[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Za co mogę być panu jedynie wdzięczny, kolego Rossberg! - Merker ukłonił
siÄ™ lekko.
- Przesłanką powodzenia - stwierdził major tym razem energiczniej - byłaby
jasna koncepcja, a takiej nie mamy w stopniu wystarczającym. Wielu spośród
naszych ludzi zapomniało już, jak się poprawnie myśli, czyli w niemieckim duchu.
Na przykład ten Schulz, ogon Fausta.
- Jednakże - zauważył prostodusznie podpułkownik - możemy chyba
przypuszczać, że pan, kapitanie Müller, nie pozwoliÅ‚ siÄ™ Brytyjczykom tak Å‚atwo
szykanować.
- Wolno panu tak przypuszczać.
- Ale, jak podejrzewam, bezskutecznie.
- Nie caÅ‚kiem, moi panowie, nie caÅ‚kiem. - Kapitan Müller wyprostowaÅ‚ siÄ™
lekko i uśmiechnął nieco pogardliwie. - Nastawałem, by pułkownik von Schwerin
przystąpił do akcji i wynegocjował pewne udogodnienia. Co też się udało po
zastosowaniu niejakiego nacisku.
- Udogodnienia, a jakiego rodzaju?
- Różnego, lecz w istotnych sferach. Należy do nich organizowanie imprez
sportowych, nie jako dodatkowego zajęcia w czasie wolnym, lecz jako części
programu dziennego. Będą to prawdziwe konkurencje, w których wszyscy mogą brać
udział. Między innymi piłka nożna.
- Wybornie! - zawołał podpułkownik Merker. - Ale dlaczego tylko piłka
nożna a nie ręczna? W ręcznej byłem kiedyś mistrzem, bo musi pan wiedzieć, że jest
to bardzo elegancka, bardzo elastyczna dyscyplina sportowa.
- Co tylko pan chce. Nawet tenis, o ile będzie na niego dostateczne
zapotrzebowanie.
- I co jeszcze? - dopytywał się zaciekawiony major Rossberg. - Ciało i dusza
to przecież jedność.
- I pan bÄ™dzie zadowolony majorze, zajÄ…Å‚em siÄ™ tym. Müller-Wipper wydawaÅ‚
się znowu pewniejszy. - Ponieważ wynegocjowaliśmy szeroko zakrojony program
szkoleniowy. Kursy we wszystkich możliwych przedmiotach.
- Mój plan na godzinę X! - wykrzyknął major Rossberg wręcz zachwycony.
Kapitan Müller-Wipper skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. - Może pan natychmiast zaczynać!
- Czy wolno mi zapytać, o jaki plan chodzi? - poprosił Merker jak zwykle
Å‚atwo siÄ™ irytujÄ…c.
Rossberg wyjaśnił chętnie: - Mobilizacja ducha. Niemieckiego ducha, rozumie
się. Już wcześniej Brytyjczycy przedłożyli nam dalekosiężne plany, zachowując
oczywiście daleko idącą ostrożność. Lecz mieli jedynie na myśli kursy języka
angielskiego, co spotkało się z naszej strony, w tej formie, z odrzuceniem. - I na coś
takiego stać tak zwany kulturalny naród - stwierdził prawy człowiek, Merker.
- Ale teraz, gdy mamy wreszcie wolną rękę, możemy zainicjować skuteczną
działalność edukacyjną - major Rossberg wstał i chodził po pokoju jak wykładowca. -
Nazwę to: niemieckie myślenie - niemiecka istota - niemieckie dzieło.
- Zwietnie! - zgodził się Merker. - Na użytek Brytyjczyków będziemy
nazywać to skromnie: myślenie - istota - dzieło. %7łeby zbyt szybko nie przyszły im do
głowy głupie myśli. Oficjalnie będziemy twierdzić: najpierw filozofia i religia, czy
też religia i filozofia, nie jesteśmy przecież małostkowi. Dalej: języki i matematyka.
Wreszcie: historia. I jeden kurs o istocie demokracji.
- Demokracji? - zapytał podpułkownik żartując po żołniersku. - A co to jest?
- Oczywiście tylko to, co my pod tym rozumiemy! - major Rossberg roześmiał
siÄ™ beztrosko. Merker doÅ‚Ä…czyÅ‚ do niego. Müller zaczÄ…Å‚ siÄ™ uÅ›miechać. PojawiÅ‚a siÄ™
ponownie dość harmonijna atmosfera.
- Niezbędny personel pedagogiczny wyszukamy sami; będzie szkolony przeze
mnie i przeze mnie obsadzony. Czy to się da załatwić, kapitanie?
- Jeżeli będziemy postępować dostatecznie mądrze, to jak najbardziej.
- Musimy tutaj doprowadzić wreszcie do rozkwitu prawdziwego ducha! -
zawołał major Rossberg. - Aby niebezpieczni odszczepieńcy nie mieli żadnej
możliwości bezpośredniego czy pośredniego oddziaływania.
- Tak jest - oÅ›wiadczyÅ‚ znaczÄ…co Müller. - Jemu zawdziÄ™czamy wszystkie
nieprzyjemności i wszelkie przypadki użycia przemocy w ostatnim czasie.
- Czy wolno wiedzieć, o kim mowa? - zapytał grzecznie podpułkownik.
- O FauÅ›cie - a o kimże innym? - odparÅ‚ kapitan Müller-Wipper. - Bo on nie
jest jedynie przeciwnikiem światopoglądowym, z tym można by było coś jeszcze
zrobić. Ten człowiek jest po prostu nienormalny.
- To rzeczywiście brzmi niewesoło - zauważył posępnie podpułkownik
Merker.
- On musi zniknąć! On tu przeszkadza!
Rossberg kiwnął głową. - Zajmę się nim osobiście. Zaangażuję moich
najlepszych ludzi. Ostatecznie nie pozwolę takiej wszy zepsuć mojego wielkiego,
narodowego dzieła edukacyjnego.
***
Faust siedział w hallu hotelu Semiramis przy pierwszym stoliku po lewej
stronie. Tym samym w bezpośredniej bliskości wyjścia. Kilka metrów za nim -
niezgrabny, milczący, czytając z zainteresowaniem Express - siedział Peter
O Casey. Nic nie wskazywało na to, że są razem.
- A jak będę musiał pójść w ustronne miejsce, Peter - zapytał Faust
przeglądając rozłożone papiery - to też pójdziesz ze mną?
- Jasne, Henry - zapewnił Peter nie podnosząc wzroku znad gazety. - Przecież
wiesz, że nie spuszczę cię z oczu. Bo strasznie mi się podobasz. Ale to nie ma nic
wspólnego z męską ubikacją. Rozumiesz?
- Rozumiem - powiedział Faust. Miał na sobie skromny, co nie znaczy
nieelegancki garnitur. Dostarczył go Silvers. Garnitur ten wisiał, o ile nie miał go
akurat na sobie Faust, w apartamencie sześćset sześć. Dbała o niego Sitah. I pod tym
względem można było na niej polegać.
- Ma pan w zanadrzu nowe pomysły? - zabrzmiał głęboki, przyjemny głos
tonem lekkiego rozbawienia. Należał do Muhammeda. Tym razem nie przyszedł sam.
Towarzyszył mu ciemny, łagodny i gładki jak jedwab chłopak.
- Ali, mój syn - przedstawił go Muhammed szczególnie uprzejmie. - A to Ali,
jest mister Faust.
- Bardzo pana lubię - powiedział tenże syn kłaniając się.
- A to dlaczego? - zapytał zdziwiony Faust.
- Bo jest pan przyjacielem mister Silversa.
- A jestem? - zapytał Faust z uśmiechem.
- Za takiego Ali pana uważa - odparł Muhammed siadając. - Nie powinien pan
rozczarować mojego kochanego syna - ma wyraznie słabość do Silversa, a właściwie
do rolls-royca.
- Mister Silvers - powiedział Ali grzecznie - obiecał mi przejażdżkę.
- Jeżeli obiecał, to dotrzyma słowa - zapewnił Faust.
Zaraz potem zjawił się Silvers - kompletnie umundurowany, co wskazywało
na intensywną działalność. Nie znalazł nawet czasu, by się przebrać, choć wynajął w
hotelu Semiramis apartament na czas nieokreślony . Na tym samym piętrze, na
którym mieszkała Nancy Nelson.
- Przyszedłem jedynie po to, by zgodnie z umową zabrać Alego.
Sid podał Muhammedowi rękę, objął ramieniem przyglądającego się mu z
zachwytem Alego i uśmiechnął się krzepiąco do Fausta. Potem rzucił badawcze
spojrzenie na Petera O Caseya siedzÄ…cego stolik dalej.
- Wszystko jest więc w najlepszym porządku! - powiedział Silvers i skłonił się
w pożegnalnym geście. Po chwili wyszedł z Alim przed hotel.
Muhammed popatrzył za nim w zamyśleniu. Westchnął przy tym lekko i
powiedział: - Nie jest łatwo być ojcem, ojcem takiego syna. A może w tym wypadku
nie powinienem się martwić?
- Jeżeli chodzi o Silversa, to nie - o ile dobrze rozumiem pana aluzję. Jest
zupełnie normalny. Mam nadzieję, że uspokaja to pana?
- Chętnie pozwolę się w tej sytuacji uspokoić - zapewnił Muhammed rozparty
w rozluznionej pozie. - Lecz ten świat pełen jest rzeczy niezwykłych. Nieprawdaż? A
Silvers jest typem człowieka, który nie zawaha się zrobić interesu na każdej
zauważonej słabości ludzkiej. Czy pan jest innego zdania?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]