[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nic. Dzięki temu koń nieco wytchnie. Bądz jednakże w pogotowiu... Kiedy powiem: ,,Brahma
i Wisznu , dasz koniowi ostrogi. Luiza i ja będziemy stanowić tylną straż.
Kiedy się to działo, trójka uciekinierów znajdowała się w rozległej dolinie. Zraszały ją
wody głębokiego potoku Hanuwery, który jest dopływem Narbady.
Po obu stronach zbocza doliny porastała dżungla i potężne drzewa palmowe. Tu
znajdowała schronienie wszelka gruba zwierzyna Indii, a nie brakło też tygrysów. Tak więc
nie było tu łatwo zejść z głównego traktu i zapuścić się w głąb jednej z nielicznych ścieżek.
Każdej chwili groziło bezpośrednie spotkanie z najgrozniejszymi spośród stworzeń
mięsożernych, nie mówiąc już o strasznych wężach, których jad działa równie piorunująco,
jak kurara czy kwas pruski.
Tymczasem oficerowie angielscy nadjeżdżali truchtem. Miny mieli obojętne, jak przystało
ludziom, którzy nie lękają się wrogów i nie muszą ich ścigać. Zjedli dobry obiad, teraz zaś
palili hawańskie cygara i beztrosko rozprawiali o artykułach z Timesa.
44
Korkoran, w swoim stroju, z flegmatyczną miną cywilusa, czyli cywilnego urzędnika
Kompanii Indyjskiej, zdawał się nie zwracać uwagi Anglików. Olśniła ich za to rzadka uroda
księżniczki.
Co do Luizy, to z początku okazali zdziwienie, lecz jako Anglicy i sportsmeni, prędko
sobie wytłumaczyli to szczególne dziwactwo, a nawet jeden z nich nabrał ochoty, żeby kupić
tygrysicę.
Jedziesz pan z obozu? zapytał Korkorana.
Tak odparł Bretończyk.
Masz pan może świeże wiadomości z Anglii? W południe miały nadejść listy z Londynu.
Rzeczywiście, nadeszły odparł Korkoran.
Co tam słychać na West Endzie? ciągnął Anglik. Czy wciąż jeszcze Lady Suzan
Carpeth dzierży palmę pierwszeństwa na Belgrave Square, czy może ustąpiła miejsca Lady
Margaret Cranmouth?
%7łeby tak prawdę powiedzieć odparł Bretończyk, który nie chcąc budzić podejrzeń,
wolał nie zdradzać, ile go obchodzi Lady Suzan i Lady Margaret obawiam się, ze wkrótce
miss Belinda Charters wezmie górę nad obiema damami.
Miss Belinda Charters? powtórzył dżentelmen zaskoczony. Kim jest ta nowa
piękność? Nigdy o niej nie słyszałem.
I nie ma w tym nic dziwnego, miły panie odrzekł Korkoran. Mr William Charters to
dżentelmen, który na przemyśle wełnianym i na złotym piasku uciułał w Australii
siedemdziesiąt pięć, może osiemdziesiąt milionów franków i...
Siedemdziesiąt pięć, a może osiemdziesiąt milionów! przerwał gadatliwy i ciekawski
dżentelmen ależ to ładna suma!
Otóż to dodał Bretończyk. Pojmujesz pan zatem, że miss Belinda Charters, która
zresztą jest kobietą nieprzeciętnej urody, może mieć rzesze adoratorów, Do zobaczenia,
panowie!
I właśnie zamierzał się oddalić razem z Sitą i Luizą, kiedy dżentelmen za nim zawołał:
Wybaczysz pan, że się wtrącam, lecz czuję się w obowiązku uprzedzić cię, że jesteśmy w
kraju nieprzyjacielskim i że dalsza jazda tą drogą może być wielce niebezpieczna.
Wdzięczny jestem, żeś mnie pan ostrzegł odparł Korkoran.
Wszędzie kręcą się zwiadowcy Holkara; mogliby was porwać.
Ach tak! W istocie. Będę zatem ostrożny, Korkoran miał już ruszyć w dalszą drogę, lecz
Anglik widać postanowił, że nie puści go przed zachodem słońca, bo znów spróbował
nawiązać rozmowę:
Jesteś pan bez wątpienia urzędnikiem na usługach Kompanii?
Nie, drogi panie, podróżuję dla własnej przyjemności.
Dżentelmen z szacunkiem pochylił się na siodle, przeświadczony, że człowiek, który li
tylko dla przyjemności przyjeżdża z Europy do Indii, musi być osobistością wybitną, co
najmniej lordem lub wpływowym członkiem Izby Gmin.
Już na nowo otwierał usta, lecz Korkoran przeszkodził mu, posłyszał bowiem za sobą
tętent zbliżającej się pogoni.
Pan wybaczy powiedział ale mi spieszno...
Pozwolisz pan przynajmniej, że poczęstuję go cygarem.
Nie zwykłem palić w obecności dam odparł Korkoran zniecierpliwiony.
Rozmowa toczyła się po angielsku, który to język Korkoran znał doskonale, lecz tak go
zgniewało, że traci cenne sekundy przez tego gadułę, iż na chwilę zapomniał o swej roli i
ostatnie słowa powiedział po francusku.
Co u diaska! zawołał oficer więc pan jesteś Francuzem, a nie Anglikiem! Cóż pan tu
robisz w taki czas?
Zbliżała się rozstrzygająca chwila. Korkoran spojrzeniem uprzedził Sitę, ażeby gotowała
45
się do ucieczki.
Lecz księżniczka wpatrywała się z uwagą w jednego z Hindusów, co towarzyszyli
wojskowym i ciągnęli ich wózki. Korkoran rzucił okiem w tym samym kierunku i spostrzegł
zdziwiony, że Hindus i córka Holkara wymieniają w milczeniu tajemne znaki.
Kiedy baczniej przyjrzał się Hindusowi, rozpoznał bramina Sugriwę, którego Tantia Topi
przysłał był do Holkara. Nie miał zresztą zbyt wiele czasu do namysłu, bo już otoczyło go
przynajmniej dziesięciu angielskich oficerów, a ten, co przedtem z nim rozmawiał, odezwał
się:
Jesteś pan naszym jeńcem aż do chwili, gdy obecność pańska w kraju Holkara zostanie
wyjaśniona.
Jeńcem! zawołał Korkoran. Panowie żartują. Z drogi albo strzelam!
Przy tych słowach wyjął z kieszeni rewolwer i w sekundzie go naładował.
Anglik, nie mniej szybki, również uzbroił się w rewolwer i już obaj mieli z bliska oddać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]