poczuła na ramieniu
ciężką dłoń.
Dokąd tak biegniesz?
Stanęła, sparaliżowana przerażeniem, bezwolna i straszliwie
zmęczona. Pózniej wezbrała w niej rozpaczliwa energia.
Zostaw mnie starała się uwolnić.
Bez histerii powiedział ostro, ale zdjął dłoń z jej ramienia.
Delikatnie ujął dziewczynę pod rękę.
Co ci jest, Zuza? Wyglądasz na chorą. Co się stało? zapytał
łagodnie, z troską.
Zuzannę zaskoczyła ta nagła zmiana tonu. Opanowała mdlący lęk;
dodała jej odwagi ludna ulica, światła, ruch pojazdów.
Zastanawiała się, w jaki sposób pozbyć się tego człowieka.
Słuchaj, Al, poszukuje mnie milicja, w każdej chwili mogę być
aresztowana myślała, że go przestraszy, za pózno zorientowała się, że
popełniła błąd.
Ależ, dziewczyno! To szczęście, że cię spotkałem powiedział
bardzo przejęty. Chodz pociągnął ją. Nie bój się perswadował
łagodnie. Nic złego ci nie zrobię. Musimy wspólnie zastanowić się.
Nigdzie z tobą nie pójdę, Al powiedziała z determinacją.
Bądz rozsądna. Nigdzie nie musisz ze mną iść, nigdzie nie będę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]