[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak. Zrobionaprzeznas reklamatej kobietyzwróci nanas
uwagę szerokiego kręgu potencjalnych klientów- oznajmił po
chwili namysłu.
- Być może. - Livvyskrzywiłasię z niesmakiem. - Wna-
szymkrajupolitykówmamyprzecież napęczki.
- Twoje uprzedzenia nie powinnyodbijać się na wykony-
wanej pracy.
- Chodzi nieomojeuprzedzenia, leczozasady!
- Przecież nie podoba ci się obecna reklama polityków.
Masz szansę ją zmienić.
- Zapomniałeś, żemamterazna głowiereklamę zup?
- Nie, pamiętam. Chciałem tylko przedyskutować z tobą
pewnezałożenia. Jak, twoimzdaniem, powinnowyglądać re-
klamowaniepolityka?Należałobyprzede wszystkimuwypuklić
jegopoglądyi podkreślić to, coróżni jeod poglądówprzeciw-
ników?
- Chyba tak - mruknęła Livvy. - Ale wydaje mi się, że
wstępujemyna śliski grunt.
- W życiudziejesię takczęsto- sentencjonalnieoświadczył
Conal.
Och, gdybyś wiedział, jak często! pomyślała Livvy. Wtej
chwili sama stąpała prawie polodzie.
- Oszczędz mi tej psychologii dla amatorówi lepiej zajmij
się kawą.
- Proszę o śmietankę. - Działał na zwłokę, wobawie, że
Livvyzaraz każe mu się wynosić.
- Odkiedypijaszkawę ze śmietanką?- spytałazezdziwie-
niem.
- Od teraz.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
143
- Nie mam śmietanki.
- Może być mleko. Twój dziadek Harrytwierdzi, żemleko
neutralizuje złe skutki kofeiny.
- Mój dziadekHarryrównież twierdzi, żejednaszklaneczka
whiskyrano, adrugawieczoremtoreceptana długowieczność!
Conal uśmiechnął się, a Livvyogarnęła fala czułości.
- Czytooznacza, żemlekaniedostanę?
- Nieoznacza.
Wstała i poszła do kuchni. Przyszedł jej do głowypewien
pomysł. Dziecinnie prosty. Napełniła dzbanuszek po brzegi,
wróciładoConalai udając, żesię potknęła, wylałananiegocałe
mleko. Zzadowoleniempatrzyła, jakbiałypłyn wsiąkawko-
szulę i spływa pospodniach.
- Och, przepraszam! - wykrzyknęła. - Potej drzemcewsa-
mochodziechyba się jeszczedokońcanierozbudziłam.
Conal spojrzał na Livvy. Na jej twarzy malowało się po-
żądanie. Naten widoknatychmiast zapomniał orozlanymmle-
ku. Po chwili jednak przyszła mu dogłowyzaskakująca myśl.
Może oblała go celowo, chcąc zmusić do zdjęcia ubrania?
Amożeto, coujrzał na jej twarzy, odzwierciedlałotylkokon-
sternację?
- Nie znoszę zapachu skisłego mleka - oświadczył, krzy-
wiąc się.
- Przepraszam. Jedyne, comogę zrobić, toodrazuuprać ci
ubranie.
- Piękne dzięki. - Jak widać, sprzyjał mu los. - Zaraz się
rozbiorę, żebyś mogła włożyć wszystkodopralki.
Zanimzdążyła cokolwiek powiedzieć, zniknął wdrzwiach
sypialni.
Livvyuprzytomniła sobie, że stałosię coś okropnego. Nad
łóżkiemwisiał obraznagiegoConalaprawienaturalnej wielko-
ści, malowanyprzez nią z wyobrazni!
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
144
Wpadła jak bomba do sypialni. Akurat kończył zdejmować
bokserki. Natenpodniecającywidokzamarła zwrażenia.
- Niepotrzebnie się fatygowałaś - powiedział, podnosząc
głowę. - Sambymci zarazprzyniósł ubranie. Właśnierozglą-
dałemsię zaczymś, czymmógłbymsię owinąć.
Był speszonyzarównopojawieniemsię Livvy, jak i wido-
kiemswojegoportretu na ścianie. Niewiedział, cotooznacza.
Ale jak zapytać otoLivvy?
WzięłaubranieConalai machinalniezwinęławkłębek. Cią-
glebędącpodwrażeniemnagości ukochanego, przesunęładło-
nią pojegoplecach.
- Corobisz?- spytał nerwowo.
- Zastanawiamsię, jak bytu cię zapytać, czyzechcesz ko-
chać się ze mną.
- Tak. - Odpowiedz byłanatychmiastowa.
Livvy nie wyobrażała sobie jednak pieszczot pod wiszą-
cymna ścianiewizerunkiemnagiegoConala. Musiałacoś wy-
myślić.
- Zawsze chciałampieścić się pod kocem- oświadczyła.
- Jak wnamiocie. No, wiesz, szejk arabski i odaliska... - pa-
plała byle co.
- Aja, kiedykupowałemapartament, usłyszałemodajenta,
żerozmiar zainstalowanegotamjacuzzi jest wsamrazdoko-
chania się wedwoje, i zawszechciałemtosprawdzić.
Przez całyczas Livvystarała się zajmować pozycję między
Conalemanieszczęsnymobrazem. Szybkosię rozebrałai wsu-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]