[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nocy niewiele spałaś. Powoli, stopniowo zaczęła ogarniać ją senność.
- Fale beta. Ciemność, spadanie...
- Fale alfa.
- Zwietnie!
Kaitlyn poczuła w dłoni nagły skurcz i swędzenie. Ale kiedy podniosła do góry ołówek,
przypomniała sobie wczorajszy rysunek. Znowu ogarnął ją niepokój
- Znowu fale beta - powiedziała Marisol, jakby oznajmiała czyjąś śmierć.
Joyce zerknęła za parawan.
- Kaitlyn, co się dzieje?
- Nie wiem. - Teraz czuła nie tylko niepokój, miała też poczucie winy. - Nie mogę się skupić.
- Hm. - Joyce zawahała się, a potem dodała: - W porządku, poczekaj chwilę - po czym
zniknęła.
Po krótkiej chwili wróciła.
- Zamknij oczy, Kait.
Kaitlyn automatycznie jej posłuchała. Poczuła na czole szybkie muśnięcie, a potem coś
zimnego. Bardzo zimnego.
- Spróbuj jeszcze raz - powiedziała Joyce. Kait usłyszała, jak wychodzi.
Znowu spróbowała się zrelaksować. Tym razem od razu ogarnęła ją ciemność. A potem
poczuła coś dziwnego, jakby coś rozsadzało jej głowę. Jakby miała za chwilę wybuchnąć. A
potem...
Obrazy. Pojawiały się tak szybko, że Kaitlyn nie mogła tego znieść.
- Fale alfa szaleją - odezwał się w oddali czyjś głos. Kaitlyn prawie go nie słyszała.
Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła. Ale była zbyt oszołomiona, by się bać. Obrazy
układały się jak w kalejdoskopie i zmieniały w ułamku sekundy, zanim zdążyła je rozpoznać.
Gabriel. Coś fioletowego. Joyce lub ktoś do niej podobny. Coś fioletowego o nieregularnych
kształtach. Ktoś stojący w uchylonych drzwiach. Kiść czegoś fioletowego i okrągłego. Coś
wysokiego i białego, jakaś wieża? Kiść fioletowych... winogron.
Czuła, jak jej dłoń się porusza i rysuje kolejne niewielkie kółka. Nie mogła się powstrzymać i
otworzyła oczy. I w tym momencie obrazy, które widziała w głowie, zniknęły.
Narysowała kiść winogron. To miało sens. Ten obraz pojawiał się najczęściej.
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, i nie zwracając uwagi na kable, wstała i wyjrzała za
parawan.
- Co się stało? - zapytała. - widziałam w głowie mnóstwo obrazów. Co ty zrobiłaś?
Joyce szybko się podniosła.
- Przyczep kolejną elektrodę.
Kaitlyn dotknęła ręką czoła. Wydawało się jej, że wyczuwa coś pomiędzy elektrodą a skórą.
- lam, gdzie masz trzecie oko - dodała Marisol lodowatym tonem.
Joyce rzuciła jej szybkie spojrzenie, ale oliwkowa twarz Marisol pozostała niewzruszona.
Kaitlyn zamarła. Jej wczorajszy rysunek...
- Co to jest trzecie oko?
- Według legendy, to tam znajduje się cała nadprzyrodzona moc - wyjaśniła Joyce lekkim
tonem, - Znajduje się na środku czoła, tam gdzie szyszynka.
- Ale... ale czemu elektroda miałaby...
- Boże, ona cały czas jest na falach alfa - stwierdziła nagle Marisol.
- Najwyższy czas cię odłączyć - powiedziała szybko Joyce i zaczęła odczepiać elektrody.
Kaitlyn poczuła, jak Joyce odczepia jej elektrodę z czoła, ale jej ręce pracowały tak szybko,
że nie zdążyła niczego zauważyć.
- A tak w ogóle, to co narysowałaś? - zapytała Joyce, odbierając jej notes. - Zwietnie! -
krzyknęła. - Popatrzcie wszyscy na to!
Jej ciepły głos sprawił, że Kaitlyn zupełnie zapomniała o tym, co ją zaniepokoiło.
- Nie wierzę. Narysowałaś rysunek docelowy, Kait! .1 to w najdrobniejszym szczególe, co do
jednego winogrona.
Anna i Lewis zgromadzili się wokół niej. Ochotniczka, wysoka, ciemnoskóra dziewczyna,
pokazała Kait zdjęcie, które trzymała w dłoni. Fotografia przedstawiała kiść winogron, a
rysunek Kait stanowił jej idealną kopię.
- To imponujące. - Kaitlyn usłyszała z tyłu ciepły, leniwy głos. Poczuła, że serce zaczyna jej
szybciej bić.
- To był chyba przypadek - powiedziała, odwracając się w stronę Roba.
- %7ładen przypadek wtrąciła Joyce. - Dobra koncentracja. I bardzo dobry ochotnik, na
pewno będziemy chcieli, żebyś do nas wróciła.
Rob uważnie przyglądał się twarzy Kaitlyn, a jego spojrzenie nagle pociemniało.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz na zmęczoną.
-To dziwne, ale nagle rozbolała mnie głowa. - Kait dotknęła palcami środka czoła, gdzie
poczuła ból, który przeszył ją niczym odłamek lodu. - Chyba po prostu się nie wyspałam...
- Ona musi odpocząć - stwierdził Rob.
- Oczywiście - zgodziła się Joyce. - Kait, może pójdziesz na górę i się położysz? Skończyłaś
na dzisiaj.
Kait chwiała się na nogach.
- Pomogę ci - zaofiarował się Rob. - Trzymaj się mnie.
To była idealna okazja, lepsza od jakiejkolwiek sztuczki, którą obmyślała Kaitlyn. Ale
wszystko na nic. Głowa bolała ją tak bardzo, że marzyła tylko o tym, by się gdzieś położyć i
zasnąć.
Ból wracał pulsującym rytmem. Rob musiał zaprowadzić ją do sypialni, bo prawie nic nie
widziała.
- Połóż się - powiedział i wyłączył nocną lampkę. Kaitlyn położyła się i po chwili poczuła,
jak materac ugina
się pod ciężarem Roba, który położył się obok niej. Nie otworzyła oczu. Nie mogła. Nawet
rozproszone popołudniowe słońce sprawiało jej ból.
- To chyba atak migreny - dodał Rob. - Czy boli cię tylko z jednej strony?
- Nie, tutaj. Na środku - wyszeptała Kaitlyn, wskazując miejsce na czole. Zaczynała też
odczuwać mdłości. Zwietnie, jakie to romantyczne.
- Tutaj? - Rob wydawał się zaskoczony. Jego palce były cudownie chłodne. Dziwne,
poprzednim razem wydawały się ciepłe.
- Tak - Kaitlyn wyszeptała z rozpaczą. - Nic mi nie będzie. Idz już. - Na dodatek właśnie
wyganiała chłopaka, w którym się zakochała.
Rob ją zignorował
- Kait, myliłem się. To nie jest migrena ani zwyczajny ból głowy. Myślę, że odczuwasz ból,
bo zbyt szybko spaliłaś energię, psychiczną energię.
- No i? - zapytała słabym głosem.
- Mogę ci pomóc. Jeśli mi na to pozwolisz.
Z jakiegoś powodu Kaitlyn poczuła niepokój, ale kolejna fala bólu pomogła jej podjąć
decyzję.
- Dobrze...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]