[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie wchodz mi w drogę!
Pędził przed siebie, nie oglądając się, byle szybciej, byle prędzej dotrzeć do celu. Ale do
jakiego? Przecież nie miał pojęcia, gdzie szukać Darcy.
Nagle omal nie spadł z konia. Vemon stanął dęba, zatrzymując się niemal w miejscu.
Matt, tak bez reszty wsłuchany w głos tętniący w jego głowie, nie dostrzegł w pierwszej
chwili, że przy drodze koło krzaków leży człowiek.
- Clint?! - zawołał, lecz nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Zeskoczył więc z konia i
podbiegł do kuzyna. Przyłożył rękę do jego szyi i wyczuł puls. Dzięki Bogu, żyje, pomyślał.
- Clint! Clint! To ja, Matt! Co się stało? Słyszysz mnie?
Clint z trudem otworzył oczy, lecz natychmiast je zamknął. Potem jęknął przeciągle.
- Co się stało?
- Nie wiem - wyszeptał. - Dostałem czymś twardym w głowę, ale nie wiem, jak to się
stało.
- Wiesz, gdzie jest Darcy?
- Była ze mną, miałem zawiezć ją do domu, ale zabłądziłem - jęknął głucho. - Zsiadłem
z konia, żeby się rozejrzeć, a potem ktoś mnie zdzielił w głowę i urwał mi się film.
Na skroni Clinta widniał wielki guz.
- Wszystko mi się troi w oczach - wymamrotał przerażony. - Widzę jakieś plamy. Chyba
roztrzaskali mi czaszkę.
Matt sięgnął po komórkę i rzucił ją Lavinii.
- Aap! - krzyknął. - Wezwij pomoc i zostań tu z nim! - rozkazał, a potem zwrócił się
ponownie do Clinta: - Gdzie ona jest? Powiedz! Gdzie się zgubiłeś, daleko stąd?
- Nie, trochę się podczołgałem, ale to było tu zaraz, na tym polu.
- Jadę z tobą. Muszę, rozumiesz? - Lavinia nie zamierzała ustępować.
- W tej chwili zejdz z konia! Zostajesz z Clin-tem! - krzyknął głosem nie znoszącym
sprzeciwu Matt, po czym wskoczył na Yemona i ruszył pędem przed siebie.
Tędy, podpowiadał mu wewnętrzny głos, tędy, prędko!
Carter mocno zacisnął palce na kostce Darcy i nie miał już zamiaru jej puścić. Nie
pozwoli się zaskoczyć, ta dziewczyna za bardzo zalazła mu za skórę. Z trudem, mozolnie
czołgał się w jej kierunku, a jego oczy pałały nienawiścią i chęcią zemsty.
- Nic ci to nie da, że mnie zabijesz! - krzyknęła Darcy, wierzgając nogami. - I tak już
wszyscy wszystko wiedzą, tylko się jeszcze bardziej pogrążysz!
- Bzdura! - syknął przez zęby. - Nikt nic nie wie i co więcej, niczego się nie dowie, bo
już za chwilę umilkniesz na wieki. Wszyscy pomyślą, że to był nieszczęśliwy wypadek. -
Carter zaśmiał się szyderczo. - Przecież jesteś wyjątkowo podatna na wypadki. - Jego
śmiech przeszedł w chrapliwy kaszel.
- Mylisz się, Carter, wkrótce odnajdą kości i twoje sprawki wyjdą na jaw. Nie łudz się,
nie wymigasz się od zasłużonej kary. Kim była ta kobieta i dlaczego ją zabiłeś? - Wyglądał
strasznie, oko puchło mu coraz bardziej, a twarz pokryta była licznymi śladami po
132
zadrapaniach. - Krwawisz - zawołała z satysfakcją. - A ja mam pod paznokciami twoją
skórę. Nic już ci nie pomoże!
Carter zbliżał się coraz bardziej. Jego twarz przypominała maskę, na której zastygł
obłąkańczy uśmiech. W jego oczach oprócz nienawiści Darcy zobaczyła też śmiertelną
determinacją.
- Masz na myśli tę skrzynię z kostnicy? To była Susan Howell! Musiała zginąć, nie
pozostawiła mi wyboru, dokładnie tak jak ty! Chciała donieść Mattowi, że miałem romans z
jego żoną. Aż ją korciło, żeby zacząć paplać na temat mojej przeszłości. No wiesz, za dużo
o mnie wiedziała, Chyba powinienem ci powiedzieć, że przed nią
było jeszcze parę innych. - Carter zawiesił na chwilę głos. - Choćby Catherine Argsley.
Gdyby była nieco mądrzejsza, wcale nie musiałaby zginąć. Pożyczyła mi trochę pieniędzy i
kiedy dowiedziała się, że nie mogę jej ich oddać, wpadła w prawdziwą furię. Zginęła na
własne życzenie, ale jej nigdy nie znajdą, bo leży bardzo, ale to bardzo głęboko, na samym
dnie Blue Ridge.
I znowu ten szyderczy, obłąkańczy śmiech, na dzwięk którego Darcy przeszył lodowaty
dreszcz.
- Zwietnie się maskowałeś, to muszę ci przyznać...
- Reszty też nigdy nie znajdą - kontynuował, całkowicie ignorując jej słowa. -
Popełniłem jeden błąd, nigdy nie powinienem był przyprowadzać ich do Melody House.
Gdyby nie to, wszystko byłoby w porządku. A tak przysparzały mi samych problemów.
Susan sama przyjechała do Melody House, bo już wcześniej ją tam zabierałem. Chciała mi
udowodnić, że ma prawo przyjeżdżać do mnie, kiedy tylko zechce. Ale tej nocy nie było w
domu nikogo, kompletnie nikogo! Tylko się zbytnio nie przejmuj, nie była ani szczególnie
dobra, ani mila, nie warto jej współczuć. Pokrzyżowałaś mi plany, gdyby nie ty, nikt nigdy
by jej nie znalazł. Leżała tam sobie już od lat. Od lat, słyszysz! - ryknął, zaciskając ręce
wokół jej szyi. - Nie, nie, to by było zbyt podejrzane - powiedział po chwili i poluznił
uścisk. Wstał i wlokąc Darcy za sobą, chwiejnym krokiem ruszył wzdłuż mostu.
Ale Darcy nie zamierzała się poddać, ponownie wbiła mu paznokcie w przedramię, aż
zawył z bólu. Szarpnął ręką raz i drugi, lecz Darcy nie puszczała.
- Suka - syknął przez zęby.
- Carter, jesteś chory, potrzebujesz pomocy!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]