[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nad swoją.
- To prawda, w niektórych przypadkach. Ale nas to nie dotyczy. Jane
próbowała jeszcze się bronić, usiłując zachować opanowany głos.
- O ile pamiętam, to ty mówiłeś, żeby każdy pilnował swoich spraw.
Powiedziałeś to pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy.
Jak na to zareaguje?" - zastanawiała się wzburzona. Wilder powoli
zdjął dłoń z podbródka Jane, potem uwolnił jej palce. Podszedł do
swojego biurka, zapalił cygaro i zwinnie usadowił się na rogu blatu. Jane
czekała, aż mężczyzna przemówi, lecz on milczał. Wbił w nią wzrok,
zaciągał się płytko, po czym gwałtownie wypuszczał dym. Nie wiedziała,
czy znów zastanawia się nad nią, czy próbuje zebrać słowa. A może był
po prostu wściekły. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Usiadła za
swoim nowym biurkiem i zajęła się przekładaniem ołówków w
szufladzie.
- Myślałem na początku, że to będzie możliwe - odezwał się nagle.
Jane podniosła wzrok. Zaniepokoiła ją nuta powagi w jego głosie, coś
na co nigdy przedtem się nie zdobył.
- Myślałem tak jeszcze jakiś czas po tym, jak po raz pierwszy wpadłaś
do biura niczym burza. Ale pózniej, tamtego wieczoru... gdy
rozmawialiśmy po kolacji... wiedziałem, że nie możemy zająć się
wyłącznie swoimi sprawami.
Jane zamknęła szufladę.
- Dlaczego?
RS
39
Wilder zgasił nerwowo cygaro.
- Dlatego że... przez kilka chwil przestałaś się kontrolować i wówczas
zobaczyłem prawdziwą Jane... Kobietę, która pragnie się wyzwolić...
Kobietę, która czuje, współczuje, kocha... Kobietę, która nie ukrywa się
za tą szczelną zasłoną chłodu i perfekcji, za barierą starannie dobranych
słów. I naprawdę spodobało mi się to, co zobaczyłem.
Jane wstała, przytrzymując się brzegu biurka.
- Ty... ty nie wiesz, jaka...
Wilder szybko włożył kurtkę. Jednym mocnym szarpnięciem zasunął
suwak i ruszył w stronę drzwi. Chwytając za klamkę, odwrócił się
jeszcze ku Jane.
- W porządku, Walker. Nie wiem, jaka jesteś, bo mi na to nie
pozwalasz. Chyba więc będziemy musieli pilnować jedynie własnych
spraw... ale gdybyś kiedyś zmieniła zdanie, to krzyknij do mnie, gdy
będę w kuchni. Mam tam dyżur w środy.
Pośpiesznie wyszedł z biura. Drzwi zamknęły się za nim z hałasem.
RS
40
Rozdział IV
Jane wysiadła z windy i kulejąc podążyła korytarzem w stronę drzwi
agencji. %7łałowała, że nie jest typem kobiety, która zawsze i wszędzie bez
skrępowania potrafi zrzucić z nóg buty. Bolały ją stopy. Przez ostatnie
dwa tygodnie zajmowała się sprawą, którą uważała za stratę własnego
czasu i pieniędzy klienta. Otóż właściciel Double Dip Ice Cream Plant
utrzymywał, że jego była - niezadowolona z posady - pracowniczka
dokonała sabotażu firmy, sprzedając największemu rywalowi wytwórni
tajemnice handlowe.
Z tego właśnie powodu Jane spędzała ostatnie dni na sumiennym
śledzeniu tej kobiety, podczas gdy tamta robiła zakupy w sklepach z
sezonową obniżką cen, spożywała obiady w tanich barach i próbowała
poderwać mężczyzn w każdym parku Mount Haven. Jak dotąd
podejrzana nie zjadła nawet jednego loda, nie mówiąc już o tym, by
przeszła obok głównego konkurenta Double Dip.
Zbliżając się do drzwi agencji, Jane usłyszała podniesione głosy.
Jeden z nich był niewątpliwie głosem Ginny. Drugi także należał do
kobiety, tyle że starszej i mówiącej ze szczególnym akcentem. Jane
prędko weszła do środka. Ginny pochłonięta była ożywioną rozmową z
niską, przysadzistą kobietą pod sześćdziesiątkę, ubraną w czarny płaszcz
i czarny filcowy kapelusz. Wilder siedział ze stopami opartymi o blat
biurka. Zdawał się być całkowicie zajęty czytaniem gazety.
- Tak - mówiła Ginny. - Wiem, o co pani chodzi. Mój stary też tak
postępował z moją matką. Oczywiście, ona na to zasługiwała, a pani nie.
W każdym razie, gdy tylko będę mogła pani por móc i dać mu szkołę,
zaraz to zrobię.
Jane złowrogo chrząknęła, patrząc na Wildera, który nawet nie zadał
sobie trudu, by wyjrzeć zza gazety. Była to kropla, która przepełniła
kielich. Jane wiedziała, że Wilder wciąż się na nią gniewa, ale jak mógł
zlekceważyć klienta do tego stopnia, by oddać jego sprawę w ręce Giny.
Tego było już za wiele! Zacisnęła zęby.
- Ginny, czy mogę przez chwilę porozmawiać z tobą na osobności?
Uśmiechnęła się przepraszająco do klientki, która nerwowo machnęła
rękami.
Ginny rzuciła Jane jadowite spojrzenie.
- Nie teraz. Jestem zajęta.
- Ginny!
RS
41
Jane ściągnęła z siebie płaszcz i niedbale rzuciła go w stronę stojącego
w przedpokoju wieszaka.
- Ojej, na litość boską.
Ginny podniosła się z krzesła, przekopała stertę magazynów leżących
na biurku, gdzie panował okropny bałagan, wcisnęła do rąk klientki kilka
numerów jakiegoś miesięcznika.
- Proszę, pani S. Niech pani sobie to przejrzy, zanim nie dowiem się,
czego ona chce ode mnie.
Potem zwróciła się do Jane, w której wszystko się gotowało, i
wzruszyła ramionami.
- A więc... gdzie chcesz odbyć tę prywatną rozmowę? Na zewnątrz na
parapecie?
Jane bez słowa położyła dłoń na ramieniu Ginny i wyprowadziła ją na
korytarz. Dziewczyna wyrwała się jednak. Oparła się niedbale o ścianę i
zaczęła przyglądać się swoim polakierowanym paznokciom. Jane była
wzburzona.
Od czasu, gdy oznajmiła, że każdy będzie pilnował własnych spraw,
Wilder stosował tę zasadę co do joty. Nawet nie raczył porozmawiać z
nią na temat sprawy, którą właśnie prowadził, choć Jane podejrzewała, że
jego zadanie jest o wiele ciekawsze od sprawy, którą sama się
zajmowała. Wilder ograniczał się jedynie do wymiany
konwencjonalnych grzeczności. W konsekwencji Ginny, naśladując go
we wszystkim, lekceważyła Jane, gdy ta usiłowała nauczyć ją
profesjonalizmu w pracy, a także w sposobie ubierania się. Cała ta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]