[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tyczną partnerką.
- Zrób tak, żeby nie rzucało nami przez kilka
minut, dobrze? - Uśmiechając się, wyjęła z torebki
lusterko i zaczęła tuszować rzęsy. - Jaki jest plan?
- Taki sam jak przedtem. Będziemy krążyć nad
okolicą i wypatrywać domów. Ten, o który nam
chodzi, ma stromy podjazd.
- To z pewnością znacznie zawęża zakres.
- Cicho bądz! To domek piętrowy, otoczony zada
szonym tarasem, z trzema oknami od frontu, wy
chodzącymi na zachód. Słońce zachodziło w jednej ze
scen na kasecie wideo - wyjaśnił. - Z posiadanych
przez nas informacji wynika też, że gdzieś w pobliżu
jest jezioro. Widziałem także jodły i świerki, co określa
nam w przybliżeniu wysokość, na jakiej się znajdują.
Dom zbudowany jest z jasnych bali. Myślę, że nietrud
no będzie go znalezć.
Pewnie miał rację, ale było coś jeszcze, o czym
należało wspomnieć.
- Może jej tam nie być, Colt - odezwała się Althea.
- To się okaże - mruknął, kierując cessnę na
zachód.
Althea szybko zmieniła temat.
- Powiedz mi, jaki stopień miałeś w lotnictwie.
168
- Byłem majorem. - Uśmiechnął się. - Wygląda na
to, że jestem wyższy rangą.
- Odszedłeś z wojska - przypomniała mu. - Musia
łeś świetnie wyglądać w mundurze.
- Ja też nie miałbym nic przeciwko temu, by cię
zobaczyć w policyjnym uniformie. Patrz!
Spojrzała we wskazanym kierunku i ujrzała w dole
chatę. Dwupiętrowa, zbudowana z czerwonego drew
na. Dostrzegła też dwa inne domki, oddzielone od
siebie rzędem drzew.
- %7ładen z nich nie pasuje.
- Nie - zgodził się Colt. - Znajdziemy ten, który
pasuje.
Polecieli dalej, kontynuując poszukiwania. Althea
przez cały czas badała teren przez lornetkę. Widziała
niewielkie domki, rozsiane tu i ówdzie, większość
z nich jednak wyglądała na niezamieszkane. Tylko
w kilku wypadkach dym unosił się z komina, a na
zewnątrz parkowały furgonetki lub pojazdy z napędem
czterokołowym.
Przed jednym z domów mężczyzna w czerwonej
koszuli rąbał drwa na opał. Wytropiła też stado łosi,
pasące się na oszronionej łące oraz samotną sarnę.
- Nic tam nie ma - powiedziała w końcu. - Chyba
że chcemy zrobić dokument o... Poczekaj! - Jej
uwagę przykuł przebłysk bieli wśród drzew. - Za
wróć! Godzina czwarta. - Raz jeszcze powiodła
wzrokiem po ośnieżonych zboczach i zobaczyła ten
dom - dwie kondygnacje ze spłowiałych bali, trzy
okna na zachód i taras pod dachem. Na końcu
stromego, wysypanego żwirem podjazdu stała tereno
wa furgonetka. Kolejnym dowodem na to, że dom jest
zamieszkany, był dym, unoszący się spiralnie z ko
mina.
- Chyba znalezliśmy.
169
- Założę się, że tak. - Colt zrobił jeszcze jedno
okrążenie, po czym odleciał.
- Przyjmuję zakład. - Althea sięgnęła po nadaj
nik. - Podaj mi namiary. Wezwę ekipę śledczą, a my
w tym czasie będziemy mogli wrócić do miasta i wziąć
od prokuratora nakaz przeszukania.
Colt podał jej współrzędne i powiedział:
- Nadaj je, oczywiście, ale nie mam ochoty czekać
na jakiś świstek.
- Co ty sobie właściwie wyobrażasz? Co zamie
rzasz zrobić?
Patrzył jej przez chwilę w oczy, a potem odwrócił
wzrok.
- Wylądować i wejść do środka.
- O nie!
- Ty rób swoje. - Skręcił nad łąkę, na której Althea
widziała pasące się łosie. - Są spore szanse, że ona tam
jest. Na pewno jej nie zostawię.
- Co chcesz zrobić? - Była zbyt rozdrażniona, by
zauważyć grozną stromiznę. - Wtargnąć do środka,
strzelając na oślep? To nie kino, Nightshade. Nie tylko
jest to niezgodne z prawem, ale i ryzykowne dla
zakładnika.
- Masz lepszy pomysł? - Colt w napięciu szyko
wał się do lądowania. Wiedział, że wpadną w po
ślizg, gdy dotkną kołami ziemi, i mógł się tylko
modlić, by maszyna nie zaczęła koziołkować po
zboczu.
- Zciągniemy tu ekipę śledczą ze specjalistycznym
sprzętem. Dowiemy się, kto jest właścicielem, i uru
chomimy urzędową procedurę.
- A potem się włamiemy? Nie, dziękuję. Mówiłaś,
że czasami przypinasz narty i szusujesz po stokach,
prawda?
- Co?
170
- Teraz zrobisz to samo w samolocie. Trzymaj się
mocno!
Odwróciła się i przez szybę zobaczyła pędzącą na
ich spotkanie, lśniącą łąkę. Zdążyła tylko zakląć, i to
szpetnie, a potem impet zderzenia pozbawił ją tchu.
Uderzyli z hukiem o ziemię i zaczęli się ześlizgiwać
po zboczu. Fontanny śniegu tryskały w górę po obu
stronach cessny, zachlapując szyby. Althea ze stoickim
spokojem patrzyła, jak lecą ku zwartej ścianie drzew.
Aż nagle samolot obrócił się dwa razy wokół własnej
osi i zatrzymał w miejscu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]