[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głównej sali restauracyjnej. Podłoga była tu wykonana z misternie ułożonej, drewnianej
klepki, a wielkie okna wychodziły na ogród i dalej, na zamglony ocean. W pokoju
instalowano właśnie przeszklone, przesuwne drzwi, prowadzące na nowy taras. Nie było tu
prawie żadnych mebli, stał tylko niski, pokryty szklaną taflą stół i kilka ogrodowych krzeseł,
ustawionych półkolem wokół ogromnego kominka. Na drugim końcu znajdowało się, prawie
niewidoczne za wysokimi regałami pełnymi książek, duże biurko i stolik z maszyną do
pisania.
- Od czasu jak zacząłem pisywać dla was te wstępy, także moje własne pisanie idzie
mi lepiej - powiedział pan Hitchcock. - Odnoszę wrażenie, że działacie na mnie inspirująco.
Jestem bardzo ciekaw waszego sprawozdania. Ale najpierw muszę was powierzyć łaskawym
względom Dona!
Pan Hitchcock przywołał swego kucharza i w chwilę potem straszliwe śpiewy
umilkły, a w przedpokoju zjawił się uśmiechnięty Azjata. Niewiele wyższy od Jupitera,
bardzo szczupły Hoang Van Don wyszczerzył zęby na widok chłopców. Najwyrazniej lubił
ich wizyty. Podbiegł ku nim żywo, a potem z przerażoną miną zatrzymał się w miejscu.
- Och, nie mam nic ma lunch! Najpierw musicie coś zjeść! Mogę podać tylko
pełnomięsne hot-dogi, świeżo przysłane z wschodniego wybrzeża, które miałem podać panu
Hitchcockowi na kolację w potrawce, według przepisu na opakowaniu. Ale mam nie tylko to.
Mogę przygotować stuprocentową imitację ponczu Bora-Bora, z dziewięciu soków z esencji
zapachowej. A także domowe ciastka, które robi się w dwie minuty bez pieczenia!
- Będziemy czekać z niecierpliwością - westchnął pan Hitchcock, kiedy uśmiechnięty
Wietnamczyk znikł w kuchni. - Tęsknię za najprostszymi daniami z najtańszych barów
szybkiej obsługi. Ale nie przejmujcie się kłopotami, jakie spotykają mnie przy stole. Co to za
zagadka, którą rozwiązaliście ostatnio?
- Daliśmy jej tytuł Tajemnica Purpurowego Pirata - powiedział Bob wyciągając z
plecaka dużą kopertę, którą następnie wręczył panu Hitchcockowi.
Don zjawił się prawie natychmiast z hot-dogami, doskonale podrobionym, sztucznym
ponczem owocowym i przygotowanym w dwie minuty domowym ciastem. Podczas gdy pan
Hitchcock pogrążył się w lekturze, chłopcy, nie bacząc na jego przykre doświadczenia
kulinarne, zabrali się ochoczo do jedzenia.
- Interesujący przypadek - powiedział pan Hitchcock po przeczytaniu ostatniej kartki.
- Surowa próba detektywistycznych zdolności, a także umiejętności spostrzegania i
analizowania. Domyślam się, że ten Joshua Evans rzeczywiście okazał się członkiem gangu
Karnesa?
- Tak, proszę pana - powiedział Jupiter. - W kartotece w Waszyngtonie odnaleziono
odciski jego palców. Kiedy Evans dostał się za kratki, Karnes zrozumiał, że wszystko jest już
stracone i wyśpiewał całą prawdę. Jego banda kradła przez wiele lat. A kiedy zgromadzili
wreszcie wszystkie te łupy, Evans zwędził je i zniknął.
- I wszyscy są teraz w więzieniu, obciążeni poważnymi zarzutami?
- Jasne, że tak - wykrzyknął Pete. - Sześć wschodnich stanów bije się między sobą o
to, któremu przypadnie zaszczyt wytoczenia im pierwszego procesu!
- Sława nie zawsze przynosi korzyści - stwierdził sucho pan Hitchcock. - Jeśli dobrze
zrozumiałem, to Karnes wymyślił całą tę akcję nagrywania pirackich opowiastek, żeby
odciągnąć stamtąd kapitana Joya i Jeremy ego?
- Tak - potwierdził Jupiter. - Nie istnieje nic takiego, jak Towarzystwo dla Oddania
Sprawiedliwości Korsarzom, Piratom i Przydrożnym Zbójcom.
- Właściwie, to szkoda - westchnął pan Hitchcock. - Brzmi to nawet interesująco! A
tych wartowników, którzy pilnowali terenu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę,
wystawiono po to, aby przed dostaniem się gangu do wieży Evans nie zwiał znowu z całym
łupem?
- Oczywiście - powiedział Bob. - A Evans związał kapitana i Jeremy ego, ponieważ
bał się, że mogą odgadnąć prawdę. Usłyszał, jak Jeremy mówił, że niektóre z tych klejnotów
wyglądają jak nowe.
- Tyle że Jeremy nie wyciągnął z tego żadnych wniosków - wtrącił Pete. - Nie
przyszły mu do głowy żadne podejrzenia!
- Tak, Evans popełnił błąd typowy dla człowieka mającego nieczyste sumienie -
stwierdził pan Hitchcock. - I rozpaczliwie szukającego ratunku. On zresztą dokładnie
zaplanował sobie wyprowadzenie wszystkich w pole, bez względu na rozwój wypadków.
- Tak, rzeczywiście - potwierdził Jupiter. - My sami podsunęliśmy mu tę myśl naszym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]